Polityka sięgnęła brukowca

Polityka sięgnęła brukowca

Chociaż bulwarówki atakują mnóstwem kolorów, to świat, jaki kreują, jest czarno-biały – rząd zły, opozycja dobra Z tabloidami jest trochę jak z hamburgerem – szkodzi, ale przez pewien czas smakuje. Sukces komercyjny (pod względem sprzedaży to najpopularniejsze gazety w Polsce) tkwi w odwiecznej tęsknocie za sensacją. Bulwarówki po prostu wystawiają szafot i publicznie gilotynują znienawidzonych polityków. Słowa nieliczne, ale nieprzypadkowe Linia programowa tych pism polega na poszukiwaniu skandali. Im bardziej są brutalne, gorszące i wulgarne, tym lepiej. Znajduje to odbicie w specyficznym języku, jakim przemawiają do czytelnika. Słowa są nieliczne, ale za to starannie wybrane. Ograniczają się do kilkunastu, powtarzanych w kółko haseł (obiecanki cacanki, notable, rozpasanie władzy, luksusy) i stałych określeń (jak urzędnik, to bezduszny, jak rząd, to nieudolny, jak politycy, to nie mają wstydu za grosz). Często to język rynsztoku, ale barwny i zrozumiały. Czytelnik ma satysfakcję, że ktoś wreszcie odważnie wygarnia politykom. Ze skarbnicy bulwarowych określeń dowiadujemy się, że polityk nie je tylko się pasie; nie awansuje, tylko wykopuje innych; nie ponosi klęski tylko topi się w kloace. Nic dziwnego skoro to: bufon, beksa, kłótnik, gnida, błazen, nierób, urzędas, który lekceważy innych i którego pazerność nie zna granic. Nie zawsze czarną robotę wykonują dziennikarze. W elegancję nie bawią się też sami politycy określając swych przeciwników niewybrednymi epitetami (przefarbowane lisy to dla posła Eugeniusza Kłopotka politycy z PD, a dla Zbigniewa Religii – Tomasz Nałęcz). Aby politykom łatwiej było na siebie bluzgać, „Fakt” oddał im do dyspozycji rubryki: „X wbija szpilę w Y”, „Z czym się państwu kojarzy” oraz dział opinie i pytania do polityka (oczywiście na odpowiedzi miejsca nie ma). Teksty pisane są językiem potocznym, wręcz naiwnym: „Premier Marek Belka (54 l.) wkurzył się na ministra finansów Mirosława Gronickiego (54 l.) za to, że cichaczem podpisał rozporządzenie windujące akcyzę na olej opałowy i gaz” („Fakt”, 2.06). Informacje o politykach publikowane są obok rewelacji na temat pospolitych przestępców. Nie tylko stwarza to wrażenie, że jedni warci są drugich, lecz także prowadzi do komicznych sytuacji, w których polityk staje się ofiarą „nieumyślnego” żartu. I tak Jan Roka (z zaciśniętymi ustami) zyskał „przypadkiem” podpis: „Zabił na oczach dzieci”. Dodatek do zdjęcia Nabywca „Faktu” i „Super Expressu” nie jest przygotowany na zmierzenie się z dłuższym materiałem. Dlatego teksty najchętniej zredukowano by do podpisu pod zdjęciem, tak by nabywca gazety nie zmęczył się nadmiarem treści, bohaterów i wątków. Głosowanie nad samorozwiązaniem Sejmu „Super Express” opisał w sześciu zdaniach, poświęconych zresztą przekonywaniu, że posłowie to świnie. Jeśli artykuł jest długi (tj. dochodzi do kilkunastu zdań), najważniejsze fragmenty są podkreślane („Fakt”). Sprytnie zwalnia to czytelnika z konieczności ślęczenia nad całością. Teksty to informacja nie tyle o wydarzeniu i jego możliwych konsekwencjach, ile o tym, że jego uczestnik jest postępującym egoistycznie kretynem. Na politykę i mechanizmy jej funkcjonowania nie ma miejsca. Chyba że jest ona sprowadzona do poziomu ludowej opowiastki. Dlaczego w Polsce jest źle? „Super Express” tłumaczy: bo w Sejmie są… cieki wodne oddziałujące negatywnie na twórców polityki. Tę rewelację potwierdzają również poważni parlamentarzyści – Gilowska, Podkański i Nałęcz (29.04). Nowy szef SLD jest opisywany pod kątem tego, czym będzie jeździł do pracy i na jakim fotelu będzie siedział („Fakt”). Aby utrzymać zainteresowanie czytelnika, trzeba go oszołomić skandalem. Jeśli takiego nie ma, podkręca się błahe wydarzenie do rangi sensacji. Powiedzenie, że jeśli się chce kogoś uderzyć, kij zawsze się znajdzie, doskonale się tu sprawdza. „Super Express” co rusz donosi, że prezydent traci na wadze. Za każdym razem dochodzi do wniosku, że powodem są kłopoty polityczne. Czasem pisze się o jednym polityku, by w podsumowaniu „walnąć” w innego. „Fakt”, który zapałał wyjątkowym uczuciem do Józefa Oleksego, korzysta z każdej okazji, by o nim wspomnieć. Gdy pisze, że jego następca jeździ rowerem, wyjaśnia, że to dlatego, iż chciwy Oleksy nie chce oddać mu auta. Polityk jako złodziej Seks i pieniądze to tematy, które zawsze świetnie się sprzedają. Na nieszczęście dla bulwarówek, tego pierwszego niewiele w Sejmie. Ale jeśli już się zdarzy, to gazeta długo i z lubością żyje tym wydarzeniem. Ileż radości dostarczył odbiorcom „Faktu” i „Super Expressu” poseł Andrzej Celiński (stanu wolnego), spotykając się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 24/2005

Kategorie: Kraj