Podwójny przekręt

Podwójny przekręt

Bank Pekao SA dał się nabrać oszustowi, a rachunek wystawił swojemu klientowi „Proszę obciążają sumę (ilość) USD 17,500.00 (siedemnaście tysiąc pięć Dolary setki) Od mojego wyżej rachunku terminowego, i przekazują w pytaniu zagadnienie przez prędki pilnie do Stronnicy szczegółowy wyszczególnił; wyszczególniony bankowy sprawy bankowe; kładący pieniądze; trzymanie pieniędzy rachunek wyjaśnienie, z powodu z bezpośrednim rezultatem”. A owo „urzędowe” pismo kończyło się tak: „Wasz oczekiwany kodziałanie w tej sprawie jest doceniana. Z poszanowaniem”. Poniżej podpis. Data: 30 października 2003 r. Spisałem to, już nie słowo w słowo, ale litera w literę, z polecenia dokonania przelewu, który miał wydać Władysław Stanisławski, właściciel konta w banku Pekao SA. Na pierwszy rzut oka widać, że jest to przekład komputerowy, spisany przez osobę, która o języku polskim nie ma najmniejszego pojęcia. Pracownicy banku Pekao SA w Bydgoszczy też mieli wątpliwości, albo – po prostu – nie zrozumieli polecenia, zapytali bowiem, o co właściwie chodzi. Ale pytanie wysłali nie na adres, pod którym stale kontaktowali się ze swoim klientem, lecz na numer faksu, który podany był w tymże przedziwnym zleceniu. 17,5 tys. dolarów – to dużo czy mało? Odpowiedź nadeszła już 8 listopada. To pismo – choć też kaleczyło polski język – było już bardziej zrozumiałe dla polskich bankowców, więc wysłali owe 17,5 tys. dol. do banku w Indonezji na dobro pana Alexeia Bondarenki. Jakoś nikomu z bankowców, pracowników instytucji zaufania publicznego, nie chciało się dokładnie porównać podpisów na owej dziwnej korespondencji z podpisem złożonym na dokumencie „Karta danych identyfikacyjnych (posiadacza rachunku)” lub na posiadanej w aktach odbitce paszportu pana Władysława, gdzie również był jego podpis. Nie zwrócił też nikt uwagi, że w nagłówku pisma o poleceniu przelewu nazwisko właściciela konta brzmiało Stanislawaski. Władysław Stanisławski, z wykształcenia inżynier geodeta, który od wielu lat pracował w Republice Południowej Afryki, o całej operacji dowiedział się dopiero wtedy, kiedy otrzymał wyciąg z konta. I natychmiast zatelefonował do Bydgoszczy, informując bank, że żadnych poleceń wypłaty nie wydawał, i prosi o zwrot owych – bez jego wiedzy i zgody przekazanych nie wiadomo, gdzie ani komu – 17,5 tys. dol. W tej sytuacji bydgoski oddział banku PKO SA skontaktował się z bankiem indonezyjskim, aby zablokować transakcję. Niestety, okazało się, się, że pan Bondarenko już pieniądze podjął. Następnego dnia po rozmowie telefonicznej, 28 listopada, do banku dotarło nowe zlecenie, datowane 25 listopada. Teraz opiewało ono na wysłanie 10.400 dol. na konto w Bank of China w Szanghaju. Właścicielem tego konta miał być sam Władysław Stanisławski. Do listu dołączony był czek banku angielskiego na 20 tys. funtów brytyjskich, które miały być zdeponowane na koncie bydgoskim Stanisławskiego. Tym razem bank Pekao SA polecenia nie wykonał, nie wiadomo nawet, czy próbował sprawdzić, skąd nadeszło i czy naprawdę istnieje jakiś bank angielski, który miał wystawić czek na nazwisko pana Stanisławskiego. Próbowałem oczywiście to sprawdzić, tyle że w bydgoskim oddziale banku odesłano mnie do centrali w Warszawie. – Nigdy nie miałem nic wspólnego ani z Indonezją, ani z Chinami. A już żadnego konta tam nie zakładałem – oburza się dziś jeszcze Władysław Stanisławski. Bank Pekao SA I oddział w Bydgoszczy chyba mu nie uwierzył i złożył doniesienie do bydgoskiej prokuratury W skardze napisano, że bank został doprowadzony do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w kwocie 17,5 tys. dol., poprzez wprowadzenie w błąd co do osoby dysponenta konta W. Stanisławskiego. Prokurator Dominik Mrozowski w dniu 31.05.2004 r. – z uwagi na brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu, o którym mówi art. 286 par. 1 kk – „postanowił odmówić wszczęcia śledztwa w przytoczonej wyżej sprawie”. Dalej następuje przydługie uzasadnienie tej decyzji, podparte zeznaniem świadka Teresy Opoki – zapewne pracownicy banku – która zeznała, że nie było powodów do podejrzeń, iż podpisu na poleceniu nie złożył pan Stanisławski. Choć już na pierwszy rzut oka widać było, że podpisy na zleceniach różnią się – i to bardzo – od tego z karty wzorów podpisów przechowywanych przez bank, prokurator uwierzył pani Opoce. Postanowienie prokuratorskie kończy się konkluzją, że brak jest

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2008, 2008

Kategorie: Kraj