Poczekalnia Europy

Poczekalnia Europy

Traiskirchen, w latach 80. obóz prześciowy dla emigrantów z Polski, dziś pełne jest uchodźców spoza Europy. Jeśli coś się zmieniło, to na gorsze Poznałam Martę przez Khana Shahjahana, uchodźcę z Pakistanu, który z kilkudziesięcioma innymi imigrantami protestuje od grudnia w kościele Wotywnym w centrum Wiednia. Część podjęła głodówkę. On i Ali, sąsiad z materaca w kościele, skontaktowali mnie z Polką. Studentka sztuk pięknych w Wiedniu przyjechała do Austrii w 1988 r. z Wielkopolski. Wtedy trzylatka, tak jak inni Polacy trafiła z rodzicami do obozu przejściowego w Traiskirchen, „Betreuungsstelle Ost”. Dawne koszary, ok. 30 km od Wiednia, mają dokładnie 110 lat. Zbudowane zostały dla 340 kadetów, 160 osób obsługi i 110 koni. Od 1968 r. przyjmowano w obozie czechosłowackich uchodźców po praskiej wiośnie, potem Ugandyjczyków, Chilijczyków, Irakijczyków, Irańczyków i Wietnamczyków. Obóz przeznaczony jest dla mniej więcej 400 mieszkańców. W ubiegłym roku przebywało tam ok. 1,4 tys. oczekujących na decyzję austriackich służb imigracyjnych – na przyznanie statusu uchodźcy bądź pobytu tolerowanego albo na deportację do pierwszego kraju przybycia w UE lub do kraju pochodzenia. Ludzie ci tkwią w zawieszeniu miesiącami, niektórzy latami; bez prawa do pracy, bez zajęć z języka niemieckiego, z 22 euro tygodniowo kieszonkowego i możliwością opuszczenia obozu na maksymalnie 48 godzin – inaczej tracą prawo do przebywania w nim. Zatrzymani w tranzycie – Traiskirchen w latach 80. było mekką uchodźstwa polskiego – mówi Marta. Bada XX-wieczne historie migracyjne Europy. – Ten obóz zawsze był koszmarnie przepełniony, a Polaków było najwięcej. Spanie na pryczach na korytarzach, ciżba, wielka poczekalnia. Przyjechaliśmy tuż przed zmianami w Polsce. Czekaliśmy na rozpatrzenie wniosku o azyl w Kanadzie, przyszła odmowa – po wyborach czerwcowych 1989 r. Polska z dnia na dzień stała się demokracją. Szlaban zamknięto. Rodzice nie mieli do czego wracać, zostali „zatrzymani w tranzycie”. Austria nigdy nie była wymarzonym celem Polaków, również ze względów historycznych, tu raczej oczekiwało się na wyjazd do Kanady, Australii, Szwecji… – opowiada 28-latka. Mieli szczęście – młoda rodzina spędziła tylko tydzień w Traiskirchen. Przeniesiono ich do idyllicznej mieściny pod Salzburgiem, niegdyś reprezentacyjnego cesarskiego kurortu. Razem z 200 osobami (Czechami, Słowakami, Rumunami) trafili do podupadłego pensjonatu z dala od reszty świata. Ale życie się toczyło – były przyjaźnie, ludzie się organizowali. – Wówczas system w tych miejscach jeszcze nie był ustandaryzowany, był możliwy samorząd, samoorganizacja. Pensjonatem zarządzała migrantka, a rodzice rządzili kuchnią, gotowali po polsku dla mieszkańców i turystów, którzy korzystali z części obiektu – wspomina Marta. Ojciec opowiadał, że organizowali kursy francuskiego dla wyjeżdżających do francuskojęzycznej części Kanady. Pod pensjonat podjeżdżały autobusy i zabierały mężczyzn do prac na budowach, na czarno. – Wszyscy wiedzieli, policja przymykała oko, to była możliwość wyjścia z getta, emancypacji, kontaktu z ludźmi i językiem. No i samodzielnie zarabiane pieniądze. Austriacy na to pozwalali. A na uchodźcach i tak zarabiali – za każdego uchodźcę w prywatnym obiekcie turystycznym płaci państwo. Dorabiali na pośrednictwie w pracy na czarno, oszczędzali na jedzeniu, do mleka dolewali wody, przyjmowali więcej osób, niż było łóżek… Rodzina Marty została w Górnej Austrii, pośród nacjonalistycznych górali. Zintegrowali się, na ile się dało, tam urodził się jej młodszy brat. W Marcie poczucie migranckiego pochodzenia odezwało się na studiach, w Wiedniu. Tu jest wielu obcokrajowców i narodowość nie jest tak ważna. Nawa protestu W obecnych regulacjach dotyczących migrantów widać wpływ partii prawicowych – autorytarne, zewnętrzne zarządzanie obozem w Traiskirchen, szczegółowe regulaminy. W przypadku działań czy protestów azylantów natychmiast się ich rozbija, kieruje do izolowanych ośrodków, skazuje na niebyt, wyliczają działacze organizacji pozarządowych zajmujących się imigrantami w Austrii. Przeciwko „twierdzy Europa” i łamaniu praw człowieka protestują uchodźcy w Niemczech, Tunezji, Holandii i Grecji. Jak informuje portal Unitedagainstracism.org, od 1993 r. życie straciło ponad 11 tys. uciekinierów i migrantów, inne źródła mówią o 14 tys. To ofiary pól minowych, jak w Grecji na odcinku 11 km na granicy z Turcją (pozostałości wojny z Cyprem), i zatonięć łodzi, dziurawionych przez samych szmuglerów albo straszliwie przeładowanych. Morze Śródziemne jest cmentarzyskiem. Od 24 listopada trwa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2013, 2013

Kategorie: Świat
Tagi: Beata Dżon