Kim są dziś obrońcy robotników?

Kim są dziś obrońcy robotników?

Mało rzeczy zmieniło się w Polsce w ostatnich 12 latach tak bardzo jak związki zawodowe. W roku 1990 „Solidarność” była jedyną realną siłą na scenie politycznej, decydowała o wszystkim. Dziś tylko 6% Polaków mając problemy w pracy, zwróciłoby się o pomoc do związków zawodowych. Do związków należy co piąty pracownik i ta liczba wciąż się zmniejsza. Jedynie 22% Polaków ma do nich zaufanie, aż 47% im nie ufa.
Komu więc ufamy? Gdzie dziś są obrońcy robotników? Życie społeczne nie znosi próżni, więc gdy tradycyjne związki przeżywają kryzys, pojawiają się nowi obrońcy. Andrzejowi Lepperowi ufa dziś 41% Polaków, kilkakrotnie więcej niż Marianowi Krzaklewskiemu. Na popularności zyskują lokalne organizacje, których działacze nie dali się kupić prezesom firm i którym udało się coś dla swojego środowiska załatwić. Udane akcje Samoobrony i związków rolniczych oraz blokady dróg także zrobiły swoje.
Pisząc o związkowcach A.D. 2002, próbując wyważyć ich wpływy, musieliśmy te wszystkie okoliczności uwzględnić.
Że nie ma już wielkiej „Solidarności” i twardego OPZZ, że dziś są to dwie niezbyt mocne organizacje. Że obok nich działają związki rolników, a także mniejsze, lokalne. No i mamy fenomen Samoobrony, która stanowi dziś główną siłę grupującą rozczarowanych, występującą przeciwko urządzonemu establishmentowi. Ruch związkowy jest więc bardziej wielobarwny niż 12 lat temu i obok liderów szczebla krajowego coraz większą rolę odgrywają tu lokalni przywódcy. Także ich chcieliśmy pokazać.
Zmieniła się mapa związkowych wpływów. Jeszcze dziesięć lat temu stoczniowcy, górnicy czy hutnicy byli potęgą mogącą potrząsnąć całym krajem. Dziś branże te walczą o przeżycie, więc i rola ich związkowych liderów jest niewielka. Za to urośli ci, których branże i zakłady urosły. Na przykład Ryszard Zbrzyzny z Polskiej Miedzi, Sławomir Retmer z Poczty Polskiej i Józef Woźny z Polskiej Chemii.
Zmienił się też charakter działalności związkowej. Kilka lat temu pierwsze skrzypce grali charyzmatyczni przywódcy porywający tłumy. Dziś na czoło wysunęli się ci, którzy potrafią coś załatwić, negocjatorzy, nieszukający zwady z pracodawcą.
„To proste – tłumaczą nam w obu centralach. – Atmosfera jest dziś taka, że nie ma szans na zorganizowanie strajku. Ludzie nie pójdą na zwadę. Boją się o miejsca pracy. O swój byt. Dzisiaj nie da się zorganizować strajku solidarnościowego. Wyobraźmy sobie, że zastrajkowałoby Daewoo, to przecież ci z Bielska by się cieszyli”.
W ciągu 12 lat dokonała się więc olbrzymia przemiana. W transformację Polska wkraczała jako państwo Związku Zawodowego „Solidarność”, którego działacze zajęli najważniejsze stanowiska w państwie. Potem, praktycznie nieprzerwanie, ze związku do polityki i biznesu odchodziły kolejne fale. „Solidarność” była najlepszą trampoliną dla kariery, dla osiągnięcia wielkich pieniędzy. Niewielu dawnych działaczy potrafiło tej pokusie się oprzeć. Takimi byli: Andrzej Gwiazda, dziś emeryt, legenda Wrocławia – Józef Pinior, czy Karol Modzelewski z Jackiem Kuroniem. Inni wsiąkli. Charakterystyczne są tu życiowe ścieżki działaczy Trójmiasta. Na przykład Bogdana Borusewicza, założyciela Wolnych Związków Zawodowych. Ongiś ideolog „Solidarności”, który potrafił oddziaływać i poruszać się wśród tłumu, ostatnio minister w rządzie premiera Buzka, dzisiaj jest felietonistą w lokalnym dodatku gazety i członkiem Zarządu Województwa Pomorskiego. Z robotnikami i ruchem związkowym właściwie już się nie styka. Mieszka w dzielnicy willowej, chodzi chętnie do opery, gdy tańczy jego córka, uczennica szkoły baletowej. Za to z pasją uczestniczy w rozmowach politycznych na temat kadrowych roszad w woj. pomorskim.
Kariera Borusewicza jest taka jak setek innych obrońców robotników z lat 80. i 90., dla których ramy związków zawodowych okazały się za ciasne.
Dzisiaj ich następcy o takich możliwościach mogą tylko pomarzyć. Nie mają tamtych sił ani autorytetu, nie lubią ich media, nie potrafią intelektualnie ogarnąć toczących się przemian. To zresztą charakterystyczne – brak obecnym związkom ideologów i ekspertów. A że oni są, świadczy przykład Karola Modzelewskiego, który wymyślił nazwę „Solidarność” i który wciąż – jak nikt w Polsce – potrafi bronić słowem ludzi, o których zapomniała III RP.
Siłą rzeczy, lista 50 najbardziej wpływowych związkowców pokazuje kondycję i znaczenie ruchu związkowego w Polsce. Pokazuje, jakie cechy wśród działaczy liczą się dziś najbardziej, jacy ludzie tam zostali, jacy napływają. Lista pokazuje także olbrzymią przestrzeń zmiany, która dokonała się w Polsce w ostatnich latach. Bo zmieniło się niemal wszystko – siła branż, zakłady pracy, zwyczaje, ludzie. A czy zmieniły się ideały?

Współpraca Joanna Tańska, Iwona Konarska i korespondenci krajowi


50 najbardziej wpływowych związkowców

 

  1. Andrzej Lepper. To on dziś najskuteczniej, a w każdym razie najbardziej efektownie, prezentuje się jako obrońca ludzi pracy – rolników, drobnych kupców, robotników, bezrobotnych – walczący z establishmentem. I nikt lepiej niż on nie potrafi wykrzyczeć na całą Polskę tego, co po cichu mówią między sobą najbardziej poszkodowani. Ostatnie miesiące naruszyły jego pozycję – opowieści o „talibach w Klewkach” postawiły go na granicy kompromitacji, nieudana obrona targowiska we Włocławku osłabiła opinię o jego skuteczności – ale wciąż na związkowej scenie nie ma człowieka, który mógłby zmobilizować więcej ludzi niż on.
  2. Maciej Manicki. Przewodniczący OPZZ, organizacji większej i cieszącej się większym zaufaniem niż „Solidarność”. Manickiemu dobrze zrobił fakt, że nie startował w wyborach parlamentarnych, dzięki temu może dystansować się od rządu. Ale prawdziwa siła Manickiego tkwi w jego laptopie. To w tym urządzeniu szuka natchnienia i argumentów. Miłość do laptopa powoduje, że Manicki słabo „czuje” atmosferę w zakładach pracy. Ale swej pozycji w OPZZ dowiódł w ostatnich dniach, kiedy przeforsował zmiany w kodeksie pracy, które uzgodnił z pracodawcami.
  3. Marian Krzaklewski. Przewodniczący NSZZ „Solidarność”. Zniknął z gazet, pojawia się sporadycznie w tak zwanych – jak sam mówi – konkretnych sprawach. W rządowych propozycjach dopatruje się „spiskowej teorii dziejów”, a o dziurze budżetowej, którą zostawił rząd Buzka, mówi krótko: „Propaganda”. Z przyjemnością natomiast uczestniczy w przyjęciach. Ostatnio Krzaklewski bardzo się dziwił, gdy ks. Jankowski ujawnił, że to dzięki jego wstawiennictwu w KGHM Polska Miedź, Bazylika św. Brygidy otrzymała darowiznę w wysokości 150 tys. zł. Krzaklewski uważa, że został zdradzony przez ludzi „S”, np. Macieja Płażynskiego i przez robotników.
  4. Karol Modzelewski i Jacek Kuroń. Legendy polskiej lewicy. Nie uczestniczą czynnie w polityce, nie są związkowcami. Ideologią III RP jest liberalizm, oni to odrzucają. Modzelewski mówi, że w polskim wydaniu jest to system jak ze stalinowskich czytanek, tylko czytanych ŕ rebours. Kuroń z kolei nie ustaje w propozycjach, które mogłyby ociosać kanty polskiego kapitalizmu. Kilka tygodni temu, po nieudanym strajku w Stoczni Gdynia, prezes stoczni nielegalnie wyrzucił z pracy działaczy związku „Stoczniowiec”. Nie ujął się za nimi nikt, z wyjątkiem Modzelewskiego i Kuronia.
  5. Janusz Śniadek. Wiceprzewodniczący NSZZ „Solidarność”, prawa ręka Mariana Krzaklewskiego. „Wierzę, że dialog zwycięży”, mówi. 15 kwietnia z petycją w sprawie „złych zmian w kodeksie pracy” do biur posłów z Trójmiasta wyruszyło nie więcej niż 40 związkowców „S”. Przed siedzibą SLD w Gdańsku doszło do przepychanki. Lewicowa młodzież próbowała ścierać z chodników obraźliwe napisy. Działacze „S” krzyczeli: „Ty gówniarzu! Pewnie jesteś synem esbeka. Językiem to zliżesz!”. Śniadek uznał za sukces fakt, że „nie doszło do gorszących zajść”. „Dzisiaj nie ma sensu rywalizować o robotniczy „rząd dusz”, ale trzeba razem z innymi związkami, w tym z OPZZ, zastanowić się nad wspólnym interesem – dodawał. Słowa Śniadka z niedowierzaniem przyjmują stoczniowcy. „To nie ta sama „S” i nie ci ludzie, do których mieliśmy zaufanie – mówią. – Nikt za nimi nie pójdzie”.
  6. Ryszard Zbrzyzny. Trzęsie Polską Miedzią. Lider związkowców w KGHM. Kierowany przez niego związek bije na głowę tamtejszą „Solidarność”. Zbrzyzny wyrósł jako lider strajku w 1992 r. Jego efektem było zapewnienie załodze 15% akcji prywatyzowanych zakładów. Zbrzyzny przeżył w KGHM kilku prezesów, z każdym rokiem jego wpływy w kombinacie i regionie są większe. Rozdaje karty, załatwia posady. „Pilnuje swego, wie, co najważniejsze”, mówią w centrali OPZZ.
  7. Władysław Serafin. Szef Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych. Kółka Rolnicze to najmocniejsza obok parafii i straży pożarnych struktura na polskiej wsi. Należy do niej ponad milion rolników. Blokady w 1999 r. opierały się w przeważającej mierze na Kółkach Rolniczych. „Ja też, tak jak Andrzej Lepper, jestem socjotechnikiem”, mówi o sobie Serafin. Ale nie jest Lepperem numer 2, ostatnio złagodził swoje antyeuropejskie nastawienie.
  8. Ewa Tomaszewska. Nazywana św. Franciszkiem w spódnicy ze względu na skromność i życzliwość wobec innych ludzi. Zawsze przygotowana merytorycznie, co udowadniała jako posłanka III kadencji, odpowiedzialna była wówczas za sprawy społeczne. Uaktywniła się w związku z planowaną nowelizacją kodeksu pracy.
  9. Stanisław Janas. Lider zbrojeniówki, wywalczył przyjęcie ustawy offsetowej w takim kształcie, w jakim obowiązuje obecnie. Jego siłą jest to, że może grać na dwóch instrumentach – ma „przełożenie” na związkowców w zbrojeniówce, a jako poseł i wiceprzewodniczący SLD jest tym, który może dużo załatwić.
  10. Sławomir Broniarz. Prezes ZNP. Przeciwnik reformy edukacji w wykonaniu ministra Handkego. Spokojny, wyważony. W 2000 r. po nowelizacji Karty nauczyciela komentował: „Chciałbym, żeby nauczycielom przestano wmawiać posłannictwo, a zaczęto wynagradzać ich wiedzę i umiejętności”. Gdy w tym roku prezydent podpisał ustawy okołobudżetowe, dotykające nauczycieli, krytykował go ostrożnie: „Mam nadzieję, że pan prezydent zna stan ducha nauczycieli”. ZNP liczy 360 tys. członków, do związku należy co drugi pracownik oświaty. Mówi się: „Masz problem, idź do Broniarza”. Wysłucha każdej delegacji. I interweniuje.
  11. Kazimierz Grajcarek. Przewodniczący Sekretariatu Górnictwa i Energetyki NSZZ „Solidarność”, skupiającego 130 tys. członków. Zajmuje się m.in. podpisywaniem układów zbiorowych, obroną miejsc pracy. Od 1995 r. członek Komisji Krajowej. Jeden z solidarnościowych baronów, popularny wśród działaczy. Może zagrozić Krzaklewskiemu.
  12. Jan Guz. Wiceprzewodniczący OPZZ, zaangażowany w prace Komisji Trójstronnej. „To nie jest człowiek, któremu zależy na tym, żeby mieć sekretarkę, gabinet czy służbowy samochód – mówią w centrali OPZZ. – To facet z jajami”. Guz kreuje się na tego, który pozostaje w nieformalnej opozycji wobec Macieja Manickiego.
  13. Wacław Marszewski. Szef regionu śląsko-
    -dąbrowskiego. Sympatyk ROP. Był głównym orga-nizatorem największego strajku w górnictwie. Łącznie wzięło w nim udział ok. 300-400 tys. osób. W 1998 r. został przewodniczącym regionu, liczącego ok. 150 tys. członków.
  14. Leszek Świętczak. Przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Stoczni Gdynia SA „Stoczniowiec”, usunięty z pracy za organizowanie w lutym br. strajku w stoczni. 22 kwietnia odbył się pierwszy proces w Sądzie Pracy w Gdyni o przywrócenie go do pracy. „Jestem spawaczem – mówi Świętczak. – Dla nas najważniejsze, by ludzie mieli pracę. W Gdyni prawie 2,4 tys. stoczniowców popiera nasze działania i należy do ZZ „Stoczniowiec”.
  15. Danuta Hojarska. Przewodnicząca Samoobrony w woj. pomorskim, posłanka. Na szefową regionu Samoobrony wybrało ją
    153 ze 154 delegatów. „To dowód, że darzą mnie zaufaniem i w wyborach samorządowych obiecuję poprowadzić ludzi do sukcesu. Kiedyś blokowaliśmy szosę do Warszawy pod Nowym Dworem, teraz też byśmy mogli to zrobić”. Nie wszyscy rolnicy z Lubieszowa, rodzinnej wsi posłanki Hojarskiej, są tego samego zdania. „Mają 42 ha ziemi i 300 tys. długów. Mają też proces o wyłudzenie 220 tys. zł w 1997 r., syn ma proces, a gospodarstwo leży”, mówią sąsiedzi.
  16. Jacek Smagowicz. Odpowiedzialny w „Solidarności” za sprawy bezrobocia, mówią o nim, że „zżarł nerwy, ratując pracę dla setek tysięcy”. Gdy był przewodniczącym komisji zakładowej w krakowskim Polmozbycie, przeprowadzano restrukturyzację firmy, a mimo to nie było zwolnień grupowych. Udało mu się namówić załogę, aby podzieliła się pracą z innymi kosztem obniżonych zarobków. Nie myśli o karierze polityka. O parlamencie mówi, że to „śmietnik narodowy”.
  17. Ryszard Łepik. Wiceprzewodniczący OPZZ, odpowiedzialny za politykę społeczną i sferę budżetową. Lwi pazur pokazał w ostatnich tygodniach, kiedy potrafił ostro zaatakować min. Hausnera, broniąc dotychczasowych zasad polityki społecznej.
  18. Waldemar Krenc. Szef regionu łódzkiego „Solidarności”. Człowiek byłego wicepremiera Janusza Tomaszewskiego. Uważa, że związek zawodowy powinien być partnerem dla pracodawcy, a nie przeciwnikiem. W regionie łódzkim jest około 32 tys. członków „S”. Jak twierdzi Krenc, to jedyny region w Polsce, w którym nie odnotowano spadku uzwiązkowienia.
  19. Bożena Banachowicz. Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych. Od kilku lat organizuje strajki pielęgniarek. To pod jej przewodem odeszły od łóżek chorych, blokowały autostrady, głodowały i okupowały kasy chorych. Banachowicz nie umie przeprowadzić do końca rozpoczętych negocjacji. A jeśli był jakiś konkret, to wątpliwy. Np. w lipcu 2000 r. pielęgniarki podpisały porozumienie z rządem. Dostały po 40 zł podwyżki. Tylko w niektórych szpitalach wypłacono im przyrzeczone „postrajkowe” 203 zł podwyżki. Pod koniec 2001 r. było 15 tys. bezrobotnych pielęgniarek. W ciągu całej reformy z zawodu odeszło 30 tys. „Pielęgniarki są osamotnione. Nikt się z nimi nie liczy”, mówi Banachowicz.
  20. Józef Woźny. Szefuje Związkowi Zawodowemu Pracowników Przemysłu Chemicznego, Szklarskiego i Ceramicznego. „Rządzi chemikami”, mówią w OPZZ. A ma kim, bo to wciąż wielka branża w Polsce – od Polic po Kędzierzyn przez Tarnów, Puławy i Oświęcim.
  21. Jacek Gąsiorowski. Szef regionu Mazowsze. W stanie wojennym był – jak mówi – żołnierzem „Solidarności”. Odgrywał znaczącą rolę w dwumiesięcznym strajku w Hucie Lucchini. Jest zwolennikiem wyraźnego podziału na pracę związkową i polityczną. W regionie Mazowsze do „S” należy 92 tys. osób.
  22. Wiesława Taranowska. Wiceprzewodnicząca OPZZ. Karierę zrobiła jako przewodnicząca związku uzdrowisk polskich. Gdy ministrowie Wąsacz, Maksymowicz i Knysok próbowali prywatyzować uzdrowiska, Taranowska potrafiła te plany pokrzyżować. „Obroniła setki miejsc pracy”, mówią o niej.
  23. Sławomir Redmer. Tak jak Zbrzyzny rządzi w Miedzi, tak Redmer poczyna sobie w Poczcie Polskiej, kierując liczącym 30 tys. osób Związkiem Pracowników Łączności. Jest liderem, to on załatwił pracownikom poczty akcje prywatyzowanej TP SA. „Nie wdaje się w żadne gry personalne – mówią w OPZZ. – Załatwia swoje”.
  24. Wojciech Mojzesowicz. Jeden z liderów Samoobrony. Były działacz ZMW i PSL. Z Samoobroną związany od roku 1999, kiedy blokował drogi pod Bydgoszczą. Cieszy się autorytetem w związku. Ale boi się Leppera.
  25. Wiesław Siewierski. Lider nowej centrali związkowej – Forum Związków Zawodowych – zrzeszającej związek pielęgniarek i położnych, związek pracowników PKP, „Solidarność ’80”. Groźnie to wygląda, ale de facto nowa centrala jest pomysłem, by otrzymać zaproszenie na obrady Komisji Trójstronnej.
  26. Zbigniew Kruszyński. Należy do ekipy „Pierwszej Solidarności”, zajmuje się sprawami płacowymi i polityką społeczną. Jest członkiem Komisji Trójstronnej. Przez jego ręce przechodzi rocznie ok. 80 projektów ustaw.
  27. Mieczysław Kucharski. Przewodniczący Komisji Zakładowej „Solidarność ’80” w Hucie im. T. Sendzimira w Krakowie. W 1990 r. zarzucił „Solidarności” zdradę interesów robotniczych i utworzył w hucie struktury „S ’80”. Jest organizatorem największej w ostatnich latach liczby manifestacji, wieców, strajków głodowych (1991, 1992, 1999), w czasie których domagał się nie podwyżek płac, lecz modernizacji cyklu produkcyjnego i tym samym uratowania huty przed likwidacją.
  28. Daniel Podrzycki. Lider „Sierpnia ’80”. Swoje apogeum przeżywał w czasach rządu Buzka, teraz o organizacji słychać mniej. „Podrzycki zmarnował swoją szansę, startując do Sejmu z listy Alternatywy, czyli KPN
    – mówią na Śląsku. – Poniósł klęskę, bo czas zadymiarzy minął”.
  29. Andrzej Chrząstowski. Przewodniczący „Solidarności” zakładów Daewoo Motor Polska. Wniósł do prokuratury wniosek o pociągnięcie do odpowiedzialności Zarządu Daewoo, który doprowadził do ruiny lubelską fabrykę. Ale firma ogłosiła upadłość. „Ludzie od sierpnia nie dostawali pieniędzy – mówi Chrząstowski.
    – Ruszyliśmy pod Urząd Wojewódzki. Ludzie byli zdeterminowani. Zbliżały się święta. Prosiłem ich tylko, aby manifestacja odbyła się bez rzucania kamieniami i wybijania okien. Wręczyliśmy wojewodzie lubelskiemu petycję, porozmawialiśmy. Po kilku dniach znalazły się pieniądze na częściową wypłatę”.
  30. Anna Bogucka-Skowrońska. Zasłynęła, broniąc przed sądami, jeszcze wczasach PRL, działaczy „Solidarności”. Była senator. Teraz Bogucka-Skowrońska broni liderów Związku Zawodowego „Sotoczniowiec”, których wyrzucono z pracy w Stoczni Gdynia, łamiąc ustawę o związkach zawodowych.
  31. Roman Byczek. Szefuje małemu i mało znanemu Związkowi Zawodowemu Maszynistów Wyciągowych Kopalń w Polsce. W przypadku strajku związek ten jest w stanie zatrzymać pracę we wszystkich kopalniach.
  32. Krzysztof Baszczyński. Prezes okręgu łódzkiego ZNP. Nauczycielski jastrząb. Jego związek często wychodził przed szereg, organizując akcje ostrzejsze niż centrala. „Dość kpiny z oświaty” – tak zatytułował swoją akcję z maja ub.r., gdy protestował przeciwko zamrożeniu nauczycielskich płac. Gdy w listopadzie 1999 r. minister Handke przedstawiał nowelizację Karty nauczyciela, odpowiedział krótko: „Pan kłamie, panie ministrze!”. Dziś legitymizuje działania minister Łybackiej, ale protestuje przeciwko zamrożeniu trzeciego etapu reformy. Zapewnia: „Nie widzę sprzeczności. W rodzinach też zdarzają się konflikty, które nie kończą się rozwodem”.
  33. Wojciech Kaczmarek. I zastępca przewodniczącego OPZZ. Wisi na Manickim i to jest jego główna siła, bo wśród działaczy nie ma zbyt dużego miru. Jest szefem fundacji, która zajmuje się majątkiem związku, trzyma kasę OPZZ. Przeciwnik zadym, strajków i demonstracji.
  34. Longina Kaczmarska. Szefowa związku zawodowego pielęgniarek z Mazowsza. Nigdy nie była tłem dla Bożeny Banachowicz. Liderką stała się w grudniu 2000 r., gdy wraz z innymi pielęgniarkami siedziała w resorcie zdrowia. Dziś Kaczmarska poparła reformatorski projekt ministra Łapińskiego. Jej dewiza: „Tyle uzysku, ile nacisku”.
  35. Jerzy Borowczak. Jest zastępcą przewodniczącego „Solidarności” Stoczni Gdańskiej. Był blisko Lecha Wałęsy, teraz spotykają się rzadko. Chce dbać o interesy robotników, mimo że to coraz trudniejsze zadanie: „Najważniejsze są rozmowy z ludźmi i konsekwencja w działaniu, a nie manifestacje uliczne. Nie po raz pierwszy myślę, że nie o taką rzeczywistość walczyliśmy w Sierpniu 1980 r.”.
  36. Zygmunt Wrzodak. Przewodniczący „Solidarności” zakładów w Ursusie. Kilka lat temu oskarżył przywódców KOR, że porobili kariery na robotniczych karkach i nazwał ich „różowymi hienami”. Więc dziś nazywają go w Ursusie „czarną hieną”. Bo zakłady w Ursusie to 700 osób i znikoma produkcja. A popularność zdobyta przez Wrzodaka pozwoliła mu zrobić karierę polityczną, jest posłem Ligi Polskich Rodzin.
  37. Krzysztof Filipek. Poseł, w Samoobronie od 1997 r., współorganizator ogólnopolskich protestów rolniczych w 1999 r. Jak mówi, wzięło w nim udział ok. 50 tys. z różnych grup zawodowych. Przewodniczący Samoobrony w woj. mazowieckim, jeden z zaufanych Andrzeja Leppera.
  38. Jan Mosiński. Lider „Solidarności” południowej Wielkopolski. Jeden z głównych organizatorów warszawskiej manifestacji przeciwko liberalizacji kodeksu pracy (26 kwietnia br.). Do największych sukcesów zalicza wydanie monografii regionu w 20. rocznicę powstania „S” oraz zorganizowanie ogólnopolskiej pielgrzymki 1-majowej robotników do Kalisza.
  39. Leokadia Chrostek. „Gdyby nie było Lodzi i jej związku, nie byłoby już Społem” – mówią w OPZZ. Przewodniczy Związkowi Pracowników Spółdzielczości i Handlu i potrafiła (wyrzucali ją drzwiami, wracała oknem) zablokować zmiany w prawie spółdzielczym, które doprowadziłyby do upadku Społem.
  40. Sylwester Kwiecień. Działa w Starachowicach, bez niego nie odbyłaby się żadna manifestacja. Od sześciu lat przewodniczy Związkowi Zawodowemu „Metalowcy”, jest też szefem Klubu Radnych SLD. Od 22 kwietnia prezydent miasta. „Miałem już ułożoną treść wystąpienia związkowego na manifestację 1-majową, teraz będę musiał występować jako gospodarz miasta”, mówił następnego dnia po wyborze. Kiedyś w Starze pracowało 26 tys. osób, obecnie w spółce Star Truck zaledwie 700. Bezrobocie w mieście przekroczyło 27%.
  41. Józef Pinior. Wprawdzie nie zajmuje się obecnie działalnością związkową, ale jest niekwestionowanym autorytetem dla wielu środowisk Wrocławia. Legendarny przywódca podziemnej „Solidarności”, aktywny uczestnik happeningów Pomarańczowej Alternatywy.
  42. Krzysztof Bukiel. Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy. Z ok. 150 tys. lekarzy co piąty należy do związku. Dziś przeciwstawia się reformom ministra Łapińskiego. Mówi publicznie: „Opowiadamy się za wolnym rynkiem świadczeń zdrowotnych”.
  43. Dr Mariusz Piechota. Przewodniczący Związku Zawodowego Anestezjologów. Najgłośniejsze strajki odbyły się jesienią 1997 r. W styczniu 1998 r. anestezjolodzy znowu protestowali, a rok później zaczęli zwalniać się z pracy. Jako związkowiec najlepsze dni Piechota ma już chyba za sobą.
  44. Maciej Jankowski. Przewodniczący Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność” w Zielonej Górze może wyprowadzić na ulice ponad dwa tysiące protestujących związkowców. „Minione dziesięciolecie przyniosło wiele rozczarowań – mówi. – Nie mogliśmy pomóc tym, którzy w Lubuskiem w zatrważającym tempie tracili miejsca pracy. Dziś to obciąża moje sumienie”.
  45. Jan Kisieliński. Szef Związku Zawodowego Górników, były poseł SLD. Jego znaczenie zmalało wraz ze spadkiem znaczenia branży i liczbą zamykanych kopalń. Kiedyś straszył, że sprowadzi do Warszawy autokary zdesperowanych górników, teraz demonstrował w Sejmie, zakładając wraz z kilkunastoma kolegami koszulki ze związkowym logo. Na kongresie OPZZ będzie kandydował na stanowisko wiceprzewodniczącego.
  46. Stefan Kubowicz. Przewodniczący sekcji oświaty NSZZ „Solidarność” – wspieranie ministra Handkego nie wyszło mu na dobre. Za to teraz zajmuje się „punktowaniem” ZNP. I wychodzi na ulicę, by wołać: „Oświata umiera w rękach doktrynera!”.
  47. Sławomir Izdebski. Senator, do Samoobrony wstąpił w 1997 r. Za swój największy sukces uważa zorganizowanie w lutym 1999 r. jednej z największych blokad rolniczych na trasie Siedlce-Terespol. W blokadzie uczestniczyło ok.
    2,5 tys. osób.
  48. Janusz Łaznowski. Był tancerzem w Operze Wrocławskiej. Przewodniczący Zarządu Regionu Dolnośląskiego NSZZ „S”. „Preferuje negocjacje. Strajki, według niego, są ostatecznością”, mówią o nim w zarządzie regionu. 11 kwietnia br. w obronie kodeksu pracy pikietowało 2,5 tys. osób z wrocławskiej „Solidarności”, kilkakrotnie więcej niż w Warszawie. Związek ten jest największy na Dolnym Śląsku, liczy blisko 60 tys. członków.
  49. Karol Guzikiewicz. Lider „S” w Stoczni Gdańskiej. Enfant terrible kolejnych zjazdów „Solidarności”, na których miota gromy na rządzących. Podczas niedawnej pikiety przed siedzibą SLD w obronie kodeksu pracy groził, że zamuruje drzwi do SLD, jak zrobiono to przed pięcioma laty.
  50. Andrzej Antosiewicz. Przewodniczący „Solidarności” w Stoczni Szczecińskiej. „Osobiście bardzo cenię sobie dialog z pracodawcą, rozwiązywanie problemów drogą negocjacji – mówi. – Daleki jestem od podejmowania działań radykalnych i nieprzemyślanych”.

Kim są w Polsce obrońcy robotników?

Prof. Karol Modzelewski,
historyk

Głównie widzę w publicystyce polskiej takich głosicieli, którzy się cieszą, że robotnicy są bezbronni. Tacy dziennikarze odnotowują to z radością i sądzą, że to daje Polsce przepustkę do nowoczesności. Ale moim zdaniem, to jest ścieżka do niedorozwoju, dlatego warto pomóc robotnikom, ażeby potrafili się bronić, także w związkach zawodowych.
Prof. Antoni Rajkiewicz,
polityk społeczny, b. minister pracy

Musimy wymienić Jacka Kuronia, prof. Karola Modzelewskiego i prof. Tadeusza Kowalika. Można wspomnieć o Unii Pracy, o polskich biskupach, wśród których katowicki Damian Zimoń ma chyba największe wyczucie społeczne. Przed wojną Kościół inicjował tworzenie nowych miejsc pracy, dziś już tego nie czyni.
Lepper werbalnie jest obrońcą, bo znajduje posłuch. Rozmawiałem z kobietami z Radomia, które zrozpaczone mówiły: „Jedynie Jędrek”. Za tym kryje się duża doza demagogii, ale widać, jak ten człowiek wyczuwa nastroje. Z prawej strony sceny pozycję obrońcy ludzi pracy zajmuje też Radio Maryja. Zupełnie niedocenionym obrońcą są polskie środowiska naukowe, które mają szereg koncepcji ratowania gospodarki. No i na koniec – moim zdaniem, wśród czasopism najbardziej zaangażowany społecznie jest „Przegląd”.
Ryszard Bugaj,
ekonomista, założyciel Unii Pracy

Ciągle takiej roli podejmuje się Jacek Kuroń. Kiedyś na tej drodze popełnił pewne błędy, ale przyznaje się do nich i dlatego patrzę na tę postać z sympatią. Na pewno związki zawodowe za bardzo się zbiurokratyzowały i upolityczniły. Niewiele też widzę obrony ze strony Kościoła. Pojawiają się samozwańcy, np. Lepper. Niczego dobrego nie można się po nich spodziewać, nie mają porządku w głowach.
Andrzej Gelberg,
b. redaktor naczelny
„Tygodnika Solidarność”

Z pewnością jest to cały skład KOR, niestety wielu już odeszło z tego świata. Zaliczają się tutaj adwokaci, którzy po 1976 r. bronili robotników. Do typowych obrońców robotników zalicza się były proboszcz parafii w Podkowie Leśnej, który udzielał pomocy nie tylko duchowej, ale i materialnej. Niewątpliwą postacią historyczną jest Andrzej Gwiazda. Razem z żoną Joanną oddawali jedną z pensji inżynierskich na pomoc ludziom – bez manifestowania tego czynu – a żyli z drugiej.

Wit Majewski,
działacz związkowy, członek
władz ZNP i Rady Ochrony Pracy

Im bardziej działacze związków zawodowych odsuną się od polityki, tym bardziej będą bronić robotników. Nazwiska to już sprawa trudniejsza. Osobiście stawiałbym na liderów central związkowych, Krzaklewskiego i Manickiego, bo oni są symbolami dla grup pracowniczych. Później zająłbym się radykalnymi zwolennikami poprawy warunków pracy, choć z tego, co mówi np. Andrzej Lepper, nic nie wynika. Także na prawicy są ludzie wrażliwi na sprawy pracownicze, np. Teresa Liszcz. Na ogół jednak obrońcy robotników nie mogą się przebić, natomiast establishment nie troszczy się o koszty przemian, lecz opowiada się za budową kapitalizmu.
Prof. Tadeusz Zieliński,
b. minister pracy, b. rzecznik
praw obywatelskich

Powszechnie uważa się za takich Kuronia i Modzelewskiego. Do tej grupy zaliczyć można senator Annę Bogucką-Skowrońską, która broniła robotników i mecenasa Olszewskiego. Wypada tu wymienić też senatora Zbigniewa Romaszewskiego. Do grupy obrońców zaliczyć można Tadeusza Mazowieckiego i Bronisława Geremka, którzy byli w stoczni podczas wielkiego strajku w 1980 r. Niektórzy byli aktywni także później np. w Komitecie Obywatelskim przy Lechu Wałęsie, myślę tutaj o Adamie Michniku. W jakimś sensie do obrońców zaliczyłbym też Lecha Kaczyńskiego, który był nawet internowany, i to przez długi okres.
Prof. Ewa Łętowska,
b. rzecznik praw obywatelskich

Jeszcze z czasów poprzedniego reżimu Komitet Obrony Robotników grupował takie postacie jak np. Macierewicz. W tej chwili klasowe podejście do tematu nie wykształciło się, wyprofilowały się inne, np. różne damskie ruchy itd. Jak św. Józef nie pomoże, to koniec. Zaczęły się wyraźniej uwidaczniać interesy różnych grup społecznych, ale nie klas.
Prof. Stanisława Borkowska,
dyrektor Instytutu Polityki Społecznej

Najpierw trzeba zdefiniować obrońców i pseudoobrońców, bo ci, którzy gromko krzyczą, robią to dla własnej kariery. Nawet jeśli kogoś się przejściowo obroniło, to niebawem dochodzi do zwolnień wszystkich robotników. Obrońcy stoczni w Gdyni, żądając zupy z kiełbasą, dorzynali firmę. Za prawdziwą formę obrony pracujących uważam różne skromne inicjatywy, które organizują zajęcia na rynkach lokalnych. Podobnie jak nowy nurt wprowadzania elastycznych form pracy, np. w domu przy komputerze, co pozwala jeszcze na dodatek zająć się dziećmi. Natomiast związki zawodowe martwią się o siebie, a nie o bezrobotnych.
Notował BT

Wydanie:

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy