Pęknięta miłość

Pęknięta miłość

W jednym mieszkaniu, na dwóch tapczanach, dwie kobiety – stara i młoda – siedzą i bezgłośnie płaczą. Poróżniła je miłość do jednego mężczyzny. Nie znajdą już spokoju Nie miał prawa jej tego zrobić. Ta myśl tłukła się jej po głowie, bez sensu, ale nie czuła już gniewu. Tylko nędzny, upokarzający ból klęski. Skrzywdził ją. Nie miał prawa umrzeć i zostawić świekry w ich wspólnym domu. Teraz za ścianą pokoju ma wroga. Jest pewna, że teściowa wsłuchuje się w ciszę. Chce wiedzieć, dlaczego ona siedzi w zapadającym mroku i się nie rusza. Chce znać jej myśli i uczucia. Nigdy się nie lubiły. Śmierć Andrzeja przepaść tylko pogłębiła. Od dnia pogrzebu są zdane na siebie. – Chciałabym oddać ubrania Andrzeja – powiedziała rankiem, dzień po ceremonii. Nie spała tej nocy. Leżała targana szlochem. Bolało ciało. Wbijała głowę w poduszki, by świekra nie słyszała rozpaczy. Nie da jej tej satysfakcji. Tamta też nie spała. Słychać było, jak chodzi po pokoju, otwiera starą skrzypiącą szafę, coś przekłada, aż wreszcie łóżko skrzypnęło pod jej ciężarem. W powietrzu wirowały słowa modlitwy. Kuchnia rankiem bieliła się od słońca. Niebo było czyste, jasne, rozedrgane światłem. Na przekór jego śmierci. Ręce znów miała drętwe i białe z zimna. Z trudem trzymała kubek z kawą. Czuła, że zaczynają jej płynąć łzy. Nie wolno jej płakać. Na pewno nie przy teściowej. – Spieszy się pani, oj spieszy – odpowiedziała ochrypłym, drewnianym głosem świekra. – Mój syn jeszcze nie ostygł w grobie, a pani już chce się go pozbyć, a może i wyjść za mąż, co? – Co pani opowiada? Czy to ja spowodowałam wypadek? Ja siedziałam za kierownicą po kielichu? Ja?… – Eliza czuła, że jest bliska utraty kontaktu z rzeczywistością. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale ból zgiął ją w pół. Czuła, że potrzebuje powietrza i ruchu, ucieczki od wszystkiego, co miało miejsce. Teściowa zimnym wzrokiem przyglądała się synowej. Nastąpiła chwila milczenia. Wydawało się, że nawet mieszkanie wsłuchuje się w niewypowiedziane bluźnierstwa i obelgi. Wspomnienie Andrzeja dla nich obydwojga było przeraźliwie obecne i niosło uczucie niewypowiedzianego bólu i straty. – Jeżeli pani nie chce mi pomóc, to sama uporządkuję rzeczy Andrzeja – Eliza z trudem mówiła każde słowo cicho i dobitnie. Teściowa wyszła z kuchni bez słowa. Ślub był porządny i skromny. Zaprosili tylko najbliższych przyjaciół i rodziców. To był jej pomysł. Świekrze bardzo się nie podobał. – Dzieci, nie obrażajcie rodziny – mówiła do nich obojga, ale ze wzrokiem utkwionym w synu. – Dam pieniądze na wesele. Odłożyłam. Nie należy oszczędzać na tak wielkiej chwili. Eliza nie odzywała się. Ten dialog należał do Andrzeja. Omówili znacznie wcześniej, jak ma wyglądać ślub. Chcieli każdą kwotę odkładać na mieszkanie. Nawet najmniejsze, ale od razu własne. Mieli takie upatrzone. W starej kamienicy, na pierwszym piętrze, za pół roku miało być gotowe do sprzedaży. Właściciel, kolega Andrzeja, wyjeżdżał do Irlandii i gotów był sprzedać je nowożeńcom. Jako szczęśliwy znak dla niego samego, na przyszłość. – Ależ mamo – Andrzej zaprzeczał niepewnie i z wahaniem. Z uczuciem zakłopotania, bo nie nawykł do sprzeciwiania się matce. Bardzo ją kochał. Ujmował tym Elizę. Widziała, z jaką uwagą słucha matki, przyznaje jej rację, ale jednocześnie rośnie w nim opór przed jej wnikaniem w jego życie. – To będzie bardziej racjonalne. I u nas zawsze będzie dla ciebie miejsce. W zły czas wypowiedział te słowa. Niespełna siedem miesięcy później wprowadzili się do dwóch pokojów, kuchni i łazienki. Byli szczęśliwi. – Gdybym wiedziała, że mam tak bardzo mało czasu, to zupełnie inaczej bym żyła – Eliza mówi wciąż nieobecna. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że Andrzej był dla niej całym światem. Istnieli dla siebie w jakiejś stałej obecności. Razem wieszali firanki, gotowali obiady, czytali ogłoszenia, burzyli spokój nocy głośnym śmiechem. – Jak? – Nie wiem, ale na pewno inaczej – odpowiada martwym, zmęczonym głosem. – Nie pozwoliłabym, aby wziął matkę do nas. Od tego wszystko zaczęło się psuć. Między nami i w życiu. Znów czuje dotkliwy ból upokorzenia. Nie spodziewała się intrygi. A on obłaskawił

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 22/2007

Kategorie: Reportaż