Przez prawie 30 lat służby nie zawiódł ani razu. Teraz odchodzi na emeryturę, a wraz z nim pewna epoka Rankiem 17 grudnia (czasu lokalnego) w Centrum Kosmicznym NASA im. Kennedy’ego na Florydzie będzie można usłyszeć charakterystyczne odliczanie od 10 do 0. Na platformę startową 39A spadnie pionowy słup ognia, znacząc ślad wznoszącego się pojazdu kosmicznego. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, kontrola lotu będzie świętować udany start. Euforia sukcesu podszyta będzie smutkiem. Prom kosmiczny (Space Shuttle) Discovery, oznaczony numerem OV-103, uda się w swój 39. rejs, będący jednocześnie jego ostatnim. A także przedprzedostatnim lotem wahadłowca w ogóle. Pierwotnie start misji STS-133 zaplanowano na 1 listopada, został jednak odwołany z przyczyn technicznych. Trudno powiedzieć, czy daje znać o sobie wiek pojazdów, czy stopień komplikacji każdego z nich, odwołano bowiem także następnych pięć, w tym jeden z powodu pogody. Jeśli wahadłowce mają odejść w pięknym stylu, NASA nie może sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Wizerunek programu z trudem odbudowywano po katastrofach Challengera i Columbii. Od sukcesu trzech najbliższych startów zależy, czy promy kosmiczne zostaną zapamiętane jako cudy techniki, które utwierdziły obecność człowieka w kosmosie, czy jako latające trumny. Wyjątkowy NASA z dumą pisze na swojej stronie internetowej, że „choć wszystkie pięć pojazdów składających się na flotę promów kosmicznych nie mają sobie równych, jeśli idzie o osiągnięcia, Discovery jest wyjątkowy wśród nadzwyczajnych”. Inspirację dla nazwy stanowił długi szereg statków morskich, które dokonywały różnych odkryć. Na początku XVII w. statkiem o takiej nazwie Henry Hudson eksplorował akwen wodny, nazwany później na jego cześć. Tak też nazywał się jeden ze statków w trzeciej ekspedycji Jamesa Cooka, kiedy to odkryto Hawaje. A także dwa okręty, które Królewskie Towarzystwo Geograficzne wysłało z misjami eksploracji bieguna północnego i Antarktyki. Budowa promu rozpoczęta 29 stycznia 1979 r., trwała cztery lata. W jej trakcie wykorzystano doświadczenia, jakich nabyto przy wcześniejszych wahadłowcach – testowym Enterprise oraz „właściwych” Challengerze i Columbii, skutkiem czego od początku ważył ponad 3 tony mniej niż poprzednicy. Do Centrum Kennedy’ego trafił w listopadzie 1983 r. na grzbiecie boeinga 747 specjalnie przystosowanego do transportu wahadłowców. Do pracy został zaprzęgnięty w sierpniu następnego roku. Discovery spędził w przestrzeni kosmicznej prawie cały rok, dokładnie 352 dni. Okrążył nasz glob 5628 razy. Przebył łącznie 230 mln km, co odpowiada 288 podróżom na Księżyc i z powrotem lub półtorej podróży na Słońce. 246 Ziemian może z dumą mówić o sobie, że należało do załogi Discovery; więcej niż w przypadku jakiegokolwiek pojazdu kosmicznego. Nawet Międzynarodową Stację Kosmiczną czeka jeszcze wiele rotacji załogi, zanim zbliży się do tego wyniku. Już w trakcie swojej drugiej misji dokonał czegoś, czego nie dokonano nigdy wcześniej – nie dość, że wyniósł na orbitę okołoziemską dwa satelity, to jeszcze dwa wadliwe sprowadził na Ziemię w celu naprawy. W 1985 r., w trakcie jednej z misji (a były ich w tym roku aż cztery, czego nie powtórzył żaden inny prom), w kosmos poleciał pierwszy Saudyjczyk, Sultan bin Salman bin Abdulaziz Al Saud. Przy okazji stał się także pierwszym Arabem i pierwszym muzułmaninem, któremu przypadł ten zaszczyt. Skoro zaś jest spokrewniony z władcą swojego kraju, został też pierwszym członkiem rodziny królewskiej, jaki znalazł się na orbicie. W trakcie innej misji członkiem załogi został pierwszy urzędujący członek Kongresu w kosmosie, senator z Utah Jake Garn. Nawet gdyby Discovery wykonał w swojej karierze tylko jeden lot, to i tak jego wkład w poznanie wszechświata byłby nieoceniony. Gdyby to oczywiście był lot z kwietnia 1990 r., kiedy na jego pokładzie wyniesiono na orbitę okołoziemską najsłynniejszy chyba teleskop na (wokół?) Ziemi – teleskop Hubble’a. Astronauci dwukrotnie jeszcze wrócili na jego pokładzie do orbitalnego obserwatorium, aby dokonać niezbędnych napraw i ulepszeń. W 1994 r. prom gościł na pokładzie pierwszego Rosjanina, który znalazł się w wahadłowcu. Był nim Siergiej Krikalow, postać znacząca i bez wizyty na promie. Człowiek o najdłuższym
Tagi:
Kuba Kapiszewski









