Pokaleczeni, ale żywi

Pokaleczeni, ale żywi

Nad zalaną ropą Zatoką Meksykańską bez pracy zostali rybacy i poławiacze ostryg, plajtują organizatorzy zawodów wędkarskich, hotelarze i restauratorzy Adam Weise, 24 lata. Typowy chłopak z Południa, pucołowaty, bródka, bejsbolówka. Pasje to futbol i wędkowanie. Na granicy samodzielności, wielkie plany: dom, samochód, łódź. 20 kwietnia zginął w miejscu, które go żywiło – na platformie Deepwater Horizon, leasingowanej przez BP jednostce wydobywającej ropę w Zatoce Meksykańskiej. „Głęboka woda” pochłonęła też Gordona Jonesa, który nie doczekał narodzin drugiego dziecka, Roya Kempie, katolika kochającego z całego serca Pana, Jasona Andersona, wspaniałego tancerza, i siedmiu innych pracowników. Więcej szczęścia mieli Doug Brown i Brent Mansfield, koledzy zdążyli ewakuować ich do łodzi ratunkowych. Browna wybuch poderwał do góry i rzucił nim o konsoletę komputera. Kiedy otumaniony próbował wstać, zapadło się piętro, na którym się znajdował. Mansfielda znaleziono nieprzytomnego w maszynowni z ranami głowy. Należał do grupy szybkiego reagowania, która w razie pożaru miała zidentyfikować przyczynę i zamknąć jakiś zawór albo odciąć dopływ prądu. Do dzisiaj nie pamięta, co zaszło na platformie. W kwestii bezpieczeństwa obowiązywały ścisłe przepisy. Po jednej i po drugiej stronie znajdowały się łodzie ratunkowe mieszczące 75 osób każda. Było ciemno, ludzie więc wskakiwali do którejkolwiek na ślepo. Niektórzy nie wytrzymywali nerwowo i zanim spuszczono łodzie, wyskakiwali do morza. Co było później, wszyscy wiemy. Niedoszacowanie objętości wycieku, spóźniona akcja sprzątania, nieudane próby zatamowania. Czas i ropa swobodnie płynęły, a mieszkańcy znad zatoki z niepokojem wpatrywali się w morze i sprawdzali kierunek wiatru. Ostrygi Ponte A La Hache, połowa drogi pomiędzy Nowym Orleanem a ujściem Missisipi do morza. Poławiacze ostryg z tej osady pracowali bez przerwy, aby nałowić, ile się da. Lada moment bowiem straż przybrzeżna mogła ogłosić zakaz żeglugi na ich terenach połowowych. Kiedy pokryła je ropa, musieli zostawić swoje łodzie na przystani. Vlaho Mjehovic mówi, że nie będą w stanie utrzymać się z niczego innego. Ich łodzie są powolne, zaprojektowano je z myślą o ostrygach. Nie nadają się do zabierania amatorów wędkarstwa na wody przybrzeżne. – Robię to od 20 lat. Nie zamierzałem przechodzić na emeryturę. 60-70% ostryg w Stanach pochodzi właśnie z zatoki. Smakoszy owoców morza czekają więc ciężkie czasy, bo zaledwie 30-40% farm jest czynnych, a ceny na miejscu wzrosły o 40%. Zapotrzebowania nie są w stanie pokryć producenci z innych regionów. Na Zachodnim Wybrzeżu małże się hoduje, zwiększenie populacji trwa od dwóch do czterech lat. Poza tym w wyniku zakwaszenia wód nie za bardzo się to udaje. Na Wschodnim Wybrzeżu wielu farmerów przerzuciło się na bardziej opłacalną hodowlę krabów. A import jest trudny, bo towar musi spełnić restrykcyjne normy sanitarne. Ryby i krewetki mogą uciec przed ropą, ostrygi nie. Biolodzy martwią się, że zwiększone stężenie słodkiej wody może zaszkodzić słonolubnym organizmom. Plama ropy najwyraźniej spowalnia proces mieszania się wód lądowych z morskimi. Ponadto zwierzęta żywią się tym, co odfiltrują z wody, a filtrują jej dziennie do 50 galonów. Ropa może się więc w nich odkładać, a jej duże stężenia zabijać. Bracia Al i Sal Sunseri, właściciele hurtowni ostryg P and J Oyster, potwierdzają, że zwierzęta giną od nadmiaru słodkiej wody. Musieli zwolnić 11 z 23 pracowników, ich stali dostawcy nie przywożą prawie nic. Pokazują pustą chłodnię. – Dziennie przyjmowaliśmy 30 tys. ostryg. Teraz mamy 10 worków. Wędkarstwo W okolicy anulowano wszystkie zawody wędkarskie. Organizatorzy najbardziej prestiżowych Emerald Coast Blue Marlin Classic (pula nagród: 1,5 mln dol., największa w zatoce) wzbraniali się przed tym do końca maja, w końcu jednak ulegli. Ropa ostudziła także zapały wędkujących w Pensacoli (Floryda), Mobile Bay (Alabama), Biloxi (Missisipi) i Venice (Luizjana). To biznes, z którego żyje całe wybrzeże. Żeby wziąć udział w zawodach, na dzień dobry trzeba wyłożyć od 5 do 50 tys. zielonych, w zależności od kategorii, w której chce się wziąć udział. Liczba uczestników różnorakich zawodów zwiększyła się w ciągu dekady pięciokrotnie. Rocznie na zatokę wypływa 23,5 mln rejsów dla amatorów wielkiej ryby, nie licząc milionów tych,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 29/2010

Kategorie: Świat