Dlaczego ludzie zaczynają się bać opowiadania dowcipów o Lechu Kaczyńskim W ubiegłą środę nagle zamknięto internetową stronę www.spieprzajdziadu.com, na której znajdowały się zabawne fotomontaże i karykatury braci Kaczyńskich. Od czasu gdy Lech Kaczyński stał się kandydatem na prezydenta RP, była jedną z najczęściej odwiedzanych stron w sieci. Zalała ją fala kolejnych dowcipów o bliźniakach. Co więcej, rymowanki, rysunki i fotomontaże zaczęły masowo krążyć po Internecie i zapychać elektroniczne skrzynki pocztowe. Teraz żarty się skończyły, bo PiS powiedziało dość. Przestało być smieszno, a zaczęło być straszno. Dowcip w polityka – polityk w dowcipnisia – Dwa lub trzy lata odosobnienia za obśmiewanie pary kaczek to trochę za dużo jak na nasze skołatane wyborami nerwy. A jakoś kilka dni temu przestaliśmy wierzyć w niezawisłość krajowego wymiaru sprawiedliwości. Nie składamy jednak broni – zapowiadają autorzy kultowej strony spieprzajdziadu.com. Na indeksie znaleźli się także autorzy podobnych stron, które w ostatnim czasie masowo pojawiły się w sieci. Do ich twórców zaczęły docierać ostrzeżenia – najpierw delikatne, później bardziej stanowcze. Życzliwi prawnicy przypominali, że wśród materiałów humorystycznych są takie, które można uznać za szkalujące prezydenta. Oznacza to, że od zaprzysiężenia Lecha Kaczyńskiego (23 grudnia) będą stanowiły przestępstwo z paragrafu 135 kodeksu karnego mówiącego o publicznym obrażaniu głowy państwa. Za ten czyn grozi do trzech lat więzienia. Prawnicy wspominali też, że Kaczyński jako szef resortu sprawiedliwości lubił „ręcznie sterować”. Ten nawyk mógł wejść mu w krew. Tym bardziej że powszechnie znana jest niechęć Kaczyńskich do żartów na swój temat. I nie zmienia tego fakt, że oficjalnie przedstawiają się jako uosobienie poczucia humoru. Dlatego zanim zabiorą się Państwo do dalszej lektury naszego tekstu, ostrzegamy: tymi, których rozbawią dowcipy na temat najpotężniejszych bliźniaków w Polsce, może wkrótce zająć się prokurator. A ten nałoży nam „kwaganiec”, a na nadgarstkach zatrzaśnie „kwajdanki” (narzędzia tortur stosowane w Kwaczystanie). Najodważniejszych zapraszamy do beczki śmiechu. Tak czy inaczej, to byłoby kuriozum, gdyby pierwszymi więźniami politycznymi IV RP stali się satyrycy i internetowi prześmiewcy. Oczyszczające żarty Skąd wzięło się szaleństwo wyborczego humoru? Od lat przecież utyskiwało się, że satyra polityczna w Polsce jest martwa. A ostatnie dobre dowcipy można było usłyszeć za… PRL-u. Okazuje się, że lawina powyborczych żartów to nie tylko kwestia poczucia humoru rodaków, ale bardziej rodzaj barometru nastrojów społecznych. Zdaniem ekspertów, wysyp dowcipów politycznych należy postrzegać w kategorii zjawiska socjologicznego i poddać analizie. Nie da się ukryć, że prezydent elekt ma swoich oponentów, którzy dowcipem chcą odreagować frustrację i wyrazić swoje niezadowolenie z wyników wyborów. – Aktualne żarty są rodzajem katharsis, oczyszczenia – mówi dr Andrzej Rostocki, socjolog. Śmiech od zawsze odgrywał rolę terapeutyczną, łagodził poczucie bezsilności, rozładowywał napięcia. Zamiast spalać się nerwowo, lepiej się pośmiać. Oswajamy w ten sposób to, co nowe i groźne. To nie jest tylko płytka rozrywka. – Wiele dowcipów daje obraz współczesnej Polski. Świadczy też o politycznej wiedzy ich autorów, w większości ludzi młodych. A przecież mówi się o nich, że nie są zainteresowani polityką. Tymczasem kpina jest wyrazem postawy. Wynika z tego, że nie akceptują, co prawda, obecnego porządku społecznego, ale ich zaangażowanie oznacza, że nie są społecznie straceni. Chcą uczestniczyć, ale na własnych zasadach – tłumaczy dr Rostocki. Ogromną popularnością wśród młodzieży licealnej cieszą się plakietki z wizerunkiem przekreślonej kaczki i napisem „Zakaz kwakania”. Po części to zasługa młodzieżowej mody, ale w dużej mierze manifestacja niezgody. I tęsknota za kontestacją. Udział w takim zbiorowym buncie zapewnia wzrost adrenaliny i poczucie aktywności. Według socjologów, po raz pierwszy od dłuższego czasu Polacy poczuli wagę opowiadanych dowcipów. Mają wrażenie, że w ten sposób coś zmieniają. Socjolog, dr Krzysztof Łęcki, uważa, że mamy do czynienia z odżyciem żartów politycznych. Porównuje to do czasów PRL-u, gdy dowcip był znaczącą bronią przeciwko władzy. – Dowcip wrócił na pierwszą linię walki politycznej. Być może powodem tego jest nieuzasadnione, moim zdaniem, poczucie ograniczenia wolności słowa. A dowcip jest jej orężem –









