W życiu codziennym w ogóle ich nie widać, a jednak co trzeci Polak wierzy, że nami rządzą W Ameryce Północnej jest ok. 7 mln masonów (samych lóż ok. 1,5 tys.). W Wielkiej Brytanii ponad milion (i około 2 tys. lóż), we Francji, Niemczech, Włoszech i Norwegii po kilkanaście tysięcy. W Polsce – zaledwie pięciuset. A jednak właśnie u nas najmocniej poruszają masową wyobraźnię i są najbardziej utajnieni. Dlaczego? Kim są? – Masoneria nie jest ani religią, ani sektą, ani partią. Jest to stowarzyszenie filozoficzne, etyczne, statutowe. Sposób na życie, którego wyznacznikami są tolerancja, chęć budowania, niechęć do niszczenia, rozwój duchowy i szeroko rozumiany postęp społeczny – mówi Adam Wysocki, były, a obecnie honorowy czcigodny mistrz loży Europa, prezydent Polskiej Grupy Narodowej Uniwersalnej Ligi Masońskiej. Na pytanie, czy przynależność do masonerii daje wymierne korzyści i ułatwia karierę, prof. Ludwik Hass, badacz dziejów wolnomularstwa, odpowiada: – W kraju nie, ale otwiera pewne drogi za granicą. W Polsce działają loże największych światowych nurtów masońskich. Regularny, zwany anglosaskim, oraz liberalny, nazywany też adogmatycznym i agnostycznym. Podstawowa różnica między masonerią regularną a liberalną jest taka, że pierwsza wymaga od swoich członków wiary w Istotę Wyższą, zwaną Wielkim Budowniczym albo Wielkim Architektem – co może być rozumiane jako Bóg osobowy albo jakakolwiek istota wyższa. Masoneria regularna, czyli Wielka Loża Narodowa Polski, politycznie jest kojarzona z konserwatyzmem, z centroprawicą (choć sama odżegnuje się od politycznych zainteresowań). Jest w niej sporo młodych ludzi, także katolików. Wprawdzie Kościół zabrania przynależności do masonerii, ale masoneria nie zabrania przynależności do Kościoła (Polak katolik wolnomularz jest w stanie grzechu śmiertelnego, ale gdy znajdzie się w Niemczech, już nie, gdyż tamtejsi biskupi inaczej interpretują prawo kanoniczne i wykładnię oficjalną, tzw. dwa listy kardynała Ratzingera). Masoneria liberalna – u nas Wielki Wschód Polski – nie uznaje żadnych dogmatów, politycznie jest kojarzona z lewicą i dawniejszą UW. Opowiada się za świeckim państwem, powszechną edukacją i demokracją. Nikogo nie pyta o wyznanie, przekonania polityczne ani sympatie partyjne. W latach 80. trafiło do niej wielu byłych członków PZPR, którzy w masonerii poszukiwali oparcia moralnego i nowego kręgu zaufanych znajomych, myślących podobnie jak oni. Z młodszych pokoleń znaleźli się tu ci, którym nie odpowiadała mentalność późnosolidarnościowa, nastawieni wolnomyślnie. Zadaniem masonerii jest bowiem przeciwstawianie się przejawom nacjonalizmu, totalitaryzmu, ksenofobii, nietolerancji. – Dzisiaj priorytetem jest wsparcie naszego kraju i społeczeństwa w drodze do Unii Europejskiej, a następnie zajęcie tam godnego miejsca – dodaje Zbigniew Gertych, wielki mistrz WWP. – Ideałem masońskim jest ład światowy, dlatego masoni znajdowali się wśród założycieli międzywojennej Ligi Narodów, potem zaś Organizacji Narodów Zjednoczonych. Równie szlachetne idee przyświecają Wielkiej Loży Narodowej Polski – rozwój duchowy, wzbogacanie osobowości, filantropia. Droga do mistrza Teoretycznie masonem może zostać każdy, kto ceni idee wolności, równości i braterstwa, a w przypadku Wielkiej Loży Narodowej Polski dodatkowo wierzy w Wielkiego Budowniczego. Jednak do masonerii nie można tak po prostu wstąpić – trzeba zostać zaproszonym. Selekcja członków jest staranna. – Przyjmujemy ludzi szukających u nas drogi do samodoskonalenia, a nie do kariery i wzbogacenia się – mówi Zbigniew Gertych. Procedura przyjmowania nowego członka jest długa. Po pierwsze, musi on mieć poręczyciela, który zgłosi jego kandydaturę. Następnie kandydatura podlega tajnemu głosowaniu, które powtarza się trzy razy, nawet gdy nie ma głosów sprzeciwu (zakłada się, że mogą wyjść na jaw nowe okoliczności). Potem kandydat przechodzi osławioną inicjację. Jak wiadomo z „Czarodziejskiego fletu” Mozarta czy „Popiołów” Żeromskiego, odbywa się ona w „strasznej” scenerii – z czaszkami i świecami, przy dźwiękach groźnej muzyki. Nowy członek, przestraszony i przejęty, składa przysięgę (wcześniej trzy razy jest pytany, czy na pewno nie chce się wycofać) i zostaje uczniem. Potem czeka go długi okres awansowania w hierarchii. Uczniem jest się przeciętnie rok; nie ma się wtedy prawa głosu na zebraniach ceremonialnych, trzeba słuchać ważniejszych od siebie.
Tagi:
Ewa Likowska









