Czy koncerny fast food zapłacą wysokie odszkodowania? Firmy fast food osiągają bajeczne zyski kosztem zdrowia całych społeczeństw. Zdaniem niektórych, przyszedł czas, aby za to zapłaciły. Profesor John Banzhaf przez 30 lat prowadził krucjatę przeciw koncernom tytoniowym. Zakończyła się spektakularnym zwycięstwem – producenci papierosów zgodzili się przekazać 206 mld dol. w ramach rekompensaty za wyrządzone społeczeństwu szkody. Obecnie Banzhaf zamierza wydać wojnę firmom fast food, (drugiemu głównemu winowajcy zagrażającemu zdrowiu narodu), które sprzedają posiłki wprawdzie tanie, ale budzące grozę dietetyków – bogate w tłuszcz frytki czy hamburgery, bardzo słodkie napoje gazowane. Koncerny „szybkiej żywności” były dotychczas odsądzane od czci i wiary przez ekologów, związkowców, lekarzy oraz przeciwników globalizacji jako symbol kapitalistycznego wyzysku i przyczyna wszelkich bolączek współczesnej cywilizacji. Te słowa potępienia dotychczas pozostawały bez następstw. Tylko w McDonaldach rozkoszuje się hamburgerem czy frytkami 45 mln ludzi dziennie. Teraz jednak poczynaniami producentów fast food mogą zająć się sądy. Jak pisze niemiecki tygodnik „Der Spiegel”, Banzhaf i jego zwolennicy uważają, że już najwyższy czas powstrzymać ekspansję McDonald’sa, Burger Kinga i spółki. 30 lat temu Amerykanie wydawali na ich produkty 6 mld dol. rocznie, obecnie – 110 mld. Najlepszymi klientami koncernów „szybkiej żywności” są dzieci i młodzież. Pod ich adresem skierowane są reklama i kolorowe zabawki dodawane do posiłków. Nie przypadkiem klown Ronald McDonald jest wśród amerykańskich najmłodszych bardziej znany niż Myszka Miki. Punkty sprzedaży „junk food” (czyli śmieciowej żywności) istnieją w co trzeciej szkole średniej. Jak pisze dziennik „San Francisco Chronicle”, wiele rodzin zapomniało o wspólnych obiadach. Sylwan Marshall, uczeń Fremont High School w Oakland, przyznaje: „Zazwyczaj zamawiam na lunch zestaw piąty – cheeseburger z bekonem, frytki i colę. Wiem, że to niezdrowe, ale nie zwracam uwagi na sałatki”. Eric Schlosser, publicysta, który napiętnował nadużycia koncernów „szybkiej żywności” w książce „Fast Food Nation”, pisze: „Co miesiąc około 90% amerykańskich dzieci między trzecią a dziewiątą odwiedza McDonalda”. Książka Schlossera stała się bestsellerem (dziewięć wydań od 2000 r.!), ale nie zmniejszyła bynajmniej konsumpcji big maców czy frytek. Jak stwierdził raport ogłoszony w czerwcu na łamach „American Journal of American Medical Association”, zwycięski pochód „szybkiej żywności” dotarł nawet do placówek opieki zdrowotnej. Posiłki takie można kupić w co trzecim czołowym szpitalu USA. „Czy przeczymy samym sobie? Czy jesteśmy hipokrytami?”, pyta zaniepokojony dr Peter Cram z University of Michigan Medical School w Ann Arbor. Skutki tej inwazji fast food są dramatyczne. W grudniu ubiegłego roku naczelny lekarz kraju, David Satcher, ostrzegł przed narodową epidemią otyłości, później sam prezydent Bush wezwał rodaków, aby wreszcie podnieśli się z kanap i zaczęli uprawiać sporty. Na nadwagę lub chorobliwą otyłość cierpi bowiem 61% obywateli USA. W ciągu ostatnich 20 lat liczba dzieci z nadwagą wzrosła trzykrotnie. Co roku dolegliwości będące następstwem nadwagi, jak choroby serca, niektóre nowotwory czy cukrzyca, zabijają 300 tys. Amerykanów. Na liście głównych przyczyn zgonów otyłość ustępuje tylko nikotynie. Tylko w 2000 r. na leczenie tych chorób wydano 117 mld dol., dziesięć razy więcej, niż Waszyngton przeznacza na pomoc dla krajów rozwijających się. Problem ma zresztą charakter międzynarodowy. McDonald’s np. sprzedaje swe hamburgery i frytki w 117 krajach świata. Jak pisze Eric Schlosser, „tam, gdzie powstają sieci amerykańskich restauracji fast food, zaokrąglają się biodra”. Epidemia otyłości zaczyna grasować we wszystkich zakątkach globu. John Banzhaf, prawnik z George Washington University, pyta: „Dlaczego części tych kosztów nie ponoszą producenci niezdrowej żywności?”. Banzhaf uważa, że należy opodatkować wysokotłuszczowe posiłki i napoje gazowane. Koncerny muszą też złagodzić swą agresywną i zwróconą głównie do młodocianych reklamę. McDonald’s wydał np. 500 mln dol. na swą kampanię reklamową, podczas gdy Narodowy Instytut Raka może przeznaczyć tylko 1 mln dol. rocznie na propagowanie pięciu złożonych z owoców i warzyw posiłków dziennie. Banzhaf domaga
Tagi:
Krzysztof Kęciek









