W służbie zdrowia, tak jak w czasie powodzi, trzeba ogłosić stan wyjątkowy Marek Balicki, minister zdrowia – Gratulacje! Pana powrót do resortu zdrowia wielu na pewno ucieszy. Ale czasu na fanfary jest niewiele. Co chciałby pan powiedzieć tym wszystkim przestraszonym i zrezygnowanym, którzy nie mają pieniędzy na dodatkowe opłaty i miesiącami czekają w kolejce do specjalisty? – Jak najkrócej określiłby pan dzisiejszą sytuację w ochronie zdrowia? – Mamy stan wyjątkowy. Potrzebny jest sztab kryzysowy złożony z fachowców, taki jak w dniach powodzi. – Na razie były kłopoty ze znalezieniem wiceministrów w resorcie zdrowia. Teraz pan musi sobie z nimi poradzić. – Na krótko przed wyborami, a jednocześnie w sytuacji tak głębokiego kryzysu, konieczne są działania niestandardowe. Na wiceministrów zdrowia powinny być powoływane osoby, których za kilka miesięcy nie zmiecie polityczna miotła. Socjaldemokracja Polska proponowała konsultowanie obsady z głównymi ugrupowaniami, także opozycyjnymi, tak żeby w resorcie zdrowia uniknąć ciągłej karuzeli stanowisk. – Drażliwym, ale ciągle powracającym tematem jest współpłacenie. Jaka byłaby sytuacja po jego wprowadzeniu? – Zmniejszyłoby się korzystanie z podstawowej opieki zdrowotnej. Ludzie odsuwaliby wizytę u lekarza, aż wreszcie, gdy musieliby udać się do niego, okazałoby się, że choroba jest zaawansowana, a jej wyleczenie wiąże się z wyższymi kosztami, obciążającymi cały system opieki zdrowotnej. Więcej problemów i żadnych oszczędności – taki byłby efekt, oczywiście nie od razu, ale w dłuższej perspektywie. – Czy rzeczywiście można kreślić tak czarny scenariusz, jeśli proponowane są niewielkie kwoty? – Wicepremier Hausner postulował wprowadzenie kilkuzłotowej odpłatności za wizytę u lekarza pierwszego kontaktu, nie biorąc pod uwagę wszystkich skutków tej decyzji. Osobiście jestem zwolennikiem współpłacenia, ale tylko w tych obszarach, gdzie będzie więcej korzyści niż zagrożeń, gdzie niewielka opłata może pełnić funkcję regulującą, np. przy korzystaniu z konsultacji specjalistycznych. Natomiast w przypadku podstawowej opieki zdrowotnej, gdy obywatelom proponuje się udział w kosztach, przestają korzystać z lekarza pierwszego kontaktu. Tworzy się bariera, szczególnie dla ludzi biednych, wykluczonych, o niewielkiej świadomości zdrowotnej i niskim wykształceniu. Pamiętajmy, że w Polsce 12% mieszkańców żyje poniżej minimum egzystencji. Ostrzeżeniem może też być sytuacja u naszych sąsiadów – w Niemczech niewielka opłata kwartalna spowodowała wyraźny spadek korzystania z podstawowej opieki zdrowotnej, a jest to przecież kraj znacznie bogatszy. – Tymczasem dzisiaj mamy taką sytuację: rząd wycofał się z opłat, o których rozmawialiśmy, za to niektóre szpitale, na przykład dziecięcy przy ul. Litewskiej w Warszawie, zaczęły pobierać nawet kilkadziesiąt złotych za diagnostykę. Rodzice są w szoku. – Należałoby wpłynąć na decyzje dyrektorów, które nie obracają się, jak zamierzali, przeciwko politykom, tylko przeciwko zaskoczonym pacjentom. Rozumiem trudną sytuację tych placówek, ale trzeba też pamiętać o misji szpitali publicznych mówiącej o niesieniu pomocy. Na razie efektem jest to, że część matek rezygnuje z badań. – Coraz więcej rzeczy niemożliwych staje się, niestety, możliwe. Zamykano już przychodnie, teraz pobiera się opłaty. Co na to prawo? – Decyzja dyrektorów szpitali o pobieraniu opłat, jeśli placówka nie ma podpisanego kontraktu z NFZ, a ma status szpitala publicznego, jest zgodna z prawem, ale nie z misją szpitali publicznych. Kiedy byłem dyrektorem Szpitala Bielańskiego, przez dziewięć miesięcy nie miałem kontraktu z ówczesną kasą chorych, ale było dla mnie oczywiste, że nie będę pobierał opłat od ubezpieczonych. – Jednak ostatnie badanie opinii publicznej, wykonane na zlecenie związku zawodowego lekarzy, dało zaskakujący wynik – ponad połowa Polaków byłaby za partycypowaniem w kosztach leczenia. – Potwierdza to potrzebę otwartej debaty publicznej, ile w finansowaniu ochrony zdrowia winno być solidaryzmu społecznego, a ile naszej indywidualnej zaradności. – Poza „ceną zdrowia” emocje wzbudza reforma systemu ochrony zdrowia. Mówi się nawet o powrocie do kas chorych. Jak pan ocenia ten pomysł? – Nie sądzę, żeby powrót do kas chorych był możliwy, ponieważ w ich funkcjonowaniu, podobnie jak w funkcjonowaniu NFZ, były błędy, które wskazał Trybunał Konstytucyjny. M.in. brak skutecznego nadzoru nad wydatkowaniem środków publicznych. O zasadności tych zarzutów niech świadczy fakt, że jedną z korporacji farmaceutycznych ukarano w jej macierzystym kraju, w USA, za niezgodne
Tagi:
Iwona Konarska









