„Ordynacka” nadchodzi

„Ordynacka” nadchodzi

Partią nie będzie. Ale może być czymś silniejszym

Tak czy inaczej, Stowarzyszenie „Ordynacka” wchodzi do gry. Ta organizacja grupująca byłych członków Zrzeszenia Studentów Polskich wyrosła z etapu spotkań przy piwie dawnych kolegów ze studiów i wspominek, jak to kiedyś było. To widać gołym okiem. Teraz nasuwa się pytanie, w którym kierunku pożegluje.

Od pustek w Hybrydach

W roku 1990, na pierwszym wspomnieniowym spotkaniu działaczy ZSP (SZSP) w warszawskich Hybrydach było dwadzieścia parę osób, a między stolikami hulał wiatr. Potem przyjeżdżało coraz więcej ludzi, a w 1993 r., po zwycięstwie SLD, gdy spotkanie zorganizowano w warszawskim klubie Stodoła, brakowało miejsc stojących.
Im chętniej i liczniej byli działacze przyjeżdżali na spotkania, tym częściej mówiono o konieczności powołania oficjalnej organizacji. Tak powstało stowarzyszenie, które swoją nazwę wzięło od ul. Ordynackiej w Warszawie, gdzie ma siedzibę Rada Naczelna ZSP.
Ludzie, którzy się rozpierzchli po kraju, którzy w wielu przypadkach po roku 1989 wstydzili się swojej przeszłości, bo ZSP otrzymało stempel organizacji reżimowej, odzyskali wiarę w sens swego życia. I we własną przyzwoitość.
Włodzimierz Czarzasty, nazywany szarą eminencją „Ordynackiej”, ma skłonność do wielkich słów, ale tym razem chyba dobrze trafia, gdy mówi: – Członkowie „Ordynackiej” pokazali, że nikt w Polsce nie ma monopolu na etos inteligencji. Że oto istnieje w naszym kraju grupa ludzi bardzo dobrze wykształconych, otwartych, myślących o Europie, zwolenników gry rynkowej, ale równocześnie uznających aktywną rolę państwa w wyrównywaniu nierówności. To inteligencja, która przeszła przez ZSP, ma często korzenie PZPR-owskie, która, owszem, była w PRL konformistyczna, ale z drugiej strony, także próbowała PRL zmieniać. Teraz się zbieramy.

Czyja armia?

Te ostatnie słowa dla różnych osób brzmią różnie. Legitymację numer 1 Stowarzyszenia „Ordynacka” ma prezydent Aleksander Kwaśniewski. I jeżeli w ostatnich miesiącach mówiono tak dużo o tym, że prezydent być może będzie chciał budować własną partię, to automatycznie wzrok publiczności kierował się w stronę „Ordynackiej” jako jego bezpośredniego zaplecza. Tym bardziej że również wielu liderów SLD oraz wysokich urzędników – w służbie państwowej i w biznesie – to ludzie z „Ordynackiej”, byli działacze ZSP i SZSP. Józef Oleksy, Wiesław Kaczmarek, Danuta Waniek (dziś bezpartyjna), Włodzimierz Cimoszewicz, Ryszard Kalisz i paru innych to mocna i wpływowa grupa.
Z drugiej strony, „Ordynacka” jest coraz atrakcyjniejsza dla byłych działaczy studenckich. Po 1989 r. większość nie angażowała się w politykę, uznając, że dla nich to rozdział zamknięty. Dziś są ludźmi nauki, biznesu, odnieśli osobiste sukcesy i niektórzy chętnie zaangażowaliby się w działalność społeczną. Symptomatyczne jest, że struktury „Ordynackiej” zaczynają powstawać nie tylko w ośrodkach akademickich, ale nawet w powiatach. Inni, przeciwnie, traktują spotkania jako giełdę pracy. Podczas ubiegłotygodniowej inauguracji roku akademickiego i kolejnego roku działania „Ordynackiej” w warszawskim BUW-ie jedną z najbardziej obleganych osób był wiceprzewodniczący stowarzyszenia, Krzysztof Szamałek. W pewnym momencie nie wytrzymał i głośno oświadczył: – Za chwilę przypnę sobie kartkę z napisem: „Nic nie załatwiam”. Zobaczycie, jak szybko zrobi się wokół mnie pusto.
Czy można więc to wszystko zebrać i – mając takie atuty – zbudować z „Ordynackiej” wielką siłę?
Lech Witkowski, działacz stowarzyszenia z Torunia, od wielu miesięcy proponował, by organizację przekształcić w partię polityczną. Ostatnie dni pokazały, że to pogląd odosobniony. Zdecydowana większość liderów tego nie chce. Spór o przyszłość stowarzyszenia rozgrywa się na innej płaszczyźnie.

Pokolenia

W „Ordynackiej” reprezentowane są cztery pokolenia działaczy Pierwsze to dawni ZSP-owcy, działacze z lat 50., 60. i początku 70., z czasów gdy zbudowana została legenda zrzeszenia. Ich liderem jest Wiesław Klimczak, energiczny 70-latek. Klimczak latami kierował komisją historyczną, jest chodzącą encyklopedią historii ZSP i SZSP, to dzięki jego staraniom po roku 1989 dawni działacze utrzymywali kontakty, uratowano wiele archiwów. Klimczak chciałby utrzymania stanu obecnego, boi się, że zaangażowanie „Ordynackiej” w politykę zniszczy w niej najważniejsze – radość koleżeńskich spotkań.
Drugie pokolenie stanowią działacze SZSP z lat 1973-1981; ich reprezentantem jest Krzysztof Szamałek. No i prezydent Kwaśniewski. Młodsi to działacze drugiego ZSP, tu najbardziej znanymi postaciami są Włodzimierz Czarzasty i Robert Kwiatkowski. Czwarte pokolenie to obecna młodzież, dla której kontakty ze starszymi kolegami są szansą na karierę.
Pokolenie Klimczaka z największą ostrożnością podchodzi do wypchnięcia „Ordynackiej” na szerokie wody, podobnie jak grupa rozsiana po innych niż SLD partiach lub też z zasady trzymająca się z daleka od polityki. Natomiast dwie młodsze generacje, reprezentowane przez Szamałka i Czarzastego, wyraźnie chcą wykorzystać wiatr historii. Szamałek bardziej ostrożnie, Czarzasty bardziej dynamicznie.

Partia czy nadpartia?

Po ostatnich spotkaniach mniej więcej wiadomo, w którą stronę „Ordynacka” będzie ewoluowała. Wiadomo, że nie będzie partią, co oczywiste, bo jej członkowie są w różnych ugrupowaniach, mają rozmaity stosunek do partii politycznych. Ale wiadomo też, że weźmie udział w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Z listu prezydenta, który Krzysztof Szamałek odczytał podczas spotkania w BUW-ie, wynika jednoznacznie, że Kwaśniewski nie jest zwolennikiem osobnej listy „Ordynackiej” w wyborach europejskich, popiera za to ewoluowanie stowarzyszenia w kierunku ruchu obywatelskiego. Tyle ogólnie, szczegółowo swoje wizje prezydent przedstawi członkom Rady Naczelnej Stowarzyszenia pod koniec października.
Na razie można spekulować, że komitet obywatelski, w który przekształcałaby się „Ordynacka”, mógłby umieszczać swoich kandydatów na różnych listach. I SLD-UP, i ewentualnej prezydenckiej. Będą atrakcyjnymi kandydatami – „Ordynacka” zamierza bowiem stawiać na ludzi nauki, z tytułami profesorów, dziekanów, rektorów. To ma być jej wizytówka. – Jeśli nas nie przyjmą na swoje listy, pójdziemy sami – słyszeliśmy w kuluarach.
W planach stowarzyszenie ma również zwołanie Rady Senatorów, czyli ludzi najbardziej zasłużonych, o najbardziej znanych nazwiskach, i prace nad diagnozą społeczno-polityczną kraju na najbliższe lata.
„Ordynacka” jest dziś miejscem spotkań dawnych kolegów przy piwie. Jest miejscem, skąd można rekrutować kadry, zresztą już dziś ludzie ze stowarzyszenia zajmują kluczowe stanowiska w państwie i nadal będą je zajmować niezależnie od wyborczej karuzeli. To jest wartość na teraz, gwarancja siły stowarzyszenia.
Ale „Ordynacka” to także ambicje niektórych jej liderów, jak choćby Włodzimierza Czarzastego, zwolennika budowania na bazie stowarzyszenia silnych struktur, zbierania ludzi. W jego opinii „Ordynacka” powinna być także miejscem wielkich debat o Polsce, jej szansach i zagrożeniach. Powinna też mocno zaangażować się w wybory europejskie. A potem, stosownie do uzyskanego wyniku, działać dalej. Takie opinie wygłasza też Józef Oleksy.
W każdym razie „Ordynacka” partią być nie chce. I to jest logiczne, bo po co być partią, kiedy można być czymś znacznie bardziej wpływowym i silnym?


Krzysztof Szamałek, wiceprzewodniczący Stowarzyszenia „Ordynacka”
W „Ordynackiej” dominujący wpływ ma teraz pokolenie 40-, 55-latków, czyli ludzie w najbardziej aktywnym wieku. Przed nimi co najmniej 20 lat aktywności zawodowej. To oznacza, że i przed stowarzyszeniem jest najlepszy okres.
Nie chcemy być partią. O tym myśli może 1% członków „Ordynackiej”. Stowarzyszenie jest aktywne politycznie od 30 lat, kiedy młodzi ludzie wywodzący się z ruchu studenckiego zaczęli się rozwijać zawodowo, robić kariery naukowe, w gospodarce czy polityce. To nie jest tak, że nagle zorientowaliśmy się, że chcemy coś zrobić. My po prostu dopiero teraz o tym głośno mówimy.
Jeśli będziemy brać udział w wyborach (np. samorządowych, europejskich), będziemy popierać ludzi ze stowarzyszenia, ale oni powinni znaleźć się na rozmaitych listach partyjnych. Zresztą siłą stowarzyszenia jest właśnie wielobarwność partyjna. 20-25% członków „Ordynackiej” należy do różnych ugrupowań. Był tutaj Szeremietiew, który przyznaje się do członkostwa w stowarzyszeniu. My się z nim identyfikujemy, a on z nami przez wzgląd na studenckie czasy. Podobnie jest w przypadku prof. Bendera, który jest członkiem nie ze względu na jego obecną rolę i poglądy, ale z powodu przeszłości. Mamy posłów w PSL, PiS, PO czy UW. Jesteśmy wielobarwnym środowiskiem, które wnosi swój wkład w budowę społeczeństwa obywatelskiego.

Bogusław Liberadzki, poseł SLD
Na spotkanie do BUW-u przyszli zarówno prof. Bender, jak i działacz jednoznacznie kojarzony z Biurem Politycznym PZPR – Stanisław Gabryjelski. W „Ordynackiej” się zmieściliśmy, ale partii z tego być nie może.
Starsze grono łączy SLD, panowie w średnim wieku przychodzą, aby zobaczyć, gdzie kto się znalazł, młodzież czasami przychodzi, żeby się otrzeć o tych starszych…
Demonizowanie „Ordynackiej” jako instytucji, której członkowie są wszędzie, pewno jest potrzebne z dwóch powodów. Po pierwsze – opozycji, żeby pokazać, że SLD dzieli się na wszystkie możliwe sposoby. Po drugie – w jakimś stopniu jest też potrzebne kierownictwu SLD, które mówi: zobaczcie, mamy zagrożenie.

Józef Oleksy, wiceprzewodniczący SLD
Jaka przyszłość rysuje się przed „Ordynacką”? Wszystko okaże się w toku działań stowarzyszenia. Na razie cały czas trwa proces tworzenia struktur, w tym również powiatowych. Będzie wartościowa struktura, to będzie można myśleć o ewolucji organizacyjnej. Na dziś najważniejsze jest to, żeby „Ordynacka” wyszła z zacisza sentymentu korporacji biograficznej. Część chce tylko takiej formuły. Moim zdaniem, to za mało. Jeśli setki ludzi chcą spotykać się ze sobą, może zechcą też coś razem zrobić.
Na razie działalność powinna się skupić na udziale w dyskusji o Polsce. To przecież grono ludzi inteligentnych, zaradnych, którzy umieją myśleć kategoriami państwa. Nie pora myśleć teraz o partii politycznej. Partii jest w Polsce wystarczająco dużo i mają wystarczająco złą opinię. Niech to więc będzie dynamiczne, mądre oraz głośne stowarzyszenie publiczne. A czy członkowie „Ordynackiej” powinni wziąć udział w wyborach do Parlamentu Europejskiego? To ciekawy pomysł, który byłby niezłym testem. W ten sposób „Ordynacka” dowiedziałaby się, na ile może liczyć, występując pod własnym szyldem. Utworzenie odrębnej listy trzeba jednak mocno przemyśleć, bo przecież można przegrać.

Włodzimierz Czarzasty, sekretarz KRRiTV
Jestem zwolennikiem ustaleń, które zapadły w Poznaniu. Po pierwsze – żadnego przekształcania się w partię, po drugie – ruch obywatelski, po trzecie – korzystanie z tego, że w „Ordynackiej” są ludzie o różnych poglądach.
„Ordynacka” ma rzadką szansę bycia pomostem między różnymi ugrupowaniami. Co ważne, za takim rozwiązaniem opowiedział się również prezydent. W ramach aktywności obywatelskiej powinniśmy wystartować do Parlamentu Europejskiego. Albo w formie samodzielnej listy, albo razem z jakąś partią, np. z SLD, PSL czy PO.
Kończy się czas ławy piwnej. Bardzo możliwe, że trzeba zmieniać statut stowarzyszenia i otwierać się na środowiska inteligenckie. Trzeba uszanować to, co daje „Ordynackiej” siłę. A więc ludzi o wielu poglądach w ramach jednej struktury. Najważniejszą dla nas rzeczą jest to, co robiliśmy na studiach. Rozmawialiśmy ze wszystkimi, byliśmy otwarci na wszelkie nurty i Europę. I to jest wartość, którą trzeba chronić.

Danuta Waniek, przewodnicząca KRRiTV
Członkowie „Ordynackiej” muszą się poświęcić dyskusji o tym, czego naprawdę chcą. Tworzyliśmy „Ordynacką” jako stowarzyszenie o sentymentalno-wspomnieniowym wyrazie. Żadnego wyraźnego celu nie było. Jedynym cenzusem było wykształcenie. Obecnie wchodzimy do Europy. Jaki produkt może nas w Europie promować? To właśnie inteligencja polska stowarzyszona w „Ordynackiej” jest największym kapitałem. To potencjał, który może się pobudzić wtedy, kiedy ktoś wyraźnie powie: „Jesteście Polsce potrzebni”. Na razie nie ma pierwszego, który by to zrobił. To, co przekazał prezydent w swoim przesłaniu, to też były takie ciepłe kluseczki. Bardzo stonowane. Taki przekaz, który mówi nam o tym, że może „Ordynacka” będzie do czegoś jeszcze potrzebna, a może nie.

Ryszard Kalisz, poseł SLD
„Ordynacka” jest formą zorganizowanej nostalgii. Ale jest również prężną organizacją osób gotowych wspólnie działać na rzecz społeczeństwa obywatelskiego, na rzecz miejsca Polski w UE. I takim stowarzyszeniem powinna być nadal. Członkowie „Ordynackiej” będący członkami SLD powinni startować wyłącznie z komitetu partyjnego SLD. Inni oczywiście mogliby stworzyć własną listę.

Andrzej Malinowski, prezydent Konfederacji Pracodawców Polskich (kiedyś działacz PSL, obecnie bezpartyjny)
Dajmy spokój różnym tendencjom politycznym. Każdy z nas ma swoją wizję Polski i własne poglądy polityczne. Jedni są związani z ideami socjaldemokracji, inni z nurtem ludowym. Część członków jest prawicowa. Nie chciałbym, aby „Ordynacka” przekształciła się w partię polityczną. Rozumiem jednak ciągoty niektórych moich kolegów, bo zużycie obecnych partii politycznych jest tak duże, że część osób szuka nowej drogi.
Boję się, że w partii zgubimy inicjatywę, zgubimy to, że dzisiaj spotykamy się jako przyjaciele. Ja przychodzę tu towarzysko. Zrobiłem już życiową karierę. Byłem w rządzie, parlamencie, jestem prezydentem Konfederacji Pracodawców Polskich.
Oskarża się nas, że się wzajemnie popieramy. A kto dzisiaj się nie popiera? W tym, że się nawzajem promujemy, nie widzę nic zdrożnego.

Zebrali JT i TS

 

Wydanie: 2003, 42/2003

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy