Pantakowi trzeba pomóc

Pantakowi trzeba pomóc

Sprawa ukaranego przez sąd olsztyńskiego reportera zbulwersowała środowisko dziennikarskie

W 31. numerze „Przeglądu” opublikowałam reportaż pt. „Palec między drzwi” – relację z procesu olsztyńskiego dziennikarza, Jerzego Pantaka, który ujawnił, jak Niemcy przy pomocy usłużnych Polaków zdobyli „Gazetę Olsztyńską”. Potknął się jednak na słówku „wyrolować”.
Oskarżony ma za sobą 30 lat pracy w zawodzie dziennikarskim; mimo świetnego pióra i talentów redaktorskich od dwóch miesięcy jest bezrobotny. Nim stracił pracę, był naczelnym „Tygodnika Warmińskiego”.
Oskarżyciel to Jarosław Tokarczyk, lat 30, prezes czterech spółek z o.o.: Edytora, Wydawcy EL, Wydawcy Olsztyn i Galindii – wszystkie są kontrolowane przez większościowego udziałowca, Niemca Franza Xaverego Hirtreitera juniora. Pełnomocnikiem procesowym Tokarczyka jest Józef Lubieniecki, postać w Olsztynie znana jako były: polityk solidarnościowy, poseł OKP (Obywatelski Klub Parlamentarny „S”), doradca kurii biskupiej, pełnomocnik likwidatora RSW w woj. olsztyńskim i wiceprezes Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa.
Pantak został oskarżony o to, że jako redaktor naczelny opublikował w „Tygodniku Warmińskim” artykuł, w którym – zdaniem Tokarczyka – pomówił go o próbę „wyrolowania” swego mocodawcy, Hirtreitera, oraz niemieckich wspólników na 1,5 mln marek.
Okoliczności „wyrolowania” miały być następujące: prezes Edytora chciał przy pomocy Mathieu Cossona, pełnomocnika właściciela martwej spółki o nazwie Wydawca EL z kapitałem założycielskim 50 tys. zł, wykupić tę spółkę za pieniądze Edytora – 1,5 mln marek. Chlebodawca Tokarczyka, niemiecki magnat prasowy Hirtreiter, dysponujący większościowym pakietem w Edytorze i całością udziałów w Wydawcy EL, miał wykryć to szalbierstwo i nakazał olsztyńskiemu mecenasowi Maciejowi Osowickiemu zmianę umowy. Udziały Cossona w Edytorze przejął Michael Kapfinger, współwłaściciel Neue Passauer Presse, a zarazem członek Rady Nadzorczej Edytora.
Gdyby nie doszło do anulowania transakcji, której fakt potwierdzają dokumenty złożone w sądzie gospodarczym, byłoby to, zdaniem oskarżonego, wyprowadzenie pieniędzy za granicę kosztem spółek działających w Polsce, a więc i Hirtreitera.
Na rozprawie zarówno oskarżyciel, jak i jego jedyny świadek, mec. Maciej Osowicki, na co dzień obsługujący firmy Hirtreitera, zaprzeczyli, że mogło dojść do „wyrolowania”. Zgłoszenie do rejestru aktu kupna-sprzedaży zostało wycofane po 24 godzinach. Ani prezes, ani adwokat nie pamiętają dziś, dlaczego umowa została anulowana. W każdym razie pan Hirtreiter nie żywi do pana Tokarczyka żadnych pretensji.
Sąd uznał winę Jerzego Pantaka.

Soczewka polskiej prasy

Sprawa ta zbulwersowała środowisko dziennikarskie w kraju, ale nie w Olsztynie – tylko nieliczni, na ogół bezrobotni koledzy po fachu Jerzego Pantaka pojawili się na rozprawie. Wiesław Marnic, wiceprzewodniczący, sekretarz generalny Zarządu Głównego Stowarzyszenia Dziennikarzy RP, uważa, że olsztyński sąd nie wykazał zainteresowania całością tematu, którego rozpracowanie doprowadziło Jerzego Pantaka na ławę oskarżonych. Choć dziennikarz w swych publikacjach wykazał się ogromną dociekliwością: na przykładzie „Gazety Olsztyńskiej” przedstawił proces zmian własnościowych w prasie od momentu likwidacji RSW Prasa Książka Ruch. Wieloaspektowe problemy dotyczące rodzimej gazety Pantaka są soczewką dla polskiej prasy w ogóle. W tej chwili w 70-80% (są różne wersje tego rachunku) należy ona do kapitału zagranicznego. To się dokonało prawie niezauważalnie. Nikt dotąd nie pokazał tak jak Jerzy Pantak – czytelnie, na podstawie dokumentów – mechanizmu przejmowania mediów przez kapitał zagraniczny.
W czasie rozprawy sądowej temat zmiany właściciela „Gazety Olsztyńskiej” został odsunięty na bok. Sąd – zwraca uwagę Wiesław Marnic – zajął się słówkiem „wyrolować”, w istocie użytym przez dziennikarza niefortunnie, co jest naganne i świadczy o pewnej naiwności autora, jak również o niefrasobliwości w ocenie siły przeciwnika dysponującego zastępem prawników. Ale dla dziennikarzy sprawa, którą zajął się Pantak i która przywiodła go przed oblicze sądu, jest alarmująca z innego powodu. On w swych publikacjach pokazał, przed jakim problemem stoją polskie media. Bo te największe zagraniczne koncerny prasowe dopiero zbliżają się do granic Polski. I większa rybka pożre mniejszą.
Również Andrzej Krajewski, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy SD, wiceprzewodniczący SDP, uważa, że sąd skazując Pantaka za użycie słowa „wyrolował”, nie uwzględnił kluczowej okoliczności: jeśli z wielu sążnistych artykułów pozwanego na tak drażliwy dla powoda temat, jakim jest przejęcie przez koncern Hirtreitera „Gazety Olsztyńskiej”, zdołał on zaskarżyć tylko jedno sformułowanie, to oznacza, że redaktor Pantak dołożył szczególnej staranności i wykazał się rzetelnością w swojej pracy. A to właśnie – jak wskazał niedawno Sąd Najwyższy wyrokiem w sprawie Kwaśniewski kontra „Życie” – ma decydujące znaczenie w ocenie pracy dziennikarza. Użycie jednego słowa nie może tego przekreślać. – Chętnie wesprzemy obronę Jerzego Pantaka w drugiej instancji – deklaruje w imieniu SDP Andrzej Krajewski.

Gdzie zwykła przyzwoitość?

Natomiast u obserwatorki procesu sądowego, Joanny Wańkowskiej-Sobiesiak, prezeski olsztyńskiego oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, pojawiły się wątpliwości natury etycznej. Po pierwsze, sądowi nie przeszkadzało, iż oskarżyciela – Jarosława Tokarczyka – reprezentował w sądzie mecenas Józef Lubieniecki, likwidator RSW i uczestnik procesu prywatyzacyjnego „Gazety Olsztyńskiej”, wzmiankowany w artykułach, które doprowadziły do procesu. Po drugie, sąd bez zastrzeżeń przyjął oświadczenie mecenasa Macieja Osowickiego, świadka na rzecz Tokarczyka (na co dzień prowadzącego wraz z synem obsługę prawną spółek współwłaściciela „Gazety”, Hirtreitera), który nie pamięta podpisanego przez siebie dokumentu. Mimo że minęły tylko dwa lata od transakcji, i to niebagatelnej, bo na sumę 1,5 mln marek. Chodzi o dokument, który był dowodem przytaczanym przez oskarżonego, świadczącym zdecydowanie na niekorzyść prezesa Tokarczyka. Nawet dla osób niemających wiele wspólnego z prawem (a co dopiero dla prawnika) oczywista jest zasada, że kłamstwo jest karane, brak pamięci – nie.
„Ciekawa jestem – pisze do redakcji „Przeglądu” prezeska olsztyńskiego oddziału SDP – jak ta cała sprawa ma się do kodeksu etyki zawodowej naszej szanownej palestry? Liczę, że odezwą się reprezentanci samorządu zawodowego prawników i rozwieją moje wątpliwości oraz obiekcje, jakich nabrałam jako obserwatorka procesu”.
A na marginesie tej (i nie tylko tej) sprawy, Joanna Wańkowska-Sobiesiak zauważa, że w Polsce funkcjonuje już grupa adwokatów ułatwiających zagranicznym inwestorom i przedsiębiorcom działania niesłużące interesom naszego kraju, a wręcz przeciwnie. Robią oni wszystko dla prawnego umocowania poczynań mających na celu wyprowadzenie za granicę pieniędzy bez uiszczania podatków czy też maksymalnej ich minimalizacji. Jest to zgodne z prawem, ale jak się ma do zwykłej przyzwoitości? Oczywiście, znając prawo prasowe, śpieszy dodać, że nie ma tu nikogo konkretnego na myśli.
Jerzy Pantak zamierza się odwołać od nieprawomocnego wyroku Sądu Rejonowego w Olsztynie. Ten artykuł będzie miał ciąg dalszy.

 

Wydanie: 2003, 35/2003

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy