Politycy na śniadanie

Politycy na śniadanie

Dziennikarze stosują rozmaite chwyty, by do porannej rozmowy zaprosić atrakcyjnego gościa Rano w eterze robi się tłoczno. Stacje radiowe prześcigają się w wyłapywaniu atrakcyjnych gości i zapraszaniu ich do studia. Konkurencję nasila poranna rozmowa ze znaną osobistością w TVP 1. O 7.20 startuje rozmowa „Sygnałów Dnia” w Programie I Polskiego Radia. O 8.13 w Trójce gości zaczynają przepytywać Jolanta Pieńkowska lub Przemysław Barbrich. Dwie minuty później do akcji włączają się Radio Zet i Monika Olejnik. W tym samym momencie w TVP 1 zaczyna się „Woronicza 17”. Walka jest ostra, bo wypowiedzi z porannych audycji cytuje dosłownie kilkanaście minut później Polska Agencja Prasowa, a następnego dnia największe polskie dzienniki. Dlatego połową sukcesu porannych rozmów jest zaproszenie do studia ciekawego gościa. – Bardzo często zapraszam gości w ostatniej chwili. Nie dlatego, że jestem leniwa, tylko czekam, bo zawsze coś może jeszcze się wydarzyć. Są oczywiście sytuacje, kiedy politycy z wiadomych względów unikają zaproszenia. To jest dla nich wygodne – mówi Monika Olejnik. – Jeżeli ktoś pojawia się u mnie w programie po raz pierwszy, sonduję go, w jakim obszarze może powiedzieć coś interesującego. Chcę uniknąć sytuacji, kiedy na antenie odpowie, iż nie jest kompetentny do wypowiadania się na pewien temat – wyjaśnia Jolanta Pieńkowska. – Czasami zdarza się, że już kogoś zaprosiłam, a potem w ciągu dnia okazuje się, że zmienił się temat. Kiedyś dwa razy musiałam odwołać wizytę pewnego polityka. Kiedy zapraszałam go trzeci raz, usłyszałam: „Mam nadzieję, pani redaktor, że nic takiego znowu się nie stanie”. Ale jeszcze nikt się na mnie nie obraził z tego powodu. Politycy dzielą się na tych przygotowanych do udzielania odpowiedzi na wszystkie, nawet najtrudniejsze pytania, i tych zasłaniających się niewiedzą. A tego dziennikarze nie tolerują. – Dlatego przed programem przygotowuję politykom plik świeżych gazet, bo nie znoszę tłumaczenia, że nie znają jeszcze danej sprawy – zdradza Monika Olejnik. Podobny wybieg stosują inni prowadzący takie rozmowy z politykami. W ten sposób gość nie ma możliwości uniknięcia niewygodnego tematu. – Najbardziej zaskoczył mnie kiedyś Jan Nowak-Jeziorański. Był naszym gościem w grudniu, kiedy pojawiły się pierwsze przymiarki do wojny z Irakiem. Był jedyną osobą, która nie tylko przeczytała gazety, ale również zapytała, czy mógłby skorzystać z komputera i przejrzeć depesze agencyjne, które nadeszły w nocy. Zaimponował mi profesjonalizmem – opowiada Ewa Wolniewicz. – Zawsze bardzo dobrze przygotowany przychodzi Marek Borowski – zapewnia Małgorzata Słomkowska. Zdaniem niektórych dziennikarzy, rano politycy są skłonni do wyznań, na które normalnie by sobie nie pozwolili. – Może to z powodu lekkiego niewyspania? – zastanawia się Jolanta Pieńkowska. – O tej porze goście nie są do końca skoncentrowani. Poza tym na naszą korzyść działa atmosfera intymności, którą stwarza radiowe studio. To wszystko sprawia, że często są bardziej rozmowni. – Radio ze względu na swoją kameralność w ogóle bardziej sprzyja refleksji niż telewizja – zgadza się Monika Olejnik. Ofiarą wczesnej pory i ciepłej atmosfery padł m.in. poseł SLD, Ryszard Kalisz. Rozmawiał z Jolantą Pieńkowską dzień po wręczeniu jej Telekamery. Po wstępnych grzecznościach i gratulacjach gospodyni „Salonu Politycznego” zapytała go o stanowisko SLD wobec ustawy o biopaliwach. Ryszard Kalisz wygadał się, że klub lewicy nie poprze jej. Kilkanaście sekund później na podstawie wypowiedzi Kalisza w Trójce PAP nadał pilną depeszę. – Ranek to sprzyjająca pora. Rano ludzka aktywność jest mniejsza. Dzięki temu w naszym programie padło kilka stwierdzeń, na które potem przez cały dzień powoływały się inne media. Było tak m.in. w przypadku prof. Geremka. Kiedy Jacques Chirac pogroził Polsce palcem, prof. Geremek powiedział u nas, że nasze służby dyplomatyczne powinny ostrzej zareagować. Potem tę wypowiedź cytowały inne media – mówi Ewa Wolniewicz. Programowi „Woronicza 17” dodatkowo pomaga wcześniejsza pozycja w ramówce: „Kawa czy herbata”. – Goście „Kawy czy herbaty” siedzą razem w bufecie, więc nasi spotykają tam znajomych. I przed wejściem do studia prowadzą miłą pogawędkę – dodaje Ewa Wolniewicz. – Rano

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17/2003, 2003

Kategorie: Media