Rozpaczliwie ratujący się przed dymisją i utratą milionowych dochodów (jeszcze) prezes PKOl Radosław Piesiewicz szuka tego ratunku… w niebie. Na zimową olimpiadę we Włoszech zaprosił trzech kapelanów. Piesiewicz najlepiej wie, w jakim stanie jest organizacja, którą, na nieszczęście polskiego sportu, kieruje. Trudno liczyć na medale. Pozostaje modlitwa o cud. Ratowanie posady jest dla Piesiewicza bezcenne. Przecież i tak zapłacą podatnicy.
A w samym PKOl? Otwarta wojna. Prezes wypowiedział ją wiceprezesom. Listy, by zrezygnowali, wysłał do prezesa żeglarzy Tomasza Chamery, Adama Korola i szefa sportu w Polsacie Mariana Kmity.
Kmita odpisał mu m.in. tak: „Okres Twojej prezesury to spór, kłótnie i niepokoje”, „Donosisz i pomawiasz publicznie Telewizję Polsat”. Nad Piesiewiczem wisi także inny topór – umowa sponsorska z Zondacrypto, giełdą kryptowalut. Firmą, której jeden szef zaginął, a drugi unika wizyt w Polsce.









