Polak w Al Kaidzie

Polak w Al Kaidzie

Czy emigrant z Gliwic i niedoszły spawacz stał się kurierem bin Ladena?

Urodzony w Gliwicach Christian Ganczarski knuł zamachy bombowe i był kurierem bin Ladena. Zapewniał łączność między szefem Al Kaidy a jej głównym planistą, prawdziwym animatorem ataków terrorystycznych z 11 września, szejkiem Chalidem Mohammedem.
Tak przynajmniej uważają wywiadowcy francuscy i amerykańscy. „Pan Ganczarski milczy, ale służby specjalne wiedzą, że jest czołowym aktywistą Al Kaidy, mającym kontakt z samym Osamą bin Ladenem, i że był w Afganistanie i w Bośni. Osobnik ten jest specjalistą komputerowym i łączności radiowej”, oświadczył 11 czerwca w Zgromadzeniu Narodowym minister spraw wewnętrznych Francji, Nicolas Sarkozy.
36-letni Christian Ganczarski od 2 czerwca przebywa we francuskim areszcie. Prokuratura zarzuca mu udział w spisku mającym na celu popełnienie morderstwa oraz uczestnictwo w terrorystycznym sprzysiężeniu. Zdaniem niemieckich służb specjalnych, ten gorliwy islamista polskiego pochodzenia przynajmniej wiedział o zbrodniczym zamachu na Dżerbie. 11 kwietnia 2002 r. przed chętnie odwiedzaną przez turystów starożytną synagogą Al Ghriba wybuchł umieszczony na ciężarówce zbiornik z propanem. Piekielną machinę zdetonował 24-letni tunezyjski zamachowiec samobójca Nizar Ben Mohammed Nawar. Przybrał „wojenne imię” Seiful Dinn el-Tunisi, czyli „Miecz Wiary z Tunezji”. W ognistym piekle straszną śmiercią zginęło 21 osób, w tym 14 niemieckich turystów. Niektórzy potwornie poparzeni przez wiele dni

konali w szpitalach,

śmierć była dla nich wybawieniem. Dochodzenie wykazało, że przed dokonaniem zbrodniczego czynu Nawar zadzwonił najpierw do Chalida Mohammeda ukrywającego się w Pakistanie, a następnie z telefonu komórkowego do Christiana Manfreda Ganczarskiego, znajomego z Duisburga. Rozmowa przeprowadzona o godzinie 7.17 rano była pozornie banalna, jednak na zakończenie „Miecz Wiary” powiedział: „Potrzebna mi jest już tylko daawa. Nie zapomnij modlić się za mnie”. Niespełna półtorej godziny później synagogę na Dżerbie ogarnęły płomienie. „Daawa” znaczy zgoda lub rozkaz. Czy miał to być rozkaz przeprowadzenia ataku? Tak rozumowali funkcjonariusze federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji, którzy podsłuchali rozmowę. W końcu kwietnia 2002 r. Christian Ganczarski został aresztowany w Duisburgu. Policja zaczęła drobiazgowo prześwietlać życiorys polsko-niemieckiego islamisty. Urodzony w październiku 1966 r. w Gliwicach Christian wyemigrował wraz z rodziną do Niemiec. Dorastał w Mülheim. Podczas przesłuchań policyjnych zeznał, że wychowany został bardzo religijnie. Ale chrześcijaństwo przestało zaspokajać duchowe potrzeby młodego człowieka. W wieku 20 lat Christian

zapuścił okazałą brodę

i oznajmił osłupiałym bliskim: „Teraz wierzę w Allaha”. Chętnie odwiedzał meczety, gdzie zgłębiał nauki Proroka. Wśród współwyznawców znany był jako Abu Ibrahim lub Ibrahim Niemiec. W 1992 r. Ganczarski zrezygnował z udziału w kursie dla spawaczy – postanowił, że zostanie studentem islamu. Dzięki pomocy dr. Nadeema Elyasa, obecnie przewodniczącego Centralnej Rady Muzułmanów w Niemczech, otrzymał stypendium i mógł wyjechać wraz z żoną i dziećmi do Arabii Saudyjskiej, gdzie zapisał się na uniwersytet w Medynie, uważany przez niemieckich ekspertów od spraw Orientu za „kuźnię islamistów”. Wrócił po dwóch latach, lecz nie potrafił znaleźć sobie miejsca w życiu. Nie pracował, żył z zasiłków i z drobnych kradzieży. Żona, rozczarowana tak notorycznym lenistwem, rzuciła go. Wtedy rozpoczął swe dalekie podróże. Był w Czeczenii, Pakistanie i Afganistanie. Podobno z czterema innymi Niemcami przechodził przeszkolenie terrorystyczne w obozie Al Kaidy pod Kandaharem. Miał stać się jednym z zaufanych ludzi Osamy bin Ladena. Ibrahim Niemiec przyznał, że rzeczywiście był w Afganistanie i widział herszta Al Kaidy, ale tylko podczas „zbiorowych spotkań”, natomiast osobiście z nim nie rozmawiał. Według monachijskiego tygodnika „Focus”, Abu Ibrahim zyskał sobie wśród islamskich ekstremistów opinię eksperta komputerowego, bowiem umieszczał w Internecie wojownicze przesłania Osamy.
Rewizje w mieszkaniach znajomych i przyjaciół Ganczarskiego w Duisburgu przyniosły sensacyjny rezultat. W notesie Marokańczyka Karima Mehdiego znaleziono numer telefonu Ramziego Binalshibha z Jemenu, członka hamburskiej komórki Al Kaidy, która przygotowała zamachy z 11 września. Ramzi miał pilotować jeden z porwanych samolotów, nie dostał jednak amerykańskiej wizy. Kilka dni przed atakiem na Stany Zjednoczone zniknął bez śladu. We wrześniu 2002 r. został aresztowany w Karaczi i przekazany służbom specjalnym USA. W mieszkaniu Ibrahima Niemca policja odkryła natomiast numer telefonu Munira el-Motassadeqa, domniemanego członka hamburskiej komórki Al Kaidy. El-Motassadeq skazany został w tym roku przez sąd w Hamburgu na maksymalną karę 15 lat więzienia za udział w zorganizowaniu zamachów 11 września. Niemieckie służby specjalne przypuszczają, że istniała także komórka organizacji bin Ladena w Duisburgu, współdziałająca z hamburską. Wytypowano podejrzanych, prokuratura nie zdołała jednak zebrać wystarczających dowodów ich winy. Trzeba było uwolnić Ganczarskiego z aresztu. Pozostawał pod policyjną obserwacją, ale zdołał wyjechać z RFN. Podobno służby specjalne działały tak opieszale, że dopiero po dwóch miesiącach zauważono jego zniknięcie. Prawda jednak wydaje się inna – niemieccy wywiadowcy pozwolili podejrzanemu wyjechać w nadziei, że doprowadzi on międzynarodowe ekipy dochodzeniowe do swych wspólników. Ganczarski opuścił przecież kraj całkowicie legalnie, dokonał wszystkich formalności, wymeldował siebie i rodzinę.
W kwietniu 2003 r. rozeszła się wieść, że emigrant z Gliwic został aresztowany w Arabii Saudyjskiej. Niemieccy prokuratorzy pragnęli przyjechać do Rijadu i przesłuchać podejrzanego, ale ich prośba pozostała bez odpowiedzi. Ganczarski poszukiwany jest również przez służby specjalne Wielkiej Brytanii i USA. Funkcjonariusze aparatu sprawiedliwości RFN obawiali się, że Saudyjczycy wydadzą gliwiczanina Stanom Zjednoczonym i w ten sposób niemiecka prokuratura na zawsze utraci do niego dostęp (Amerykanie zazwyczaj nie dopuszczają sojuszników do podejrzanych o terroryzm). W maju władze Arabii Saudyjskiej niespodziewanie oznajmiły, że Ibrahim Niemiec został uwolniony. Wsadzono go na pokład samolotu odlatującego do Europy. Ganczarski pragnął wrócić do Duisburga, jednak na paryskim lotnisku de Gaulle’a został aresztowany. Jak pisze monachijska „Süddeutsche Zeitung”, francuscy policjanci

dostali odpowiedni sygnał

od swych niemieckich kolegów. Dlatego minister Sarkozy pompatycznie oświadczył w parlamencie, że ujęcie tak groźnego przestępcy stało się możliwe dzięki perfekcyjnemu współdziałaniu służb specjalnych wielkich demokracji.
Dzień wcześniej, 1 czerwca, również na paryskim lotnisku zatrzymano 34-letniego Karima Mehdiego. Leciał z Duisburga na należącą do Francji wyspę Reunion na Oceanie Indyjskim, będącą rajem dla turystów. Władze francuskie nie miały przeciwko niemu poważnych dowodów, na wszelki wypadek postanowiono jednak intensywnie go wypytać. Podczas 15. przesłuchania Marokańczyk w końcu przyznał, że zamierzał rozpoznać sytuację na wyspie przed dokonaniem zamachu terrorystycznego. Bomba ukryta w samochodzie miała eksplodować w pobliżu obiektów turystycznych. Mehdi twierdzi, że finansistą i organizatorem planowanego na Reunion zamachu był Christian Ganczarski. Ibrahim Niemiec zeznał, że przelotnie zna Karima (spotkał go po raz pierwszy w pewnej afgańskiej gospodzie). Zapewniał jednak podczas przesłuchań, że o żadnych zamachach terrorystycznych nie wiedział. Prawdopodobnie mówi prawdę. Nie mógł przecież przewidzieć, że właśnie tego dnia zostanie deportowany z Arabii Saudyjskiej do Paryża. Zresztą nie dysponował poważnymi kwotami pieniędzy, jak więc mógł sfinansować zamach? Podobno Ganczarskiego poważnie obciążył w swych zeznaniach szejk Chalid Mohammed, ujęty w marcu tego roku w Pakistanie. Według Mohammeda, Ibrahim Niemiec nie tylko utrzymywał ścisłe kontakty z hersztami Al Kaidy, ale także służył terrorystycznej szajce bin Ladena pomocą techniczną. Wydaje się jednak, że szejk Mohammed, zresztą psychopatyczny morderca, przesłuchiwany przez Amerykanów bezwzględnymi metodami, plecie jak Piekarski na mękach i powie wszystko, co pragną usłyszeć funkcjonariusze CIA. Tak naprawdę francuscy sędziowie i niemieccy wywiadowcy mają poważne wątpliwości, czy Ganczarski rzeczywiście jest chorążym Al Kaidy. Zebrane przeciwko niemu dowody nie są mocne. Być może, minister Sarkozy świadomie wyolbrzymił sukces francuskiej policji w wojnie z terroryzmem, aby poprawić stosunki ze Stanami Zjednoczonymi. Islamista z Gliwic zapewne miał jakieś związki z siatką bin Ladena, lecz był w niej raczej płotką niż grubą rybą.

Wydanie: 2003, 25/2003

Kategorie: Świat

Komentarze

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy