Jacek Pałkiewicz na Wybrzeżu Szkieletów w Namibii Na ciemnym, wulkanicznym piasku bieleją szczątki muszli, wyschnięte wodorosty, kości wielorybów, fok, a może nawet – któż to wie – marynarzy. O pustynny brzeg, który stał się grobem dla wielu żeglarzy, uderzają lodowate fale oceanu. Jak okiem sięgnąć, roztaczają się zachwycające widoki, piramidy piasku, rzeźbione wiatrem gigantyczne wydmy, jary i depresje wypełnione wodą przyciągające pustynne zwierzęta. Wokół panuje absolutna cisza. Jesteśmy na otoczonym złą sławą Skeleton Coast, Wybrzeżu Szkieletów lub – jak mawiali Portugalczycy – Wybrzeżu Piekieł. Gęste mgły, niebezpieczne prądy morskie, potężne fale, silne wiatry były tutaj przyczyną wielu tragedii. Plaża usłana jest na wpół zagrzebanymi w piasku wrakami statków, które zżera rdza. Zdradziecki brzeg nie oszczędził także małych awionetek i aut terenowych, którymi zapuszczali się tutaj poszukiwacze diamentów i przygód. Rozbitkowie rzadko mogli liczyć na powodzenie akcji ratunkowych w tym bezludnym i odosobnionym zakątku południowo-zachodniej Afryki. Dotarliśmy tutaj po 12 godzinach lotu na pokładzie Boeinga 747-400 Lufthansy. W Windhoeku, zamieszkanym przez potomków niemieckich osadników, zaopiekował się nami mój stary przyjaciel Silvio Magri, właściciel
Tagi:
Jacek Pałkiewicz