Po prostu Woodstock

Po prostu Woodstock

Przyjechali dla Owsiaka, dla muzyki, znajomych i tego niepowtarzalnego klimatu. I żeby poczuć wielką siłę bycia razem Znów zabijają w nas młodość, znów zabierają nam wolność – z kilkuset tysięcy gardeł robi wrażenie. „Hipisówka” Kobranocki jak żadna inna piosenka nadawała się na preludium tegorocznego Przystanku Woodstock. Na godzinę przed początkiem piątkowych koncertów ze wzgórza i pól namiotowych pod scenę ściągają młodzi ludzie z transparentami. Sprawnie zawieszają je pod sceną – najczęściej używają do tego butów. Na bocznej ścianie chłopak staje na barkach kolegów i sprejem maluje nazwę miasta obok reklamy Radia Maryja. Są większe i mniejsze miejscowości, np. Małomice, z których pochodzi Maria Marcinkiewicz, żona byłego premiera. Plac przed sceną jest już pełen ludzi. Zaczynają skandować: „Jurek, Jurek”. Jako pierwsi na scenę wychodzą jednak fotoreporterzy. I wtedy rozbrzmiewa piosenka Kobranocki. Woodstockowicze falują i śpiewają refren „Znów zabijają w nas młodość, znów zabierają nam wolność”. W końcu pojawia się Jurek Owsiak. – Jest was siła, jesteście piękni. Nie będzie Romka, spokojnie. Jak was widzę, widzę normalną Polskę. Dziwny ten kraj, ale tu jest normalnie. Nie wolno was obrażać, mówić, że jesteście poj… – tłumaczy przy aplauzie młodych ludzi. Chwali się wnuczką na scenie, piwem wznosi toast za woodstockowiczów. Zanim Roman Polański, ostatni zawiadowca stacji w Żarach, da sygnał do rozpoczęcia festiwalu, Jurek przekaże na chwilę mikrofon burmistrzowi Kostrzyna. Ten na szczęście mówi krótko. Tu najważniejsza jest muzyka. – Teraz pierwsza ocenzurowana piosenka w IV RP! – tak Big Cyc zachwala swój występ. Oczywiście śpiewa „Moherowe berety”. Tłum faluje. XII Przystanek Woodstock rozpoczęty. Nie walimy w kabel Tegoroczny festiwal ma nieformalnego patrona – ministra edukacji. Mimo że jest półmetek wakacji, młodzież nie może zapomnieć o szkole. Pomysły Romana Giertycha budzą emocje. – Mundurki już kiedyś były i takie coś mi się nie podoba – mówi Dorota z Piotrkowa. – A wychowanie i kształtowanie postaw narodowych to rola rodziny, a nie szkoły. Musisz sam w sobie to znaleźć – dodaje Tomek. Ona jest po pedagogice i kończy fizjoterapię. On skończył stosunki międzynarodowe i 2,5-letnie studia pedagogiczne, będzie szukał pracy. Na Przystanku są drugi raz. Jemu nie podoba się też, że władza wtrąca się do festiwalu i chciałaby utrudnić jego organizację: – Takie imprezy nie powinny być marginalizowane. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że większość ucieka z Polski ze względów finansowych, a nie dlatego, że ktoś nie pokazuje Woodstocku w telewizji. Dorota przyznaje, że nie wszystko tutaj jej się podoba, np. alkohol. – Ale tak jest na każdej imprezie, są ludzie fajni i niefajni. Nie spotkałem się tu z żadnym ekscesem – dodaje Tomek. Spotykam ich pod parasolką na wzgórzu. Coraz mocniej pada (niektórzy żartują, że msza PiS w intencji deszczu pomogła Woodstockowi), a oni osłonięci oglądają pole namiotowe. Mówią, że są typowymi woodstockowiczami. – Po prostu sobie siedzimy i słuchamy muzyczki ze znajomymi – tłumaczy Tomek. Nie przeszkadzają im warunki. – Jeździmy na zloty motocyklowe, więc wygód nie potrzebujemy – tłumaczy Tomek. Tuż przy drodze ze stoiskami z koszulkami swój namiot rozłożyli przybysze z Międzyrzecza. Od razu częstują piwem, zapiekanką i… wodą ryżową. 21-letni Michał zwraca uwagę nietypową fryzurą. To tak na stałe? – Nie, wtedy by go z pracy wyje…! – śmieje się rok młodszy Łukasz. Michał tłumaczy, że remontuje dachy. Żali się: – Jest teraz era dresów, a nas jest mniej, więc nas tępią. Ludzie nas w mieście nie lubią, bo inaczej wyglądamy, inaczej się zachowujemy. Myślą, że skoro ubieramy się na czarno, to jesteśmy satanistami, mamy coś na głowie, to jesteśmy ćpunami, walimy w kabel. Inaczej wyglądamy, ale mamy w sobie większy spokój. Ja np. nie lubię się bić, bo to dla mnie jest głupota. Przyjechali tu podładować akumulatory. – To miejsce, w którym można się wyszaleć. Jest fajna muzyka i ludzie z tego samego klimatu. Jak tu się człowiek wyszaleje, ma dosyć na pół roku – śmieje się Michał. A kiedy ktoś za bardzo szaleje? – Wszędzie są czarne owce. Wystarczy 5%, żeby zrobić zadymę. Wtedy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 32-33/2006

Kategorie: Reportaż