Oświatowy armagedon

Oświatowy armagedon

Niemal każda gmina płaci nauczycielom inaczej

Gdzie obecna władza ma pensje nauczycieli i całe środowisko oświatowe, najlepiej było widać 15 kwietnia w Sejmie. Wicemarszałek Ryszard Terlecki z PiS po pięciu minutach przerwał wystąpienie Sławomira Broniarza, prezesa Związku Nauczycielstwa Polskiego, prezentującego inicjatywę obywatelską „Pensje z budżetu”. Projekt ustawy gwarantował wypłatę całości nauczycielskich wynagrodzeń z budżetu państwa i uniemożliwiał wydanie tych pieniędzy np. na spłatę długów samorządu.

– Panie marszałku, nie byłem o tym fakcie uprzedzony – zareagował wyraźnie zdziwiony Broniarz na informację, że na przedstawienie wniosku dostaje się jedynie pięć minut. – Bardzo mi przykro – odparł Terlecki. Po czym dodał: – Czasy się zmieniły.

Sławomir Broniarz mógł tylko napisać na Twitterze: „Trzy miesiące zbiórki podpisów, 340 tys. zebranych i pięć minut na prezentację. To półtorej strony tekstu. Ale walczymy nadal!!!”.

Obserwując bałagan z nauczycielskimi wypłatami za marzec, można zwątpić, czy w Polsce obowiązuje jednolite prawo. Okazuje się, że ile miejsc, tyle sposobów interpretacji przepisów dotyczących wypłat za zajęcia dodatkowe, godziny ponadwymiarowe, doraźne zastępstwa itp.

– System wynagradzania nauczycieli jest kuriozalny. Nieprzejrzysty, skomplikowany, niesprawiedliwy. Nawet w jednym mieście nauczyciele mogą być inaczej wynagradzani przez poszczególnych burmistrzów. Powinny istnieć uregulowania centralne z możliwością układów zbiorowych na terenie gmin. Nie może być tak, że co samorząd, to inna koncepcja. To powinno zostać uregulowane w specustawie. Niektóre gminy nie wypłacają dodatku za wysługę lat. Tak nie może być – komentuje Sławomir Wittkowicz z Forum Związków Zawodowych.

Ludzkie dramaty

Katarzyna Nowak-Zawadzka, Nauczyciel Roku 2015, na co dzień pracująca w Szkole Podstawowej z Oddziałami Integracyjnymi nr 87 w Warszawie, przedstawia sytuację z perspektywy nauczycieli. – Nie dostaliśmy za nadgodziny. Z nieoficjalnych źródeł wiem, że niektóre osoby jednak dostaną z powodu formy pracy, jaką wyznaczyła pani dyrektor – przez Librus. Teraz rozmawiam przez telefon po dziesięć godzin na dobę z rodzicami, uczniami, nauczycielami, ośrodkami pomocy społecznej, kuratorium, ogniskami pracy pozaszkolnej, psychologami i terapeutami z poradni psychologiczno-pedagogicznych. Jestem też dostępna na Skypie. Wezmę zatem billing. Librus nie może być jedyną podstawą wypłacania nam wynagrodzeń. Interweniuję u dyrekcji, ilekroć sypią się jedynki, bo uważam, że przy obecnej formie nauczania to niedopuszczalne. Można napisać dziecku: „Czekam na twoją pracę, nie odesłałeś jej”, a nie stawiać jedynki. Część ocen będzie dla rodziców. Gdy znam dziecko siedem lat, doskonale widzę, że ani język, ani czas, np. odesłanie zadania po kilku minutach, nie są w jego przypadku osiągalne. I nie wiem, czy dostaniemy wynagrodzenie za tak ciężką pracę online. Zajmuje nam o wiele więcej czasu niż praca z uczniem na żywo – zwraca uwagę.

– Przyszły rok szkolny może być dla wielu z nas finansowym dramatem: bez nadgodzin na pomoc psychologiczno-pedagogiczną i na zajęcia wspierające, rewalidacyjne. Od września mam te wszystkie zajęcia prowadzić w wymiarze 40 godzin, które mnie obowiązują. Zarobię miesięcznie ok. 1 tys. zł mniej. Nie wiemy, jak będą rozliczane popołudniowe godziny w świetlicach. Zjada nas stres. Obcięcie godzin będzie zmuszało nas do podjęcia pracy w kilku miejscach. Znów ucierpi jakość edukacji – podkreśla.

Z perspektywy rozsądnych dyrektorów szkół, którzy nie drżą przed szefem w gminie, a takich, niestety, bywa zdecydowanie mniej, wykładnia prawna jest oczywista – to oni decydują, za co zapłacić nauczycielowi. Nie powinni się ugiąć, zastraszani kolejnymi kontrolami.

– Robię swoje – zapewnia Ewa Radanowicz, dyrektorka świetnej Szkoły Podstawowej w Radowie Małym, w województwie zachodniopomorskim. – Organ prowadzący nie może w żaden sposób wpływać na wypłatę wynagrodzenia nauczycieli, ograniczać naszych kompetencji, nawet powołując się na szczególne zasady obowiązujące w okresie epidemii. Rozporządzenia MEN z 11 i 20 marca 2020 r., regulujące nowe warunki działalności szkół w okresie epidemii, nie zwalniają nauczycieli z obowiązku świadczenia pracy, zmieniają jedynie jej formę – ze stacjonarnej na zdalną. Jeżeli zatem nauczyciele, w tym ci, co do których forma pracy zdalnej nie zawsze jest oczywista, realizują w dalszym ciągu swoje obowiązki, należy im się pełne wynagrodzenie za pracę w okresie epidemii, tym bardziej gdy istnieje możliwość weryfikacji wykonywanych przez nich zadań.

Koronarzeczywistość

Zdaniem oświatowej Solidarności ok. 30% dyrektorów szkół narusza przepisy rozporządzenia ministra edukacji z 20 marca. Tną wynagrodzenia za godziny ponadwymiarowe i inne dodatki. Związkowcy skierowali więc 10 kwietnia do głównego inspektora pracy pismo, w którym wezwali do podjęcia kontroli. Chcą, aby określił wytyczne dla inspektorów terenowych, bo ich decyzje są niejednoznaczne.

– Ministerstwo Edukacji Udawanej i udawany związek zawodowy będący przybudówką partyjną postanowiły o sobie przypomnieć – ironizuje Sławomir Wittkowicz. – To śmieszne. Przecież wiemy, że będą pozwy. Terenowi inspektorzy pracy tego nie zmienią.

W kontekście koronakryzysu losy obywatelskiego projektu przygotowanego przez ZNP są ważne, bo państwo mogłoby wziąć na siebie nauczycielskie wynagrodzenia. Projekt trafił do sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży. Ile tam poleży?

W samorządach pieniędzy na oświatę brakowało od dawna. Jednak w ostatnich dwóch latach nastąpił prawdziwy armagedon. Likwidacja gimnazjów i związane z tym kłopoty, takie jak podwójny rocznik w szkołach, nie znalazły odzwierciedlenia w subwencji oświatowej. Na rok 2020 państwo zaproponowało podwyżkę subwencji o zaledwie o 2,5 mld zł. To nie pokrywa nawet podwyżek płac nauczycieli. Organizacje samorządowe szacują, że subwencja powinna być podniesiona o co najmniej 6,4 mld zł.

Samorządy próbują za wszelką cenę przetrwać. Dzieje się to głównie kosztem najsłabszych, całkowicie od nich zależnych: uczniów i nauczycieli. Próbują wymuszać na dyrektorach zmianę siatki godzin. Jeśli wszystkie ich pomysły zostałyby uwzględnione, trzeba by ciąć nauczycielskie etaty, a niektórych nauczycieli nawet zwalniać. Aktualnie walczy się głównie o niepłacenie nauczycielom za godziny ponadwymiarowe.

Na przykład burmistrz Świątnik Górnych z Małopolski zarządziła, aby dyrektorzy szkół i przedszkoli z terenu gminy zmniejszyli tygodniowy wymiar godzin zajęć dla poszczególnych klas. Warszawa zrezygnowała z dwóch dodatkowych godzin zajęć w przedszkolach, kółek zainteresowań i zajęć dodatkowych w szkołach, zmniejszyła tygodniowy wymiar pracy przedszkoli, które mają być czynne nie dłużej niż przez dziesięć i pół godziny, trzeba będzie łączyć grupy. Prezydent zaleca też przegląd etatów nauczycieli bibliotekarzy, psychologów i pedagogów.

Niedoszacowana subwencja

– Od września 2019 r. w związku z ustawową podwyżką płac nauczycieli o 9,6% samorządy musiały dołożyć do subwencji oświatowej ok. 1 mld zł, a dodatkowo rząd nie uwzględnił w subwencji podwyżki dodatku za wychowawstwo do kwoty 300 zł. Nic dziwnego, że dziś najmniejsze samorządy borykają się z największymi kłopotami – tłumaczy Jacek Brygman, wójt gminy Cekcyn, wiceprzewodniczący Związku Gmin Wiejskich i szef Konwentu Wójtów Gmin Wiejskich Województwa Kujawsko-Pomorskiego. – W wielu gminach główne źródło dochodów własnych to podatek PIT. Wprowadzone w ubiegłym roku zwolnienie z niego osób do 26. roku życia oraz podniesienie kwoty wolnej, bez zrekompensowania samorządom tego ubytku, powoduje obniżkę wpływów na 2020 r. A przed nami jeszcze skutki finansowe związane z kryzysem gospodarczym wywołanym przez pandemię. Jako konwent prosimy MEN o jednoznaczną interpretację, w jakiej wysokości i jakie dodatki mamy wypłacać nauczycielom, jak ewidencjonować ich czas pracy online. Największe rozbieżności między gminami są w wypłatach za godziny ponadwymiarowe. Naprawdę nie chcemy na siłę zaoszczędzić. Ale chcemy wiedzieć, jak mamy rozliczać pracę zdalną nauczycieli bibliotekarzy, pracowników świetlic, pedagogów, jak rewalidację, nauczanie indywidualne? Obawiam się, że od MEN nie dostaniemy jednolitej wykładni. Szkoda, bo wolelibyśmy, z jednej strony, uniknąć fali pozwów w przyszłości, a z drugiej, co się stanie, jeśli wypłacimy nienależne świadczenia? Przecież istnieje coś takiego jak dyscyplina finansów publicznych.

Wittkowicz z kolei podkreśla, że w tworzonych właśnie arkuszach organizacyjnych, będących podstawą ustalenia tygodniowego rozkładu zajęć w szkołach, znikają etaty nauczycieli wspomagających, pracowników świetlic, pedagogów, psychologów, logopedów, terapeutów. To działanie na szkodę dzieci i rodziców.

– W subwencji oświatowej powinny być pieniądze obligatoryjnie przeznaczone na tworzenie takich etatów – mówi. – To państwo powinno wziąć na siebie etatyzację i płace nauczycielskie. Samorządy powinny się zająć bazą oświatową, tak jak było na początku lat 90. Analizowaliśmy także, jak zostały rozdysponowane środki na doskonalenie zawodowe nauczycieli. Otóż nikt nie szkolił z e-learningu, wideokonferencji itp. A grube unijne miliony poszły na rzeczy typu ewaluacja, polegająca na jeżdżeniu po szkołach i robieniu ankiet. Jeśli na dziesięciu ankietowanych siedmiu wyraziło się o szkole źle, znaczy, że szkoła słaba. Kompletny absurd. Tymczasem pieniądze unijne powinny pójść na tworzenie infrastruktury do e-learningu: zakup sprzętu i tworzenie platform.

Fot. Piotr Molęcki/East News

Wydanie: 18/2020, 2020

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy