Ofiary żywiołów

Znowu nie byliśmy mądrzy przed szkodą Tegoroczne burze, nawałnice i powodzie zbierają swoje żniwo. Prawie 30 ofiar śmiertelnych, zalane, odcięte od świata miasta, zniszczone drogi, linie energetyczne i uprawy. Każdy zadaje sobie pytanie, dlaczego znowu dotknęły nas takie klęski żywiołowe. Czy niczego nie nauczyliśmy się po powodzi z 1997 r.? – Panujemy nad sytuacją, co oznacza, że wszędzie, gdzie to potrzebne, kierujemy wystarczającą ilość sprzętu, strażaków, policjantów – zapewnia wiceminister spraw wewnętrznych, Józef Płoskonka. – Strażacy jednak nie mogą nikogo siłą wyciągać z zalewanego domu, jeżeli ratowana osoba na piśmie oświadcza, że nie chce opuścić budynku, to jest to jej własna decyzja. W każdym razie mogę stwierdzić, że po powodzi w 1997 r. wydaliśmy 7 mld zł, by należycie przygotować się do podobnego kataklizmu. Dobrze wykorzystaliśmy te środki, najważniejsze, że stworzyliśmy jednolity system organizacyjny ratownictwa. Optymizmu ministra nie podziela Najwyższa Izba Kontroli, która, kontrolując usuwanie skutków poprzedniej powodzi, stwierdziła w swym ubiegłorocznym raporcie: „Od powodzi lipcowej w 1997 r. nie poprawił się stan zabezpieczenia przeciwpowodziowego kraju”. Zdaniem NIK, nakłady inwestycyjne na gospodarkę wodną nie zostały należycie zwiększone, co grozi opóźnieniami w budowie sześciu zbiorników wodnych, mających chronić przed powodzią. Opieszale wykorzystywano zagraniczne kredyty pomocowe – aż 11 miesięcy minęło od zawarcia umowy kredytowej z Międzynarodowym Bankiem Odbudowy i Rozwoju, zanim podpisano porozumienie w sprawie uruchomienia przyznanych środków. Nic więc dziwnego, że tylko niespełna w 60% naprawiono uszkodzone wały, śluzy, kanały. Nie poprawiło się w istotny sposób funkcjonowanie systemu wykrywania nadciągających zagrożeń, nie nastąpił postęp w tworzeniu układu pomiarowego i prognostycznego, opartego na radarach meteorologicznych. Czy jeszcze potrzeba będzie wielu powodzi, zanim staniemy się mądrzy przed szkodą? Padło na Polskę Dlaczego w ogóle przez Polskę przewala się taki kataklizm pogodowy? Jak mówią meteorolodzy, nad naszym krajem doszło do zderzenia dwóch wielkich mas powietrza – gorącego ze Wschodu i zimnego z Zachodu. – I doszło do typowej sytuacji wynikającej z podobnego układu barycznego. Takie właśnie musiały być konsekwencje przechodzenia frontu atmosferycznego nad Polską. To nie żadna anomalia, lipiec w Polsce bardzo często bywa burzowy, z silnymi opadami. Zwykle – i słusznie – to sierpień kojarzy się ze stabilną, ciepłą pogodą. Na szczęście, burze nie przekształciły się w stałe, wielodniowe opady, lało, ale nad różnymi obszarami kraju – mówi dyr. Ryszard Klejnowski z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. W sierpniu podobno ma być lepiej, jednak pewności żadnej mieć nie możemy, bo IMiGW zaniechał oficjalnego ogłaszania prognoz miesięcznych. – W pierwszej połowie sierpnia pogoda na pewno będzie lepsza, bo idę na urlop i synoptycy dostali „prikaz“, że ma być ładnie… – zapewnia żartem dyr. Klejnowski. I, szczerze mówiąc, niewiele jest innych czynników, które mogłyby gwarantować, że rzeczywiście pogoda się poprawi. Rzecz w tym, że prognozy na cały miesiąc były obarczone bardzo dużym ryzykiem błędu, więc IMiGW wolał się nie kompromitować nieudanymi przepowiedniami. Faktem jest, że niewiele służb meteorologicznych publikuje oficjalne prognozy na cały miesiąc. Czynników pogodowych, które mogą się zmienić, jest bowiem tak dużo, że trudno w sposób rzetelny opracować prawidłową diagnozę. Polska jest tu o tyle w gorszej sytuacji od wielu państw europejskich, że wciąż nie dysponujemy odpowiednią ilością radarów meteorologicznych, obserwujących zjawiska atmosferyczne już na 150-200 km od naszego obszaru. Mamy na razie trzy takie urządzenia, a potrzebne są jeszcze co najmniej dwa. To zaś oznacza również, że nie jesteśmy w stanie skutecznie bronić się przed skutkami złowrogich zjawisk atmosferycznych. Strefy klęski Żadna instytucja w Polsce nie dysponuje jeszcze zestawem strat spowodowanych przez lipcowy kataklizm. Trwa właśnie bilansowanie meldunków, napływających z gmin i powiatów, mówiących o zniszczonych domach, zatopionych drogach, powalonych drzewach, przerwanych wałach i zbiornikach. Północna część kraju, Małopolska i Dolny Śląsk to obszary klęski. Ściana Wschodnia (z wyjątkiem części Lubelszczyzny) i Wielkopolska – wyszły jak na razie obronną ręką. Najszybciej policzono straty w rolnictwie. Specjaliści z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa oceniają, że w skali całego kraju zbiory rzepaku, zbóż, buraków i ziemniaków mogą być średnio o ok. 10-15% mniejsze niż przed rokiem. Najmniej ucierpiały

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 31/2001

Kategorie: Wydarzenia