Zrobię wszystko, żeby uwolnić Polaka niewinnie oskarżonego o spowodowanie gigantycznego pożaru na Greenpoincie Mec. Samuel Getz z Legal Aid Society w Nowym Jorku – Jak pan został obrońcą Polaka Leszka K. oskarżonego o spowodowanie największego pożaru w Nowym Jorku od czasu pamiętnego 11 września 2001 r.? – Gdybym nie był prawnikiem Legal Aids Society (LAS), ta sprawa by do mnie nie trafiła w ogóle. Przypadek zadecydował natomiast, że w dniu, kiedy trafiła do sądu, miałem akurat dyżur w LAS, co przypada przynajmniej raz w miesiącu. Kiedy zostaje zastosowany areszt w sprawie kryminalnej, prawo wymaga, aby podejrzany został postawiony przed sędzią w ciągu 24 godzin, ale też otrzymał prawnika. Byłem najstarszym stażem adwokatem podczas tego dyżuru i dlatego sprawa z tak poważnym zarzutem została mi przydzielona. Leszek K. stanął wtedy przed tzw. nocnym sądem, czyli sądem kryminalnym na Brooklynie, obradującym na nocnej sesji. – Dlaczego właściwie prawnicy, w tym wielu znanych, idą do pracy w tej organizacji? Przecież w tym samym czasie mogą więcej zarobić, wykonując praktykę prywatną? – Jest wiele powodów, które nas tu sprowadzają. Przede wszystkim bardzo wierzymy w konstytucyjne prawo każdego człowieka do posiadania prawnika, które wraz z prawem do sprawiedliwego procesu i prawem do osądzenia przez ławę przysięgłych stanowią fundament amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Ponadto jesteśmy święcie przekonani, że prawa te są należne wszystkim ludziom. Ich status społeczny i materialny, status pobytowy w Ameryce, wiek, rasa, pochodzenie etniczne i orientacja seksualna nie mają i nie mogą mieć jakiegokolwiek znaczenia. Uważamy, że prawo jest dla wszystkich. Nawet tych na samym dnie. To są pryncypia. Mówiąc o sprawach zawodowych, praca dla LAS jest dla wielu młodych prawników szansą zdobycia cennego doświadczenia proceduralnego i procesowego wprost na sali sądowej, o wiele szybciej niż w przypadku prywatnej kariery w kancelariach prawnych, gdzie czas terminowania i droga awansu są z natury rzeczy dłuższe. – Co widać dobrze na pana przykładzie. W wieku 34 lat ma pan już dziewięć lat doświadczenia procesowego w sprawach karnych i wysoką pozycję zawodową. Jaki przebieg ma pańska kariera prawnicza? – Jestem absolwentem renomowanej Brooklyn Law School. Po zdaniu egzaminów adwokackich zostałem prawnikiem Legal Aid Society. Broniłem ludzi we wszystkich „podręcznikowych” oskarżeniach karnych, od małych kradzieży po morderstwo. Ostatnio doprowadziłem do uniewinnienia człowieka oskarżonego o sprzedaż narkotyków, za co w Nowym Jorku grozi wieloletnie więzienie. Przedtem zaś do uniewinnienia mężczyzny oskarżonego o usiłowanie zabójstwa. Dowiodłem, że używając noża, gdy został zaatakowany przez napastnika, działał w obronie koniecznej. W tej sprawie przełomowe okazało się odkrycie, że człowiek ugodzony nożem ukrył przed sądem, że sam był w przeszłości karany za atak na bezbronną kobietę i ciężkie jej pobicie, działając wraz ze wspólnikiem uzbrojonym w pistolet. Konfrontacja przed sądem była zwrotem w sprawie i ława przysięgłych orzekła niewinność mego klienta. – No to pomówmy o obecnym kliencie, Leszku K., co do którego policja i prokurator też są przekonani, że jest winien podpalenia, mimo że był wtedy daleko od miejsca zdarzenia. Wierzy pan w jego niewinność? – Oczywiście, wierzę w jego niewinność. Po pierwsze, dlatego, że 2 maja br. był w Pond Eddy, niedaleko Port Jarvis, trzy godziny jazdy z Nowego Jorku. Potwierdził to w policyjnych przesłuchaniach Zbigniew Sarna, szanowany biznesmen, właściciel firmy budowlanej, który – notabene – rok temu uratował życie zastępcy szeryfa przygniecionemu w wypadku pod samochodem. Leszek K. pracował przez dłuższy czas u Sarny i nie miał jakiegokolwiek środka lokomocji, aby udać się do Nowego Jorku i wrócić. Są świadkowie, którzy potwierdzają jego obecność w Pond Eddy, są zdjęcia, zapisy operacji bankowych, jakie robił. Nawet sam prokurator nie twierdzi, że Sarna kłamie, a jedynie, że może się mylić. W dniu pożaru Sarna oglądał ten news w telewizji, a Leszek siedział w jego kuchni i jadł śniadanie przed pójściem do roboty. Dlatego nie ma możliwości, aby biznesmen mylił się w datach czy faktach. Poza tym jego wiarygodność jako świadka jest trudna do podważenia. Jaki miałby interes kłamać na rzecz kogoś, kogo poznał dwa miesiące wcześniej, i ryzykować? – Dlaczego w takim razie Leszka K. aresztowano i oskarżono? Pytanie
Tagi:
Waldemar Piasecki









