Korupcja lubelskich prawników

Korupcja lubelskich prawników

Prokurator i adwokat skazani na kary więzienia. Mimo to mecenas nadal występuje w sądzie, bo wyrok nie jest jeszcze prawomocny Byli znani i szanowani. Należeli do elity Lublina. 22 czerwca w Sądzie Rejonowym w Lublinie zaczął się dla nich nowy etap życia. Czy na pewno? Sędzia Robert Kowalczuk czytał wyrok: „Uznaje winnym i skazuje Macieja Skrętowicza na karę dwóch lat pozbawienia wolności i orzeka pięcioletni zakaz wykonywania zawodu prokuratora”… „Uznaje winnym i skazuje Adama Kaznowskiego na dwa lata pozbawienia wolności i orzeka pięcioletni zakaz wykonywania zawodu adwokata”… „Uznaje winnym i skazuje Andrzeja Grykałowskiego [byłego zastępcę dyrektora Wydziału Gospodarki Komunalnej Urzędu Miasta w Lublinie – przyp. IW] na dwa lata pozbawienia wolności”. Pozostali oskarżeni w tej sprawie, którzy byli pośrednikami pomiędzy urzędnikiem, mecenasem i prokuratorem a bandytami chcącymi uniknąć odpowiedzialności otrzymali: Marek Bednarczyk (podający się za policjanta, prawnik z wykształcenia) – rok więzienia, Wojciech Krzyżanowski (z zawodu kotlarz, wcześniej karany) – dwa lata i Paweł Trumiński (z zawodu kierowca, wcześniej karany) – półtora roku więzienia. Sąd zezwolił na publikację ich nazwisk. Wyrok nie jest prawomocny. – Ustalenia prokuratury i przedstawione w trakcie procesu dowody nie budzą wątpliwości co do winy oskarżonych – mówił, uzasadniając wyrok sędzia Kowalczuk. – Jest to wyjątkowo bulwersująca sprawa. Rozbój pod Lubartowem Wszystko zaczęło się na początku kwietnia 1998 r. Do zabudowań gospodarczych w Trzcińcu koło Lubartowa kilku mężczyzn zwabiło Krzysztofa A. trudniącego się handlem samochodami. Pretekstem było kupno mercedesa, a faktycznym powodem wcześniejsze porachunki finansowe. Mężczyzna został przez nich dotkliwie pobity, zabrano mu też pieniądze. Dla „zmiękczenia” okładano go trzonkiem od siekiery, metalowym pilnikiem, a do ust wkładano lufę strzelby. Grupie przewodził Sławomir S., ps. „Pietia”, powiązany z grupą pruszkowską, a szczególne okrucieństwo wykazał Artur G., który założył ofierze pętlę na szyję, przerzucił ją przez belkę i podciągał do góry. Jeszcze tego samego dnia Krzysztof A. opowiedział policji o całym zdarzeniu, szczegółowo relacjonując jego przebieg i udział w nim poszczególnych osób. Prokuratura Rejonowa w Lubartowie postawiła mężczyznom zarzut rozboju i zrabowania kilkudziesięciu tysięcy złotych. Sprawę prowadziła prokurator Ewa Marczewska. Wyroki w tej sprawie były surowe. Pietia skazany został na sześć lat pozbawienia wolności, Artur. G. na 4,5 roku, a reszta otrzymała po pięć-sześć lat więzienia. Lecz nim do tego doszło, ojciec Artura, bardzo wpływowy dyrektor lubelskiego magistratu, postanowił wyratować syna z opresji, używając swoich koneksji. Chodziło o skłonienie Krzysztofa A. do zmiany zeznań, tak by z nich wynikało, że zdarzenie można uznać za pobicie, a nie za rozbój, a udział w nim Artura był minimalny. Swoją pieczeń chciał też przy tym upiec obrońca „Pietii”, Adam Kaznowski, jeden z najbardziej znanych w Lublinie mecenasów. – Mecenas Kaznowski uważany jest w Lublinie za tego, który broni głównie bogatych klientów – mówią prawnicy. – Już na początku lat 90. wmieszany był w sprawę firmy Gold Star i braci G., rolników spod Chełma, którzy w krótkim czasie wyprowadzili ze Wschodniego Banku Cukrownictwa w Lublinie miliardowe kredyty. W rozmowach z kierownictwem banku udział brał Kaznowski jako ich pełnomocnik. Bracia G. dostali potem wysokie wyroki. Wszczęto też postępowania przeciwko prezesom banku. – A mecenas? – pytam. – Przecież on tylko reprezentował i doradzał – słyszę. Mecenas Kaznowski uznał, że najlepszym sposobem na odpowiednie przygotowanie obrony swojego klienta będzie zapoznanie się z zeznaniami składanymi przez pobitego Krzysztofa A. w trakcie śledztwa. Akcji skorumpowania prokuratora Skrętowicza podjęli się Trumiński z Krzyżanowskim powiązani z „Pietią” i jego kumplami. I okazało się, że zrobili to skutecznie, Skrętowicz bowiem wyciągnął z szafy swojej koleżanki, prokurator Marczewskiej, akta śledztwa, skserował je, a następnie w towarzystwie Trumińskiego i Krzyżanowskiego udał się do kancelarii mecenasa i mu je wręczył. Pieniądze za „fatygę” wyłożył urzędnik Grykałowski. Skrętowicz dwukrotnie dostał koperty, w których było w sumie nie mniej niż 1000 zł. Tymczasem „zmiękczanie” Krzysztofa A. prowadzone było przez Grykałowskiego. Ten posługując się podrobioną legitymacją policyjną, zaczął go straszyć, że lepiej dla

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 28/2005

Kategorie: Kraj