Na innowacyjność i parki technologiczne wydano miliardy złotych. Powstały zaś wygodne biurowce Najwyższa Izba Kontroli wzięła pod lupę 16 publicznych szkół wyższych i osiem parków technologicznych. Chciano wiedzieć, jak wykorzystywane są środki publiczne – w tym unijne – przekazywane na realizację zadań z zakresu wspierania innowacji i wdrażania nowych technologii. O ile od strony formalnej, czyli programów, faktur, sprawozdań itp., „mimo stwierdzonych nieprawidłowości” ocena wypadła pozytywnie, o tyle efekty zwiększania innowacyjności polskiego przemysłu i gospodarki NIK oceniła negatywnie. I nie mogło być inaczej. Pod względem naukowym i technologicznym Polska po ponad 20 latach transformacji jest w ogonie Europy. Od około dwóch miesięcy opisuję na łamach „Przeglądu” niezwykłe marnotrawstwo towarzyszące wydawaniu środków unijnych w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka, lecz to, co odkryli inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli, poruszyło mnie do głębi. Bezwartościowe patenty Tym razem nie chodzi o idiotyczne projekty stron internetowych po pół miliona złotych od sztuki czy wyciąganie kasy przez cwaniaków zapowiadających wynalazki o „fundamentalnym znaczeniu w skali świata”. Tu idzie o ogromną kasę, którą w ostatnich latach wpakowano w naukę i budowę parków naukowo-technologicznych. Autorzy raportu solidnie ostrzelali Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, które, jak się wydaje, kompletnie nie panuje nad rozdawnictwem środków unijnych. A co najgorsze – niczym stary recydywista idzie w zaparte, odrzucając wszelkie zarzuty. Lecz przejdźmy do faktów. W Polsce działają 132 publiczne uczelnie, w tym 19 uniwersytetów, 25 uczelni technicznych i dziewięć medycznych. NIK skontrolowała zaledwie 16, które w latach 2010-2012 realizowały 4827 projektów badawczych o wartości 729 331 600 zł, w tym 283 projekty rozwojowe, celowe i zamawiane, które wyceniono na 242 686 900 zł. Pewnym miernikiem efektywności wydanych środków była liczba uzyskanych patentów oraz objętych ochroną prawną wzorów użytkowych i przemysłowych czy znaków towarowych. Inspektorzy NIK odnotowali ich 906. Przy czym podkreślili, że „ich atrakcyjność dla przemysłu była nieznaczna”, a zgłaszano je „bez względu na jakość i możliwość zastosowania w praktyce”. Jak ustalili inspektorzy, „w konsekwencji ochrona ponad połowy z nich wygasła po upływie pierwszego trzyletniego okresu”. Czyli, mówiąc po ludzku, większość okazała się bezwartościowa. W konsekwencji – jak czytamy w raporcie – „w gospodarce wdrożono wyniki zaledwie 95 badań i prac rozwojowych. Przy czym blisko dwie trzecie z tych wdrożeń zrealizowały dwie z 16 skontrolowanych uczelni”. Cztery uczelnie nie dokonały transferu do gospodarki żadnego zakończonego projektu badawczego i ANI JEDNEGO posiadanego wynalazku. Jeszcze gorsza sytuacja panowała w parkach technologicznych, które przecież miały „stymulować i zarządzać przepływem wiedzy i technologii pomiędzy uczelniami, jednostkami badawczo-rozwojowymi, przedsiębiorstwami i rynkiem”. Tymczasem jeśli cokolwiek tam przepływało, to wyłącznie pieniądze, a jeśli już coś budowano, to biurowce. W Polsce istnieje 35 takich parków. NIK skontrolowała jedynie osiem. Ich utworzenie kosztowało podatników – także unijnych – 808 114 500 zł. Funkcjonowanie zaś – tylko w latach objętych kontrolą – 175 252 200 zł. Okazało się, że wydanie ponad 983 mln zł „nie przyniosło oczekiwanych rezultatów”, jak delikatnie ujęto to w raporcie. Strach pomyśleć, o jakich pieniądzach pisałbym, gdyby Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła, co się działo w pozostałych 27 parkach. Kwota 4-5 mld zł, które w ostatnich latach poszły w błoto „na wspieranie i wdrażanie”, nie wydaje się przesadzona. Operetka w parku W oficjalnych dokumentach rządowych często trafia się na opinie, że od chwili wstąpienia Polski do UE komercjalizacja nauki stała się przedmiotem szczególnego zainteresowania środowisk zarówno naukowych, jak i politycznych. Najpierw w ramach strategii lizbońskiej, a po jej załamaniu strategii na rzecz inteligentnego i zrównoważonego rozwoju „Europa 2020”, w której państwa Unii postawiły sobie za cel budowę gospodarki opartej na wiedzy. Z oczywistych względów nie mogliśmy zostać w tyle. Środki na innowacyjność miały pochodzić z Brukseli, którą nie wiem jakim cudem udało się przekonać, że „Polska ma największy potencjał dla rozwoju gospodarki opartej na wiedzy”, a naszymi atutami są „silne jednostki naukowe zdolne do tworzenia nowej
Tagi:
Marek Czarkowski









