Przeciwko lukrowaniu prostytucji

Przeciwko lukrowaniu prostytucji

Woman behind red curtains. Prostitute or stripper

Jedna strona potępia kobiety pracujące w seksbiznesie, druga uważa, że to praca jak każda inna. Jakby nikomu nie chodziło o dobro tych kobiet Prostytucja nigdy nie była moim świadomym wyborem. Gdybym na początku wiedziała, co mnie czeka, nigdy w życiu nie naraziłabym się na takie upodlenie. Do dzisiaj czuję wstyd, obrzydzenie do siebie i nie wiem, czy po tym wszystkim będę kiedykolwiek mogła znowu pokochać – mówi jedna z przetrwanek seksbiznesu, sprzedająca swoje ciało za pośrednictwem portali internetowych. Gdy pierwszy raz spotkała się ze starszym mężczyzną, miała 16 lat. – Mieszkałam z mamą i rodzeństwem. Czułam się niezrozumiana, niekochana, niechciana. Ojciec mieszkał osobno, więc mój brat przejął rolę męskiego opiekuna, w tym prawo do karania mnie przemocą. Ojciec był agresywnym alkoholikiem, ale codziennie zawoził mnie do szkoły i obdarowywał zabawkami. Nie wiedziałam, że w ten sposób mnie przekupywał. Nastolatka motywowana korzyścią finansową i potrzebą akceptacji spotkała się z 30-letnim mężczyzną: – Nie przeszkadzało mu to, ile mam lat. Stosunek z nim zakończyłam płaczem. Mój pierwszy chłopak był jego imiennikiem – wyobrażałam sobie, że robię to z nim. Wtedy nie zastanawiałam się długo nad skutkami mojej decyzji, bo tego samego dnia miałam nowy, piękny aparat. Dziewczyna szybko uzależniła się od prezentów, „łatwych” pieniędzy, złudnego poczucia bezpieczeństwa i władzy nad mężczyznami. Chociaż mówiła sobie, że musi z tym skończyć, tkwiła w zamrożeniu. W wydostaniu się z martwego punktu pomaga Stowarzyszenie Bez – pierwsza w Polsce organizacja działająca na rzecz kobiet, które uwikłały się w seksbiznes – prostytucję, pokazy erotyczne na kamerkach czy przemysł porno. Każdej, która zgłosi się po wsparcie, oferowana jest bezpłatna, długofalowa pomoc. Przetrwanka trafia pod skrzydła jednej z członkiń stowarzyszenia, która pozostaje z nią w stałym kontakcie i stara się dopasować formy pomocy do jej potrzeb. Na przykład załatwia psychoterapię, nocleg, wizytę u ginekologa, pomaga stworzyć CV, żeby znaleźć inną pracę. Nie praca, ale wyzysk seksualny Organizację założyły dwudziestokilkuletnie feministki, zmotywowane buntem przeciwko dominującym w przestrzeni publicznej narracjom na temat prostytucji. – Jedna strona to głos konserwatywny, który moralizuje i potępia kobiety. Krytyka spada nie na kupujących seks, ale właśnie na nie. W kontrze do tego mamy stronę liberalną i „progresywną”, która z kolei lukruje prostytucję. W dyskursie feministycznym nie można nawet powiedzieć, że to prostytucja – trzeba użyć określenia praca seksualna. Przetrwanki seksbiznesu często mówią, że gdy próbowały powiedzieć wprost, czym się zajmowały i jak bardzo je to skrzywdziło, słyszały, że to nie przemysł jest krzywdzący, tylko one sobie tam nie poradziły. Mam poczucie, jakby żadnej ze stron nie chodziło o dobro tych kobiet – wyjaśnia Maja Majewska, współzałożycielka i prezeska Stowarzyszenia Bez. – Prostytucja jest jedną z najjaskrawszych patologii patriarchalnego społeczeństwa. Podczas gdy problem ten powinien być poddawany systemowej analizie, mainstreamowy feminizm podkreśla, że część kobiet tego chce, że jest to ich wolny wybór. Przejawy takiego myślenia widzimy także w środowisku akademickim. Na przykład na Uniwersytecie Jagiellońskim prowadzone są zajęcia z socjologii pracy seksualnej. Podczas gdy ok. 90% kobiet w prostytucji deklaruje, że chciałoby z niej wyjść! Liberalne feministki zarzucają nam, że mówiąc „prostytucja”, używamy stygmatyzującego słownictwa. Myślą, że można zmienić naturę tego zjawiska, zmieniając samą nazwę. A przecież słowo prostytucja pokazuje prawdziwszą stronę tego przemysłu. To nie jest pójście do pracy, tylko wyzysk seksualny – wskazuje Oliwia Trybus, współzałożycielka stowarzyszenia. – W mediach promuje się luksusowe prostytutki. W internecie blogerki czy influencerki chwalą się, że potrafią zarobić 10 tys. zł w jeden weekend – dodaje Oliwia. – Dziś nie posłuchamy podcastu o tym, że dziewczyna musiała za 50 zł zrobić loda jakiemuś obleśnemu facetowi przy autostradzie. A pamiętajmy, że przydrożna prostytucja nadal istnieje. Jednak takie opowieści to nie są fajne historie, które będą się „klikać”. Osób skrzywdzonych właściwie nie słychać, bo one skupione są na przetrwaniu, a nie budowaniu swojego medialnego wizerunku. Pokłosiem promowania w mediach prostytucji jako sposobu zarobkowania oraz swego rodzaju kontrkulturowości (seksworkerki nieraz podkreślają, że nie płacą podatków) są decyzje wielu dziewczyn o wynajmowaniu własnego ciała. Przetrwanki natomiast ostrzegają, że dużo łatwiej zacząć to robić, niż z tym skończyć. Na późniejszych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2023, 2023

Kategorie: Kraj