Weto dla prawnego bubla

Nowelizacja ustawodawstwa karnego miała wiele wad

Rozmowa z sędzią Lechem Paprzyckim, prezesem Izby Karnej Sądu Najwyższego

– Prezydent zawetował nowelizację prawa karnego. Co w tych przepisach wzbudziło pana największe zastrzeżenia?
– Te przepisy przecież nie dlatego były wadliwe, że podnosiły górne i dolne granice kary za szereg przestępstw. Kwestia łagodniejszego czy surowszego karania nie ma tu nic do rzeczy. W tej chwili nie istnieją przeszkody uniemożliwiające orzekanie wysokich kar – i zapada wiele surowych wyroków. Było natomiast wiele zapisów niestarannych, przekładających się na niską generalnie jakość tej nowelizacji. Oto jeden z wielu przykładów, pozornie drobny, ale z punktu widzenia stosowania prawa, niezmiernie istotny – nowe przepisy wprowadzały zapis, że przy usprawiedliwionym przekroczeniu granic obrony koniecznej sprawca „nie podlega karze” zamiast obecnego sformułowania, że istnieje możliwość odstąpienia od wymierzenia kary. A to bardzo duża różnica.
Były i inne niedoskonałości, np. dotyczące możliwości prowadzenia rozprawy pod nieobecność oskarżonego.
– Dlaczego ten przepis wywołał krytykę. Przecież i dziś można usunąć oskarżonego z sali, jeśli np. zachowuje się wyzywająco?
– Z nowych propozycji wynikało, że w wyniku decyzji przewodniczącego składu orzekającego – nie sądu – oskarżony nie mógłby brać udziału w rozprawie, nawet gdyby chciał. Owszem, może się zdarzyć, że oskarżony uniemożliwia swój udział w rozprawie. Jeśli jednak chce brać w niej udział, trzeba mu to zapewnić. Sądzenie pod nieobecność oskarżonego, który mógłby wręcz o tym nie wiedzieć – a w świetle tej nowelizacji można sobie wyobrazić taką sytuację – jest nie do zaakceptowania. Tego nie da się uzasadnić żadnymi argumentami. Co gorsza, nowelizacja usuwała istniejące dziś przepisy, mówiące o możliwości obowiązkowego sprowadzenia na rozprawę i o zapobieżeniu opuszczenia sali rozpraw.
– Krytycy nowego prawa karnego mówili nawet o sprzeczności tego unormowania z konstytucją. Przecież ona nic nie mówi na temat obecności oskarżonego na rozprawie.
– Ale trudno sobie wyobrazić realizację prawa do obrony i rzetelnego procesu, gdy osoba, której postawiono zarzut popełnienia przestępstwa, nie uczestniczy w rozprawie. W świetle norm obowiązujących w Unii Europejskiej jest to możliwe tylko wtedy, gdy nie ulega wątpliwości, że oskarżony nie chce korzystać z prawa uczestniczenia w rozprawie lub gdy jego udział jest niemożliwy. Mam jednak świadomość, że przy dzisiejszych nastrojach mówienie o gwarancjach rzetelnego procesu jest mało popularne.
– Jednak odrzucono także m.in. przepis wprowadzający minimalną karę 20 lat za szczególnie okrutne zabójstwo, a także za wiele innych przestępstw. Wielu ludzi odnosi wrażenie, że to zbytnia pobłażliwość wobec sprawców najgorszych zbrodni.
– Doświadczenia poprzednich lat nie wskazują jednoznacznie, że podobne rozwiązania mają charakter odstraszający – choć rozumiem, że dla znacznej części społeczeństwa wysokość zagrożenia jest istotna. Ale akurat wobec sprawców zabójstw kwalifikowanych zawsze zapadały surowe kary, w zasadzie nie zdarzały się wyroki mniejsze niż 25 lat. Dziś sąd może przecież orzec nawet dożywocie, nie tylko 25 lat. Gdy już mówimy o podwyższaniu kar, uważam, że 25 lat pozbawienia wolności powinno być karą odrębną, orzekaną w wyjątkowych wypadkach. Gdyby kara ta nie miała charakteru szczególnego i była tylko górną granicą „zwykłego” pozbawienia wolności (jak chciała nowelizacja), powstałaby tendencja – w pełni uzasadniona psychologicznie – do częstszego wymierzania kar sięgających od 15 do 25 lat w sprawach, w których dotychczas orzekano 25 lat. I tak mechanizm mający służyć zaostrzaniu kar w istocie prowadziłby do ich złagodzenia.
– Czy zawetowane przepisy rzeczywiście ograniczały samodzielność sędziowską? Bo i taki zarzut przeciwko nim wysunięto.
– Jeżeli się zmniejsza „widełki” w jakich mogą orzekać sędziowie, to ograniczone są możliwości sięgania po kary łagodniejsze – i wędrują one do góry. Można powiedzieć, że przy obecnym poziomie przestępczości kary powinny być surowsze niż dziś i każdą wysokość da się jakoś uzasadnić. Ale podnosząc dolne progi zagrożenia, wyklucza się możliwość sięgania po kary łagodniejsze, nawet gdy byłoby to racjonalne.
– W powszechnym odczuciu wyroki dziś są jednak zbyt niskie.
– Z perspektywy Sądu Najwyższego widać, że zapada wiele wręcz drakońskich wyroków, przedłużane są okresy, w których nie można skorzystać z przedterminowego zwolnienia warunkowego; dotyczy to i ludzi bardzo młodych. Jeśli na karę dożywotniego pozbawienia wolności skazuje się osiemnasto- czy dziewiętnastolatka, z zaznaczeniem, że będzie mógł skorzystać z warunkowego zwolnienia za 30 lat, jest to niemal na pograniczu absurdu. Zawetowana nowelizacja proponowała zaś, by sąd mógł orzec, że skazany nie będzie mógł skorzystać z warunkowego przedterminowego zwolnienia. To byłoby już sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i tak postępować nie można.
– Takie przepisy nie są czymś niezwykłym na świecie. W niektórych stanach USA wydaje się wyroki bez prawa do przedterminowego zwolnienia.
– Wiele rozwiązań ma złe i dobre strony. Wymiar kary odznacza się tylko pewnym stopniem racjonalności. Np. za i przeciw karze śmierci można przytaczać argumentów bez liku. Osobiście nikomu nie życzę, by dostał się w tryby amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, bo zatęskni nawet za znacznie wcześniejszymi czasami w Polsce niż okres po 1989 r.
– Czy sądził pan w takich właśnie surowszych czasach, gdy w Polsce obowiązywała kara śmierci?
– Miałem tę wątpliwą przyjemność, ale nie należałem do sędziów wyjątkowo surowych i nie wydałem nigdy wyroku śmierci. Byłem jednak w składzie, który sądził dwóch zabójców taksówkarza. Właśnie tę sprawę dokładnie obserwował Krzysztof Kieślowski, przychodził do sali, robił notatki – i nakręcił „Krótki film o zabijaniu”. Zgłosiłem wtedy zdanie odrębne, a wówczas obowiązywały przepisy mówiące, że kara śmierci musi być wymierzana jednomyślnie. Wyrok śmierci nie zapadł więc, bo nie było mojej zgody. Doszło jednak do rewizji i jeden wyrok wykonano. Jako przeciwnik kary śmierci mogę sobie wyobrazić, że wydanie takiego wyroku powinno być dramatycznym przeżyciem dla sędziego. Uważam, że nowelizowanie prawa karnego nie może się odbywać przez ujmowanie jakichkolwiek uprawnień oskarżonym. Trzeba dodawać pokrzywdzonym, powiększając ich możliwości rzeczywistego udziału w postępowaniu.

 

Wydanie: 2001, 42/2001

Kategorie: Wydarzenia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy