Pieskie życie

Pieskie życie

Fot. Shutterstock

Co język mówi o naszym stosunku do zwierząt

Zezwierzęcieć, zejść na psy, skundlić. Jeśli przybysze z obcej planety ocenią nasz stosunek do zwierząt na podstawie języka, to nie wypadniemy najlepiej. W polszczyźnie aż roi się (kolejna zwierzęca metafora, ale raczej nieszkodliwa) od określeń, które pokazują, że zwierzę to istota niższa, podległa człowiekowi.

I nie ma w tym nic dziwnego – taką wizję świata przechowują również inne języki i jest ona dość oczywista ze względu na to, że język jest antropocentryczny, stawia człowieka w centrum. A to dlatego, że powstał, byśmy mogli_ły opowiadać o sobie. Gdy poszperamy głębiej, szybko zobaczymy, że nasz językowy stosunek do zwierząt jest w dużej części pogardliwy, a często także pełny przemocy. I widać to choćby w przywołanych przykładach. Jeśli potępiamy jakieś zachowania, uznajemy je za okrutne i zwyczajnie „niegodne człowieka”, to mówimy właśnie o zezwierzęceniu albo zbydlęceniu obyczajów – tak, jakby wszystko, co złe (niemoralne), było właściwe zwierzętom.

Wprawdzie mówimy, że pies jest najlepszym przyjacielem człowieka, ale wartość tej przyjaźni mierzona jest chyba wyłącznie tym, że psy okazują nam wierność (wierny jak pies, psie przywiązanie) i są nam posłuszne (psi obowiązek). Wtedy (i tylko wtedy) jesteśmy w stanie przypisać im pozytywne cechy oraz okazać współczucie. Dlatego np. mówimy, że ktoś czuje się jak zbity pies albo wiedzie psi los, wyrażając w ten sposób przekonanie, że to sytuacja pełna cierpienia i trudności.

Pozostałe określenia dotyczą już wyłącznie negatywnego stereotypu psa. O kłamcy powiemy, że łże jak pies, a o kimś, kto stracił renomę, podupadł moralnie – że zszedł na psy. Kiedy chcemy obrazić kobietę i zasugerować jej „złe prowadzenie się” albo złośliwość, używamy słowa suka. W przypadku mężczyzny będą to kolejno pies na babysukinsyn. To, że psom przypisujemy rozwiązłość, widać też w wyrazie… psocić, który (tak, tak!) pochodzi od słowa pies i oznaczał dawniej „cudzołożyć”. Dlaczego? Ponieważ nasi przodkowie kojarzyli rozwiązłość z zachowaniem suki w czasie rui.

Seks to od wieków społeczne tabu, dlatego wszelkie „zachowania odstające od normy” chętnie przypisujemy zwierzętom jako tym, które ze względu na brak kultury kierują się wyłącznie instynktem – chucią, której tak się wstydzimy. Obrazuje to także nasz „ulubiony” wulgaryzm kurwa, który jest żeńskim odpowiednikiem słowa kur w rozumieniu „kogut” i który pierwotnie oznaczał kurę czy kokoszkę. Jak wiemy, koguty nie mają stałych partnerek i spółkują z wieloma kurami w gospodarstwie. Przez analogię do kogucich zachowań oberwało się także samej kurze, która „nie stroni” od przygodnego seksu z takim amantem, a dodatkowo czerpie z tego korzyści, bo kogut nie tylko pozwala się kurom rozmnożyć, ale też ich broni. Dlatego po pewnym czasie neutralna kurwa stała się „kobietą lekkich obyczajów”. Podobny proces zaszedł też w języku francuskim, w którym znajdziemy wyraz cocotte („kurka” oraz „kobieta lekkich obyczajów”).

Ale wróćmy do psów. Z polszczyzny można wyczytać bowiem także, że pies to zwierzę agresywne. Ktoś może być przecież zły jak pies lub można kochać kogoś jak psy dziada w ciasnej ulicy („nie znosić kogoś, być agresywnym w stosunku do kogoś”). Taki stereotyp wiąże się też z wyrazem psikus, który dziś wprawdzie nie kojarzy się z agresją, ale pochodzi od połączenia psi kus, w którym kus to wariant słowa kęs. Całość oznaczała pierwotnie „ugryzienie psa”, następnie „podstępne, wredne ugryzienie”, a w końcu – „złośliwy żart”. A skoro jesteśmy już przy gryzieniu, a więc w pewnym sensie i niszczeniu, to dodam, że od wyrazu pies pochodzi również czasownik… psuć. Niestety, pieskie życie w języku wiodą również koty. (…)

Koty mają się w polszczyźnie chyba nawet gorzej niż psy. Pewnie dlatego, że nie są nam posłuszne.

Kot występuje w naszym języku jako symbol czegoś fałszywego, grzesznego właśnie – i widać to w takich pogardliwych określeniach jak kocia wiara („wiara fałszywa, nieprawdziwa”) czy życie na kocią łapę, czyli „życie w związku nieformalnym, bez ślubu”, które do niedawna powszechnie uznawane było za grzeszne.

Ponadto kot, jako zwierzę dobrze radzące sobie w ciemnościach, od wieków kojarzony był z diabłem.

Kiedy ktoś odwiedza w pośpiechu wiele miejsc, próbując nerwowo coś załatwić, to mówimy, że biega jak kot z pęcherzem. Wbrew naszym makabrycznym skojarzeniom nie chodzi na szczęście o narząd… choć właściwie chodzi o narząd, ale nie koci i nie żywego, ale zabitego wcześniej zwierzęcia. Pochodzenie tego frazeologizmu

Fragment książki Mateusza Adamczyka Jak słowo daję. Współczesny poradnik językowy, Znak Jednym Słowem, Kraków 2025

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2025, 33/2025

Kategorie: Obserwacje