Czy GMO to zło?

Czy GMO to zło?

Pomidor z genem ryby, sałata z genem szczura, ziemniaki z genem meduzy. Modyfikowana żywność to wielka niewiadoma, ale też szansa

Na całym świecie toczy się batalia o GMO, czyli Genetycznie Modyfikowane Organizmy. Genetycznie zmodyfikowana soja, kukurydza czy kurczaki karmione genetycznie zmodyfikowanymi paszami. Stawką jest nasz jadłospis, a w konsekwencji nasze zdrowie. Dla jednych GMO to zagrożenie zdrowia i życia, dla drugich szansa na wyeliminowanie głodu na świecie i po prostu świetny interes. W ostatnich tygodniach kwestia GMO zapukała również do Polski. Kto w tym sporze ma rację? Z jednej strony mamy ministra środowiska, prof. Macieja Nowickiego, i naukowców z Komitetu Ochrony Przyrody PAN, mówiących, że GMO to zagrożenie bioróżnorodności, i dodających, że nie wiemy, jakie skutki dla zdrowia może przynieść spożywanie żywności modyfikowanej genetycznie. Z drugiej – naukowców z Komitetu Biotechnologii PAN wskazujących na to, że nie ma żadnych badań potwierdzających szkodliwość GMO. Przeciwnikami są organizacje ekologiczne, takie jak Greenpeace, zwolennikami – eksperci dowodzący ekonomicznej opłacalności upraw GMO. Gdy jeden obóz przedstawi wyniki badań potwierdzających swoją tezę, drugi błyskawicznie te doniesienia podważa. Zieloni zarzucają swoim antagonistom, że są sponsorowani przez wielkie koncerny biotechnologiczne, które na GMO zbijają fortunę. Te z kolei mówią półoficjalnie, że pieniądze w ruch sprzeciwu wobec GMO pompują firmy chemiczne produkujące nawozy sztuczne. Rośliny zmodyfikowane genetycznie potrzebują dużo mniej nawozów, dlatego GMO mogą stanowić śmiertelne zagrożenie dla przemysłu chemicznego. Komu ufać? Kto w tym sporze ma rację? Czy Polska powinna być strefą wolną od GMO? Wreszcie czy żywność genetycznie modyfikowana może wylądować na naszych talerzach?

Co to jest GMO?

Organizmy modyfikowane genetycznie (GMO od angielskiego terminu Genetically Modified Organism), czyli inaczej organizmy transgeniczne, to rośliny, zwierzęta i drobnoustroje, których DNA zostało celowo zmienione przez człowieka metodami inżynierii genetycznej. Obecnie ta nauka umożliwia wyizolowanie i namnożenie dowolnego genu z każdego niemal organizmu. Modyfikacja genetyczna polega na wszczepieniu do genomu (informacji genetycznej organizmu) modyfikowanego organizmu fragmentu DNA z innego organizmu, który odpowiedzialny jest za daną cechę, lub też na modyfikacji genu czy też usunięciu go całkowicie z organizmu. Od tej pory wszczepiony gen – czyli transgen (stąd organizmy transgeniczne) jest integralną częścią genomu danego organizmu i będzie na stałe obecny we wszystkich organizmach potomnych. Modyfikacje te często przybierają z pozoru zaskakujące formy. Mamy już pomidora z genem ryby, sałatę z genem szczura i ziemniaki z genem meduzy. Na tym właśnie polega rewolucja GMO. Dotychczas uzyskiwaliśmy ziemniaki o lepszych właściwościach poprzez krzyżowanie znanych już odmian tej rośliny. Teraz możemy wszczepić w ziemniaka gen wyizolowany z każdego innego organizmu. Inżynieria genetyczna nie ma żadnych problemów z przekraczaniem granicy między królestwem zwierząt a królestwem roślin. Zwierzętom możemy wszczepiać geny roślin, a roślinom zwierząt.
Największe znaczenie ekonomiczne mają modyfikacje roślin. Możemy je podzielić na kilka typów. Najczęściej spotykaną modyfikacją jest modyfikacja mająca zapewnić roślinom odporność na herbicydy, czyli chemiczne środki ochrony roślin. Tej modyfikacji poddaje się przede wszystkim soję, kukurydzę, rzepak i pomidory. Drugi typ modyfikacji ma zapewnić roślinom odporność na choroby powodowane przez grzyby, wirusy i bakterie. Przykładami tak zmodyfikowanych roślin są tytoń, ogórek i kalafior. Trzeci, bardzo istotny typ modyfikacji ma na celu ochronę roślin przed szkodnikami. Gen odpowiedzialny za taką odporność – gen Bt – uzyskuje się z bakterii glebowej Bacillus thuringensis. Pierwszą uprawianą rośliną Bt był ziemniak odporny na stonkę, inne to bawełna, kapusta i pomidory. Najważniejszym jednak zmodyfikowanym w ten sposób organizmem jest kukurydza, a konkretnie uzyskana przez firmę Monsanto kukurydza Bt (MON 810). Czwarty typ to rośliny odporne na niekorzystne warunki środowiskowe, mróz, wysoką temperaturę, zasolenie czy też zanieczyszczenie gleby. Przykładowo zmodyfikowana gorczyca jest w stanie oczyszczać glebę z metali ciężkich, oczywiście nie jest ona przeznaczona do spożycia. Na końcu mamy jeszcze modyfikacje zmierzające do poprawy cech użytkowych roślin. Dzięki nim rośliny są dłużej świeże, co jest istotne np. w przypadku transportu. Inżynieria genetyczna potrafi również zwiększać wartości odżywcze roślin. Przykładem jest tzw. złoty ryż, który charakteryzuje się zwiększoną zawartością beta-karotenu, co pozwoli w krajach Trzeciego Świata zmniejszyć niedobór witaminy A. Można wspomnieć również o modyfikacjach zapewniających bardziej intensywny kolor czy aromat, np. kawy. Rośliny transgeniczne mają również zastosowanie w medycynie, szczególnie przy produkcji szczepionek. W Poznaniu w PAN pod kierunkiem dr. Józefa Kapusty pracuje zespół, który stworzył sałatę wykorzystywaną w produkcji szczepionki na wirusowe zapalenie wątroby typu B. Docelowo samo jedzenie zmodyfikowanej sałaty uodparniałoby nas na tę chorobę. Szczepionki powstałe z wykorzystaniem roślin transgenicznych mają tę przewagę nad konwencjonalnymi, że można je stosować doustnie, chronią również błony śluzowe oraz są zazwyczaj konkurencyjne cenowo.
Genetyczne modyfikacje zwierząt nie są przeprowadzane na tak szeroką skalę jak roślin. Jest to proces znacznie bardziej skomplikowany i przede wszystkim o wiele kosztowniejszy. Zwierzęta modyfikowane genetycznie często chorują lub są bezpłodne. Już obecnie mamy jednak krowy, którym wprowadzono gen powodujący, że ich mleko ułatwia produkcję sera. Mamy owce wytwarzające wełnę toksyczną dla moli i łatwiejszą w praniu. Ciekawostką są świecące rybki akwariowe, którym wszczepiono gen meduzy. Na większą skalę podjęto wprowadzanie genów wytwarzających hormon wzrostu, przede wszystkim do organizmów ryb, ale również królików, owiec i świń.

Głos sceptyków

Jakie są podstawowe zarzuty ekologów wobec żywności modyfikowanej genetycznie? Przede wszystkim zwracają oni uwagę na fakt, że GMO są zjawiskiem nowym i nie wiemy, jakie mogą być długofalowe skutki ich stosowania dla środowiska oraz zdrowia i życia człowieka. Prof. Ludwik Tomiałojć z Komitetu Ochrony Przyrody PAN, powołując się na przykłady DDT czy mączki kostnej, postuluje odczekać jedno, dwa pokolenia i sprawdzić, czy nie pojawią się negatywne skutki stosowania GMO. Drugi typ argumentacji dotyczy bioróżnorodności. Zdaniem ekologów, wprowadzenie GMO zaburzy równowagę ekosystemu. Przewidują oni możliwość mutacji roślin GMO, które mogą doprowadzić do powstania niezwykle odpornych superchwastów. Wskazują również na problem powstawania monokultur, co w przypadku epidemii nowej choroby roślin może skończyć się tragedią. Przypomina się tu irlandzką zarazę ziemniaczaną w XIX w. i atak choroby zwanej południową rdzą liści na uprawy kukurydzy w USA w latach 70. ub.w., który przyniósł straty obliczane na miliard dolarów. Zarówno w Irlandii, jak i USA powodem tak dużych strat było ujednolicenie odmian uprawnych. Greenpeace wskazuje również fakt, że rośliny Bt doprowadzają do wyginięcia nie tylko szkodników, ale również pożytecznych owadów, np. pszczół czy niszczących mszyce biedronek. Niepokój budzą też badania przeprowadzone przez Rosyjską Akademię Nauk. W ramach eksperymentu żywiono szczury soją GM, jednocześnie grupie kontrolnej podając zwykłą soję. Aż 55,6% potomstwa matek karmionych soją GM zginęło w ciągu trzech tygodni, podczas gdy w grupie kontrolnej tylko 9%.

Riposta entuzjastów

Środowisko biotechnologów prezentuje rzecz jasna odmienny punkt widzenia. Podkreślają oni przede wszystkim to, że stosowanie nawozów sztucznych i chemicznych środków ochrony roślin niszczy bioróżnorodność w dużo większym stopniu niż GMO. Polemizując z argumentem dotyczącym superchwastów, dowodzą oni, że zjawisko uodporniania się chwastów na herbicydy jest znane od lat 70. i rolnicy radzą sobie poprzez zmianowanie, zwykłą uprawę mechaniczną albo standardowy program herbicydowy w uprawie następczej. Ponadto tzw. superchwast i tak byłby odporny na tylko jeden z herbicydów. Nie bez satysfakcji podają również przykłady nieetycznych badań, które były wykorzystywane przez przeciwników GMO. Przykładowo pracujący w Wielkiej Brytanii Węgier Arpad Pusztai wprowadził do ziemniaków gen produkujący pewną szkodliwą dla zdrowia substancję. W efekcie szczury spożywające zmodyfikowane ziemniaki umierały, tyle że na skutek modyfikacji przez badacza. Ponadto restrykcyjne przepisy UE dotyczące GMO powodują, że przed dopuszczeniem do obrotu lub uprawy każda nowa transformacja, a nie tylko rodzaj organizmów, jest szczegółowo badana pod każdym względem. W przeciwieństwie do nowych odmian roślin konwencjonalnych, które bada się znacznie mniej dokładnie. Ponadto część konwencjonalnych roślin jest atakowana przez groźne grzyby. Niegroźne z pozoru orzeszki ziemne są infekowane przez rakotwórcze aflatoksyny. Transgeniczne orzeszki są na nie uodpornione i w tym sensie bezpieczniejsze.

Azbest czy strachy na lachy?

Co ciekawe, zarówno zwolennicy, jak przeciwnicy GMO przyznają, że jest za wcześnie, aby mówić jednoznacznie o skutkach upraw modyfikowanych genetycznie. Na tym stanowisku stoi zarówno prof. Tomiałojć, jak i prof. Tomasz Twardowski z Komitetu Biotechnologii PAN, który na łamach „Gazety Wyborczej” pisał: „Pozostaje pytanie: czy mamy 100 proc. pewności i bezpieczeństwa, czy wiemy, jakie będą efekty naszych dzisiejszych działań za kilka pokoleń? Otóż uczciwa odpowiedź na to pytanie brzmi: przekształcanie myśli uczonych w codzienne produkty konsumpcyjne prowadzi do większej liczby pytań niż odpowiedzi”. Być może jest to właściwa konkluzja. Rozwój nauki zawsze będzie pociągał za sobą powstawanie szans i zagrożeń. Czym są GMO? Przeciwnicy będą podawać przykład azbestu, niegdyś uznawanego za bezpieczny, a dzisiaj stanowiącego przekleństwo. Zwolennicy podadzą długą listę wynalazków, jak kolej żelazna czy telefony komórkowe, które z początku budziły – jak się potem okazało – nieuzasadnione obawy. Z pewnością upowszechnianie GMO wiąże się z ryzykiem. Czy warto je podejmować? W różnych częściach świata udziela się różnych odpowiedzi na ten dylemat.
Obecnie areał upraw roślin transgenicznych wynosi już 114 mln ha. Według raportu Międzynarodowej Agencji ds. Wprowadzania Nowych Zastosowań Agrobiotechnologicznych (ISAAA) za rok 2006 uprawy transgeniczne znajdują się w 22 krajach świata. Najwięcej jest ich w Ameryce Północnej i Południowej, w tym w USA – 54 mln ha (patrz tabelka). Europejskimi liderami są Rumunia i Hiszpania, gdzie GMO uprawia się na ok. 100 tys. ha. Najpopularniejszą rośliną transgeniczną jest soja, która uprawiana jest na blisko 59 mln ha, co daje 57% globalnego areału. Kolejne to: kukurydza, bawełna i rzepak.

GMO a sprawa polska

Jak w takim razie powinna zachować się Polska? Największe emocje budzą obecnie dwie ustawy: o nasiennictwie i o paszach pochodzące z 2006 r. Ustawy te zakazują w Polsce handlu ziarnami GMO oraz importu wszystkich rodzajów pasz, które zawierają komponenty GMO. Ta druga ustawa o dwuletnim vacatio legis ma zacząć obowiązywać w połowie bieżącego roku. Zdaniem Komisji Europejskiej, jej przepisy są nie do zaakceptowania, gdyż ograniczają dostęp do produktów dopuszczonych do obrotu na rynku unijnym. KE wszczęła już przeciwko Polsce postępowanie, które może się zakończyć procesem przed Trybunałem Sprawiedliwości Wspólnot Europejskich w Luksemburgu. Kara mogłaby sięgać 260 tys. euro dziennie. Minister rolnictwa Marek Sawicki zapowiedział jednak niedawno, że ustawa o paszach najwcześniej zacznie obowiązywać 1 stycznia 2012 r. Gdyby zakaz został wprowadzony już w tym roku, producenci mięsa mieliby spory problem. Dzisiaj aż 80% pasz zużywanych w Polsce do karmienia zwierząt oparte jest na roślinach GMO. Polska właściwie nie ma czym ich zastąpić, bo w Unii obowiązuje zakaz stosowania mączek mięsno-kostnych, a rośliny strączkowe – będące jednym z alternatywnych rozwiązań – produkowane są w zbyt małych ilościach. Poza tym pasza z nich wytwarzana jest o ok. 20% droższa niż pochodząca z soi. W intencji Sawickiego cztery lata mają stanowić okres przejściowy. – Podjęliśmy działania, których celem jest przygotowanie programu wspierania produkcji pasz – tłumaczy minister Sawicki. W tym czasie produkcja roślin strączkowych alternatywnych wobec transgenicznej soi powinna wzrosnąć 10-krotnie. Pozostaje pytanie, na ile realna jest ta perspektywa. Wielu ekspertów uważa, że w roku 2012 czeka nas kolejne opóźnienie wprowadzenia w życie ustawy. Wydaje się natomiast, że decyzja Sawickiego oddala widmo 40-procentowych podwyżek cen mięsa, które groziły nam, gdyby polscy producenci z dnia na dzień musieli przestawić się na pasze wolne od GMO.
W sprawie pasz ustępstwo polskiego rządu stało się faktem. Jednak minister środowiska Maciej Nowicki uważa, że Polska nadal powinna być krajem wolnym od GMO. Nowa ustawa o GMO miałaby wejść w życie pod koniec roku. Resort środowiska popiera projekt przygotowany za czasów rządu PiS. Z tą różnicą, że ulec zmianie będą musiały przepisy zakwestionowane przez Komisję Europejską. Twórcy ustawy i obecna ekipa rządząca resortem stawia sobie za cel trudne zadanie: pogodzenie hasła „Polska wolna od GMO” i polityki UE, którą w 2004 r. Światowa Organizacja Handlu zmusiła do otwarcia rynku na GMO. Aby dana roślina transgeniczna została dopuszczona na wspólny rynek, musi przejść restrykcyjne badania. Jeśli jednak stanie się to faktem, kraje członkowskie nie mogą blokować jej dystrybucji. W przepisach unijnych jest jednak pewien wyjątek. Państwo członkowskie może uzyskać uprawnienie do tymczasowego ograniczenia lub zakazania stosowania lub sprzedaży nasion GMO i produktów zawierających GMO, jeśli w związku z nowymi informacjami naukowymi zaistnieją podstawy do stwierdzenia, że organizmy modyfikowane genetycznie mogą stwarzać ryzyko dla zdrowia ludzkiego lub środowiska naturalnego. Mówimy jednak nie o zasadzie, ale o wyjątku od niej. Zasada brzmi, że jeśli jakiś produkt został dopuszczony do obrotu na unijnym rynku, to państwa członkowskie nie mogą tego obrotu ograniczać.
Jak zatem nowa ustawa ma pogodzić ogień z wodą? Uprawy GMO będą mogły odbywać się tylko w wydzielonych strefach, izolowanych od innych upraw. Rolnik zamierzający utworzyć strefę, w której będzie prowadził uprawę roślin genetycznie zmodyfikowanych, będzie ponosił odpowiedzialność cywilną za swoją działalność w związku z ewentualnym skrzyżowaniem lub mechanicznym wymieszaniem materiału rozmnożeniowego. Jednocześnie ma zostać wprowadzony obowiązek znakowania żywności wyprodukowanej z udziałem GMO. Resort rolnictwa chce, by na jednej trzeciej powierzchni opakowania żywności znajdowało się wyraźne oznakowanie, że jest to produkt z GMO. Obecnie obowiązujące prawo nakłada jedynie obowiązek umieszczenia na opakowaniu informacji, że dany produkt jest genetycznie zmodyfikowany. Ustawa nie określa, jaką część opakowania powinna zajmować ta informacja. Jeśli tylko niektóre składniki są genetycznie zmodyfikowane, obok nazwy składnika znajduje się informacja, że jest on genetycznie zmodyfikowany (w praktyce tylko takie produkty można spotkać w polskich sklepach). Obowiązek znakowania wszystkich produktów zawierających GMO funkcjonuje na terenie całej Unii. W przepisach znajduje się jednak luka, która zwalnia z obowiązku znakowania produktów wytworzonych ze zwierząt karmionych paszą GMO. Polacy w kwestii znakowania są bardzo rygorystyczni. Ponad 90% Polaków domaga się znakowania (PBS). W całej Europie zupełnie nie do zaakceptowania byłby model amerykański, gdzie producenci nie mają obowiązku informować nabywców, że do koszyka wkładają żywność modyfikowaną genetycznie.
Walka o GMO w UE cały czas się toczy i obóz przeciwników liczy na wykorzystanie klauzuli blokującej. Ostatnio na czele bloku przeciwników GMO stanął prezydent Francji Nicolas Sarkozy, co znacznie wzmacnia ich pozycję. Uprawa GMO jest też przedmiotem sporu w samej Komisji Europejskiej. Niektóre kraje, jak Austria, Węgry czy Grecja stosują taktykę przewlekania. Wprowadzają czasowy zakaz sprzedaży danego GMO. Wówczas instytucje unijne sprawdzają, czy zakaz jest zasadny, tzn. czy kraj dysponuje nowymi wynikami badań naukowych świadczących o szkodliwości danej rośliny. Postępowania ciągną się latami. W łonie samej Komisji Europejskiej też występują rozbieżności w sprawie GMO. Przeciwnikiem jest komisarz ds. ochrony środowiska Stawros Dimas, a zwolennikami komisarz ds. handlu Brytyjczyk Peter Mandelson, niemiecki komisarz ds. przemysłu Günter Verheugen oraz słoweński komisarz ds. nauki Janez Potocznik.

Problem patentów

Innym aspektem sporu o GMO jest problem prawa patentowego. Patentowanie żywych organizmów do niedawna nie było możliwe, ponieważ uważano je za część natury, a zatem byty niepodlegające patentowaniu. Sytuacja zmieniła się w 1980 r., gdy w sprawie Diamonda przeciw Chakrabarty’emu amerykański Sąd Najwyższy wydał bezprecedensowy wyrok, mówiący o tym, że można opatentować żywy organizm – bakterię zdolną trawić olej. Zdaniem przeciwników takiego rozwiązania, doszło do zatarcia różnicy między wynalazkiem a odkryciem. Wynalazek polega na stworzeniu nowego urządzenia, narzędzia, przedmiotu codziennego użytku bądź na wymyśleniu oryginalnej technologii wytwarzania czegoś. Jego przedmiotem nie może być coś, co już istnieje. Odkryciem jest natomiast ujawnienie jakiegoś obiektywnego zjawiska, faktu, procesu lub prawidłowości, dotychczas ludziom nieznanego, jednak cały czas istniejącego. Wyrok amerykańskiego sądu zatarł tę różnicę, co umożliwiło patentowanie poszczególnych genów, a w końcu organizmów. W ten sposób coś, co powinno być dziedzictwem całej ludzkości, stało się prywatną własnością. W tej sytuacji nie dziwi patentowanie GMO. W efekcie rynek został podzielony przez kilka potężnych korporacji. Największą z nich jest Monsanto, która kontroluje 90% upraw. Kolejni potentaci to Bunge, Cargill, Syngenta. Coraz silniejszą pozycję zdobywa również Bayer CropScience – utworzony w 2002 r. rolniczy dział koncernu Bayer AG. Wiele z tych firm jest oskarżanych o działalność nieetyczną. Szczególnie Monsanto urosła do rozmiarów symbolu bezwzględnej i agresywnej korporacji. W Polsce jest to firma prawie nieznana, w USA ma opinię zbliżoną do Coca-Coli czy McDonald’sa. Szczególnej krytyce poddawana była działalność tej korporacji w Indiach, gdzie sprzedawała ona miejscowym rolnikom tanie transgeniczne ziarno, by następnie drastycznie podnieść jego ceny. Jest to możliwe dlatego, że firmy handlujące ziarnem GMO ustalają, że musi być ono przez rolników nabywane co roku. W ten sposób uzależniają nabywców, szczególnie w krajach Trzeciego Świata. Głośnym echem odbił się również proces, jaki Monsanto wytoczyła kanadyjskiemu farmerowi Percy’emu Schmeiserowi. Domeną Schmeisera była uprawa rzepaku. Pewnego dnia Monsanto oskarżyła go o bezprawne korzystanie z ziaren opatentowanych przez korporację. Okazało się, że genetycznie modyfikowany rzepak z pól sąsiadów zapylił rośliny na jego polu. Wyrokiem pierwszej instancji Schmeiser miał oddać Monsanto całe swoje zbiory rzepaku z 1998 r. Procesy i odwołania ciągnęły się przez kilka lat. W sumie prawnicy Monsanto zażądali od Schmeiserów 400 tys. dol. kanadyjskich. Dopiero w maju 2004 r. kanadyjski Sąd Najwyższy uznał, że Schmeiser nie jest nic winien korporacji. Niestety, opisana sprawa to powszechna praktyka koncernów produkujących GMO. Dlatego niezależnie od oceny samych GMO nie sposób nie zauważyć odrębnego problemu, jaki stanowi prawo patentowe.

Konsumenckie prawo wyboru

Wróćmy jednak na polskie podwórko czy raczej do polskich sklepów. Niezależnie od naszego stanowiska w sprawie GMO wszyscy powinniśmy mieć prawo świadomego wyboru tego, co jemy. Obecnie informacje o wykorzystaniu roślin transgenicznych przy wytworzeniu danego produktu znajdziemy na liście wykorzystanych składników. W Polsce szczególną uwagę należy zwracać, kupując olej roślinny, gdyż do jego produkcji często wykorzystuje się transgeniczną soję i rzepak. W 2006 r. Greenpeace opublikował przewodnik zakupowy „Czy wiesz, co jesz?”. Zawiera on czarną listę, na której znajdują się produkty zawierające składniki GMO bądź produkowane przez firmy, które nie odpowiedziały na ankietę. Na liście są m.in. produkty takich marek jak: Wedel, Danone, Krakus, Yano, PEK, Tygryski, Constar, Agryf, La Siesta, Mazury, Ekodrob, Suwalskie Zakłady Drobiarskie, Animex Południe, Morliny, Zakłady Mięsne „Mazury” w Ełku, Zakłady Mięsne Mazury (Grupa Animex). Jeśli jesteśmy przeciwnikami GMO, warto też zapamiętać listę sklepów, które nie prowadzą sprzedaży produktów mogących zawierać składniki transgeniczne. Są to: Alma Market, Auchan, Billa, Berti, Elea, Piotr i Paweł. Wybierając się na zakupy, możemy sami decydować, co wkładamy do swojego koszyka. Dzisiaj Polacy raczej nie włożą do niego żywności modyfikowanej genetycznie. Co ciekawe, jeszcze 10 lat temu dwie trzecie Polaków było skłonnych kupować żywność transgeniczną (OBOP). Obecnie aż 76% Polaków wyklucza kupowanie żywności modyfikowanej genetycznie (PBS). W tym względzie nie odbiegamy od większości Europejczyków. Społeczne odrzucenie GMO powoduje, że uprawy roślin transgenicznych nie zawsze są opłacalne ekonomicznie. Przykładowo ekspansja upraw transgenicznej kukurydzy w USA spowodowała… załamanie amerykańskiego eksportu, bo Europejczycy nie chcieli jej kupować. O tym, czy polskie rolnictwo otworzy się na GMO, zdecydują rząd i parlamentarzyści. Ich sceptycyzm w odniesieniu do żywności transgenicznej pokrywa się jednak z poglądami większości społeczeństwa.

Wydanie: 11/2008, 2008

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy