Oblany uczeń, pobity pedagog

Oblany uczeń, pobity pedagog

Jeżeli nie uda się zahamować agresji w szkołach, nauczyciele zaczną masowo rezygnować z zawodu

Szczególnie w gimnazjum ciężko jest nie tylko uczyć, ale i wytrzymać z nieletnimi bandytami – denerwuje się młody nauczyciel. I dodaje: – W gimnazjum jest obowiązek szkolny. To powoduje, że nawet mocno doświadczony 17-latek musi się uczyć razem z 12-latkami. Weteran lży nauczycieli, wyzywa, grozi. I nic mu nie można zrobić. Nawet z lekcji wyrzucić. A jak nauczyciel się zdenerwuje, to ma na karku prokuratora. Bo ten bandzior zna wszystkie przepisy. Przez tyle lat je poznawał.
Kilka dni temu media informowały, że uczeń gimnazjum w Stawie, w podkaliskiej gminie Szczytniki, został pobity przez nauczyciela podczas lekcji wf. Wyjaśnianiem okoliczności całego zdarzenia zajęły się już policja i prokuratura. 14-latek trafił na oddział chirurgiczny kaliskiego szpitala z nogą w gipsie. Z jego relacji wynika, że nauczyciel uderzył go najpierw głową w jego głowę, a następnie pięścią w ramię. On też nie pozostał dłużny i uderzył pedagoga otwartą dłonią w twarz. Bogdan Augustyniak, dyrektor gimnazjum w Stawie, przekonywał, że nigdy wcześniej w jego szkole nie zdarzało się, aby uczeń został uderzony przez nauczyciela. – Jest to naprawdę nieprzyjemna sytuacja – mówił. – Wynika ona w pewien sposób z winy zarówno ucznia, jak i nauczyciela. Sytuacja jest taka, że młodzież jest coraz trudniejsza i coraz trudniej się z nią pracuje.
Po tych doniesieniach w środowisku nauczycielskim zawrzało. – Czy to musiało tak się skończyć? Kto zawinił? – zastanawia się Lidia Jastrzębska ze Związku Nauczycielstwa Polskiego. Jej zdaniem, ta sytuacja dobitnie pokazała, że nauczyciel już dawno przestał być bezwzględnym autorytetem.
Do niedawna to uczeń najczęściej uchodził za osobę pokrzywdzoną, którą trzeba było się opiekować i dawać psychologiczną ochronę. Ale czasy się zmieniły. Teraz specjalną troską przydałoby się otoczyć nauczycieli. Bo mogą oberwać od uczniów… – Praca w gimnazjum jest bardzo trudna. Ale tak naprawdę problem zaczyna się jeszcze w podstawówce, gdzie dzieciom się pobłaża, we wszystkim ustępuje – przekonuje Wiesław Olesiński, dyrektor gimnazjum w Błędowie. – Czasem myślę, że nie ma co tracić zdrowia na modelowaniu postawy takiego gimnazjalisty, który patrzy na świat przez pryzmat nowego telefonu, a słucha się tylko tych z większymi od niego mięśniami. Jestem przeciwnikiem kar cielesnych, ale uczeń musi mieć świadomość, że jeżeli ostro przesadzi, to oberwie po uszach. Wyrośniętego 14-latka pani od polskiego nie wyśle do kąta, bo taki uczeń zaśmieje się jej w twarz.

Agresja z każdej strony

– W każdej szkole powinien być ochroniarz. Nie byłoby wtedy wątpliwości co do winy szalonych dzieciaków – mówi inny nauczyciel. Przekonuje, że przedstawiciele jego profesji są na z góry przegranej pozycji. – Nawet jeżeli to dzieciak sprowokował czy groził, i tak będzie miał kilkudziesięciu świadków przeciwko nauczycielowi. Swoich kolegów, rodziców…
Nauczycielom coraz trudniej ukryć emocje, a czasem nawet strach przed tym, co zastaną w klasach. I chyba coś jest na rzeczy. Badania przeprowadzone pod koniec roku szkolnego przez władze stolicy pokazały, że w polskich szkołach kultura przemocy ma się bardzo dobrze. Przepytano blisko 20 tys. uczniów warszawskich gimnazjów, 2,5 tys. nauczycieli, ponad 15 tys. rodziców. Wyniki przeraziły wszystkich. Co dziewiąty gimnazjalista twierdzi, że został napadnięty w szkole lub w jej pobliżu. Co 11. zaatakowano gazem, nożem lub innym narzędziem. Okazało się też, że niepewnie czują się sami pedagodzy. Co czwarty nauczyciel warszawskich gimnazjów przyznaje, że odczuwa „zagrożenie fizyczne ze strony uczniów podczas lekcji”, a ponad 40% boi się na przerwach. Dwie trzecie twierdzi, że regularnie staje się obiektem chamskich zaczepek i wyzwisk, a co piątemu grożono nożem. – Takich przypadków nieskrywanej agresji wobec nauczycieli jest więcej, niż nam się wydaje – przekonuje Lidia Jastrzębska. – Ale mało kto chce o tym głośno mówić, większość spraw tłumi się w murach szkoły. Bo wielu pedagogów odbiera to jako wstyd, osobistą porażkę.
Podobna sytuacja jest w całej Polsce. Potwierdziły to na przykład badania przeprowadzone z inicjatywy Regionalnego Centrum Polityki Społecznej Urzędu Marszałkowskiego w Łodzi. Łącznie przebadano 230 uczniów w losowo wybranych szkołach województwa łódzkiego. Jedno z pierwszych pytań, jakie zadano uczniom, brzmiało: gdzie spotykasz się z agresją i przemocą? Nastolatkowie odpowiadając, mogli wskazać rodzinę, szkołę, ulicę lub jakiekolwiek inne miejsce. Większość jednak wybrała właśnie szkołę. Niewielka różnica była jedynie między szkołami miejskimi i wiejskimi. Uczniowie z miast częściej obserwują różne patologiczne zachowania wśród swoich rówieśników niż ich koledzy w szkołach wiejskich. W mieście nie ma także różnic w wynikach dziewcząt i chłopców, natomiast w szkołach wiejskich agresję znacznie częściej obserwują chłopcy (85%) niż dziewczęta (28%).
We wszystkich szkołach, bez względu na miejsce, najbardziej charakterystyczne przejawy agresji to: wyzywanie, bicie i kopanie oraz wyśmiewanie. Z tą różnicą, że na wsi częściej obserwuje się przejawy agresji werbalnej. Z kolei w mieście więcej jest aktów agresji fizycznej. Podobne prawidłowości dotyczą płci. Autorzy badań podkreślali, że dziewczęta częściej posługują się agresją werbalną, czyli wyśmiewają, krytykują i przezywają. Chłopcy natomiast mają coraz mniejsze opory w sięganiu po przemoc fizyczną.

Co dalej z zawodem?

– Różnej maści eksperci mówią nauczycielom, że powinni być elastyczni. Ale to tylko puste, nic nieznaczące hasła. Ktoś powinien wskazać nauczycielowi właściwe zachowania, nauczyć fachowej mediacji. Dlatego potrzebny jest cały cykl profesjonalnych szkoleń. A najlepiej, gdyby taką naukę zacząć już na uczelniach. Poza czystą teorią nauczyciel powinien kończyć studia lepiej przygotowany praktycznie – mówi Lidia Jastrzębska. – Inna rzecz, że odporności nikt nie nauczy się od razu. Gimnazjum to najtrudniejszy typ szkoły. Bo to i taki wiek uczniów, hormony, hałas, liczne klasy. Wielu nauczycieli ucieka z gimnazjów. Dla nich to też szkoła. Szkoła życia.
Krzysztof Śniożek z Międzyszkolnej Rady Rodziców w Katowicach przekonuje, że ostatnio widać coraz wyraźniej jeszcze jedno dramatyczne zjawisko. Powiększa się grono nauczycieli, którzy bardzo niechętnie idą do pracy. Bo w szkołach panuje coraz gorsza atmosfera. Stres i rywalizacja psują relacje w pokojach nauczycielskich. Bywa, że dyrektorzy szkół zupełnie nie rozumieją potrzeb nauczycieli i zatrzaskują przed nimi drzwi, niczym przed namolnymi interesantami. Potem taki nauczyciel musi dać upust swojej frustracji. A najbliżej ma do klasy. – Problem tkwi także w tym, że współpraca szkół z rodzicami jest w opłakanym stanie – mówi Krzysztof Śniożek. – Podobnie jest z wychowawczą rolą szkoły. Sytuacja pogarsza się z roku na rok. A takie wydarzenia, gdy ktoś kogoś uderzył w czasie lekcji, to tylko smutna konsekwencja całej sytuacji.
W Międzyszkolnej Radzie Rodziców zwracają uwagę jeszcze na fakt, że w szkołach brakuje fachowej pomocy psychologicznej. Większość tzw. specjalistów nie jest zupełnie przygotowana do pracy środowisku w uczniowskim. A skoro tak, to powinni od razu zmienić zawód. Mówienie, że kogoś już nie da się zmienić, że nie można nic zrobić? Dziecko, nawet to całkiem duże, daje się jeszcze kształtować. To raczej my, dorośli, jesteśmy niereformowalni. – Agresja ciągle narasta ze wszystkich stron. Ulegają jej nie tylko uczniowie, ale też rodzice i nauczyciele. Tym ostatnim przypomina się nieustannie o niżu demograficznym i o tym, że mogą w każdej chwili stracić pracę. Inna rzecz to szkolna biurokracja, która rozrosła się do olbrzymich rozmiarów. Nauczyciel traci sporo czasu na wypisywanie kolejnych świstków. Na wychowywanie zostaje coraz mniej czasu – mówi pojednawczym tonem Krzysztof Śniożek.
Jednak wśród pedagogów coraz wyraźniej zaczyna dominować przekonanie, że uczeń, który narusza cielesność nauczyciela, powinien zostać przykładnie ukarany. Nie każdy jednak ma odwagę powiedzieć o tym głośno. – Poza tym nauczyciel często jest zupełnie bezradny, bo takiego przepełnionego agresją ucznia trudno nawet ze szkoły usunąć. Ostateczną decyzję w tej sprawie podejmuje nie dyrektor, ale kurator. A potem i tak trzeba jeszcze znaleźć szkołę, która zgodzi się wziąć do siebie takiego łobuza – tłumaczy Wiesław Olesiński.
Zdaniem nauczycieli, wyeliminowanie brutalnych zachowań jest bardzo trudne, choć czasem może się udać. Trzeba jednak zaczynać bardzo wcześnie, zwracając uwagę na drobiazgi. Jakie? Na przykład nie wolno tolerować, by uczeń mówił „dzień dobry” z rękami w kieszeniach lub żuł gumę na lekcji. To tylko pozornie błahe sprawy, ale dając zezwolenie na to, otwieramy drogę do znacznie gorszych zachowań. – Często rozmawiamy w pokoju nauczycielskim o tym, co dalej z naszym zawodem. Na pewno coraz mniej ludzi nadaje się do tej pracy. Wielu nauczycieli korzysta regularnie z pomocy psychologicznej, nie mówiąc już o innych problemach ze zdrowiem, słuchem, gardłem, bólami głowy – mówi Wiesław Olesiński. Cieszy się, że sam niedługo odchodzi na wcześniejszą emeryturę bo, jak przyznaje, dosyć ma głupoty w oświacie. I oby tylko za dużo nauczycieli nie wpadło na ten sam pomysł.

 

Wydanie: 2005, 41/2005

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy