Dwa miliony Polaków w skrajnym ubóstwie

Dwa miliony Polaków w skrajnym ubóstwie

Wzrost kosztów utrzymania uderza w uboższe rodziny, szczególnie gdy utrzymują się głównie z niewaloryzowanych świadczeń


Dr hab. Ryszard Szarfenberg – profesor Uniwersytetu Warszawskiego na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych. Od 2011 r. przewodniczący Rady Wykonawczej Polskiego Komitetu Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu (EAPN Polska), od 2018 r. ekspert w sieci European Social Policy Network. Bada ubóstwo, nierówności, wykluczenie społeczne, prekariat, bezdomność, aktywną politykę społeczną, pomoc społeczną, świadczenia rodzinne, ewolucję państwa opiekuńczego.


Nie jest dobrze, biedniejemy – 2 mln Polaków żyje w skrajnym ubóstwie. Tak wynika z raportu „Poverty Watch 2021”, który powstał pod pana opieką. Ciekawe, czy TVP wspomniała o tym raporcie.
– GUS opublikował te dane już w maju 2021 r. W raporcie podajemy także liczby bezwzględne, które są o wiele za duże, szczególnie gdy mowa o ubóstwie skrajnym dzieci. W takiej sytuacji żyło 410 tys. dzieci i w 2020 r. nastąpił wzrost o 98 tys. Nie sprawdzałem, czy TVP pominęła raport, ale było duże zainteresowanie w mediach i wśród polityków. Minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg odniosła się do niego bezpośrednio.

Czerwona lampka powinna się zapalić również w przypadku seniorów – w skrajnym ubóstwie żyje 312 tys., wzrost o ok. 49 tys. To właśnie oni i dzieci są objęci szczególną pomocą rządu, który nieustannie zapewnia o sukcesach na tych polach. Tymczasem dzieci się nie rodzą, nadmiarowych zgonów przybywa.
– Po wprowadzeniu 500+ skrajne ubóstwo dzieci zmniejszyło się znacząco w 2016 i 2017 r., choć nie tak spektakularnie, jak to głosili politycy obozu rządzącego. Gdy się okazało, że pod względem dzietności nadzieje pokładane w 500+ nie spełniły się, budowanie jego pozytywnego wizerunku oparte zostało bardziej na tym, że ogranicza ubóstwo. Już jednak w 2018 r. wskaźniki ubóstwa nieco wzrosły, choć w 2019 r. były najniższe od dekad, więc nie był to przejaw zmiany trendu. Wzrost z 2020 r. był podobny do tego w 2018 r. i o wiele mniejszy od prognoz z początków pandemii. Co do seniorów, ubóstwo skrajne w tej grupie nadal jest nieco mniejsze niż wśród dzieci, ale też wzrosło.

Czyli tarcze antykryzysowe nie pomogły?
– Zwróćmy uwagę na rozszerzenie 500+, trzynastki i czternastki dla emerytów, świadczenie uzupełniające dla osób niesamodzielnych, dodatki dla kobiet, które wychowały co najmniej czworo dzieci, ale nie mają prawa do minimalnej emerytury. Ekspansja socjalna PiS przyszła więc jeszcze przed pandemią. Te wszystkie świadczenia hamowały wzrost ubóstwa w 2020 r. GUS mierzy je w przestrzeni wydatków, a te zmniejszyły się ze względu na lockdowny i obawy o przyszłość. Głównym celem tarcz było utrzymanie zatrudnienia w branżach najbardziej dotkniętych skutkami pandemii, co oczywiście również hamowało wzrost ubóstwa.

Czasami ta pomoc była nieadekwatna. Wiele firm i firemek nie zarobiłoby takich pieniędzy, gdyby funkcjonowały w normalnych warunkach.
– Gdybyśmy mieli program taki jak w USA, skierowany do wszystkich rodzin uboższych i z klasy niższej średniej, prawdopodobnie także u nas ubóstwo w pandemii spadłoby. Tam jednak wzrost bezrobocia był kolosalny. To ich doświadczenie z pandemii pokazało znaną oczywistość, że dodatkowe dochody ograniczają ubóstwo. W Polsce w dyskusji o 500+ część dyskutantów twierdziła, że nie pieniędzmi rozwiązuje się problem ubóstwa.

Czyli jak?
– Wskazywano potrzebę lepszej edukacji. Ale przecież te dzieci są ubogie teraz. Nawet jeśli damy im więcej i lepszej edukacji, będzie to miało skutek w przyszłości. Jeśli więc chodzi o likwidację ubóstwa najmłodszych, najlepszym rozwiązaniem są świadczenia przyznawane na dzieci. W Polsce mamy obecnie proporcjonalny uniwersalizm, czyli 500+ dla wszystkich dzieci i zasiłki rodzinne dla uboższych rodzin. Wyższe dochody rodzin poprawiają relacje w małżeństwach i funkcjonowanie dzieci, również w edukacji. Ale oczywiście wysoka jakość edukacji, dostępne dla uboższych rodzin żłobki i inne formy opieki nad dziećmi są równie ważne. Żłobek jest też po to, by dzieci z uboższych rodzin miały możliwość wyrównania ewentualnych deficytów związanych z wychowywaniem się w uboższym środowisku. Nie chodzi tylko o aktywność zawodową kobiet w tych rodzinach.

Dziś z powodu inflacji 500+ warte jest pewnie 300+. Zasiłki powinny być waloryzowane.
– Rząd świadomie nie podnosił zasiłków rodzinnych, twierdząc: wprowadziliśmy świadczenie wychowawcze 500+. Tego zaś nie waloryzował, bo przecież je wprowadził. Podejrzewam, że teraz z waloryzacją czeka do wyborów. A to powinno być robione nie od wyborów do wyborów, tylko systematycznie.

Ale jest kiełbasą wyborczą i tyle.
– No nie „i tyle”. 500+ robi wiele dobrego w sferze społecznej. Polityka społeczna ma zawsze wymiar wyborczy, gdyż jest główną częścią współczesnych programów partii politycznych.

Z pana badań wynika, że 500+ nie zrobiło krzywdy społeczeństwu, tak jak chcieliby niektórzy politycy opozycyjni.
– Pytanie, które 500+. W 2017 r. zdecydowano się na „uszczelnienie”: samotne matki musiały przedstawiać orzeczenie o alimentach, próbowano ograniczyć manipulacje płacami umożliwiające otrzymanie świadczenia na pierwsze lub jedyne dziecko. W 2019 r. nastąpiło z kolei „rozszczelnienie”, bo w ogóle zlikwidowano kryterium dochodowe. Najbardziej rzeczowa dyskusja była wokół ujemnego wpływu 500+ na zatrudnienie matek.

Mówiło się, że w niektórych regionach Polski kobiety nie pracują, bo im się nie opłaca.
– Szacowano, że 100 tys. kobiet zrezygnowało z pracy. Po rozszerzeniu 500+ w 2019 r. przeprowadzono symulację, z której wynika, że nie ma już tego efektu. Niemniej jednak na zmianie z 2019 r. bardzo zyskały głównie rodziny zamożniejsze – biedniejsze już miały 500+ na wszystkie dzieci, bo spełniały kryterium dochodowe. Po wprowadzeniu zapowiadanych przez rząd dodatkowych ulg podatkowych dla rodzin wielodzietnych łączne wsparcie dla rodzin zamożnych będzie ponad cztery razy większe niż dla ubogich.

W raporcie zwróciliście uwagę, że Polska nadal nie wypracowała strategii przeciwdziałania ubóstwu i wykluczeniu społecznemu, która jest niezbędna do skorzystania z unijnych funduszy na lata 2021-2027. Co się stanie, gdy ich nie dostaniemy?
– Odnośnie do Krajowego Planu Odbudowy dyskusja jest już bardzo zaawansowana. Komisja Europejska go nie zaakceptowała, w tle jest warunek dotyczący praworządności. Ten plan to głównie inwestycje w cyfryzację, ochronę środowiska, efektywność energetyczną. Jeśli nie dostaniemy tych pieniędzy, wpływ na wykluczenie cyfrowe czy ubóstwo energetyczne będzie pośredni. Perspektywa finansowa 2021-2027 to coś innego. Jest tam wiele projektów skierowanych do grup bezpośrednio narażonych na ubóstwo. Tu straty byłyby bardziej dotkliwe. W raporcie podkreślamy, że rząd powinien być bardziej ambitny w aktualizowanym obecnie Krajowym Programie Przeciwdziałania Ubóstwu i Wykluczeniu Społecznemu. Chcielibyśmy, żeby założył, że do 2030 r. z ubóstwa i wykluczenia wyjdzie 3 mln osób, w tym 500 tys. dzieci. Rząd natomiast proponuje 1,5 mln i ok. 300 tys. dzieci.

Za mało. Twierdzi pan, inaczej niż minister rodziny Marlena Maląg, która za wzrost ubóstwa w 2020 r. wini jedynie covid, że spadek zasięgu ubóstwa relatywnego nie wynika z faktycznej poprawy sytuacji materialnej Polaków. Mówiliśmy przecież, że w pandemii średnie wydatki rodzin były mniejsze, więc i sama granica ubóstwa relatywnego – 50% średnich wydatków – poszła w dół. Wzrosło jednak skrajne ubóstwo, mierzone za pomocą minimum egzystencji.
– Pani minister ma rację w tym sensie, że rok 2021 będzie inny niż 2020 pod względem zamykania gospodarki. Bezrobocie się zmniejsza i wydatki gospodarstw domowych rosną. Z drugiej strony mamy przyśpieszającą inflację, przez którą przesuną się granice ubóstwa skrajnego, bardzo wzrośnie minimum egzystencji. Przy braku waloryzacji świadczeń rodzinnych i 500+ sytuacja rodzin, w których budżetach stanowią one znaczące kwoty, szybko będzie się pogarszać.

Jak wówczas zareagują rodziny, które na coraz mniej stać, bo korzystają głównie z nierewaloryzowanych świadczeń?
– Jest tu kilka możliwości. Rodziny mogą ograniczać wydatki, szukać dodatkowej pracy, żądać podwyżek. Mogą też zaciągać pożyczki, co jednak jest związane z ryzykiem nadmiernego zadłużenia. W ubogich rodzinach potrzeby trudno ograniczać, a szukanie pracy na wsi lub w małym mieście również nie jest takie proste, szczególnie gdy ma się więcej dzieci czy innych osób, którymi ktoś musi się opiekować w domu. Praca na część etatu jest rzadko oferowana, umowy cywilnoprawne są tymczasowe.

Wiele osób z mojego pokolenia to ofiary tych umów. Na starość będziemy grzebać w śmietnikach. Płynnie przeszliśmy więc do problemu osób starszych zagrożonych ubóstwem.
– Starszych osób będzie przybywać, a dzieci ubywać. Reforma emerytalna z 1999 r. sprawiła, że w takich warunkach emerytury będą niższe w stosunku do średnich zarobków. Z badań wynika, że obniżenie wieku emerytalnego dodatkowo pogorszy sytuację kobiet. To wszystko w kontekście coraz mniej stabilnych karier zawodowych. W obecnym systemie jest możliwość wypłacania emerytur niższych niż minimalne, nawet groszowych. Jeśli osoby starsze nie mają innych świadczeń z ubezpieczenia społecznego, np. rentowych, pozostanie im korzystanie z pomocy społecznej – obecnie maksymalnie 645 zł zasiłku stałego. Od 2022 r. kwota ta wzrośnie do 700 zł. Wiele osób starszych musi prowadzić bardzo oszczędny tryb życia. W Polskim Ładzie jest zwolnienie z podatku dochodowego większości emerytur. Być może więc ucieleśni się żądanie pierwszej Solidarności, żeby emerytura netto nie była niższa niż emeryckie minimum socjalne.

Przed pandemią, w 2019 r., aż 39,4% Polaków żyło poniżej minimum socjalnego. A biorąc pod uwagę, że cały 2020 r. przyniósł pogorszenie sytuacji na rynku pracy i w wynagrodzeniach, możemy się spodziewać, że i wykluczonych społecznie będzie więcej.
– Jak wzrosło ubóstwo skrajne według minimum egzystencji, tak wzrośnie sfera niedostatku, jak ją nazywa GUS. W raporcie mówimy o sferze wykluczenia społecznego, gdyż minimum socjalne ma zapewnić takie warunki, aby umożliwić reprodukcję sił życiowych, posiadanie i wychowanie potomstwa oraz utrzymanie więzi społecznych. Granica ta w 2020 r. wynosiła średnio 1266 zł w jednoosobowym gospodarstwie domowym, a przeciętne wydatki na osobę w rodzinach były wtedy nawet nieco niższe – 1210 zł. Na początku XXI w. ponad 50% populacji znajdowało się poniżej minimum socjalnego. W latach 80. XX w., w PRL, wskaźnik ten dochodził do maksymalnie 30%.

Jak to możliwe, że w PRL było 30%, a teraz jest 40%, skoro jesteśmy bogatsi, mamy sukces gospodarczy?
– Porównywanie sytuacji gospodarstw domowych w gospodarce niedoboru z ich sytuacją w gospodarce nadmiaru po kilkudziesięciu latach postępu technologicznego jest trudne. W raporcie sygnalizujemy problemy metodologiczne i sprzeczne wyniki przy stosowaniu różnych granic ubóstwa i przy porównaniach w czasie. Potrzebne są tu głębsza dyskusja i zmiany metodologii. Poziom kontrowersji politycznych wokół minimum socjalnego za rządów pierwszego PiS spowodował, że GUS przez kilka lat zaprzestał w ogóle publikowania zasięgu sfery niedostatku.

Czego pan, „badacz biedy”, najbardziej boi się pod koniec roku 2021?
– Inflacji.

Jak my wszyscy.
– Wzrost kosztów utrzymania najbardziej uderza w uboższe rodziny, szczególnie gdy utrzymują się głównie z niewaloryzowanych świadczeń. Aczkolwiek rząd zapowiada, że po drastycznych podwyżkach cen gazu i prądu będą programy ulg i rekompensat. Temat jest bardzo polityczny. Opozycja atakuje hasłem „drożyzna”, a wyborcy są zaniepokojeni perspektywą zubożenia.

Z czego obecnie wynikają tak drastyczne nierówności społeczne?
– Rozmawiamy o ubóstwie skrajnym – ono jest częścią nierówności społecznych. Druga ich strona to skrajne bogactwo. Postęp technologiczny i globalizacja spowodowały, że pojawiły się firmy globalne, których zyski są ogromne. Przenoszenie zysków do rajów podatkowych sprawia, że płacą bardzo niskie podatki. Część skrajnego bogactwa to oczywiście wynik korupcji, nepotyzmu i przestępczości gospodarczej – spójrzmy na oligarchów w Rosji i na Ukrainie.

Żeby nie kreślić obrazu samej beznadziei, podsumujmy nieco optymistycznie: jest potrzebne wsparcie finansowe, ale połączone z dobrej jakości usługami dla osób w wieku produkcyjnym.
– Tak. Samą ekspansją nieskoordynowanych świadczeń pieniężnych nie da się rozwiązać problemów społecznych. Część krytyki świadczenia 500+ polegała na tym, że środki te w dużej części mogłyby poprawić jakość i dostęp do usług opiekuńczych, edukacyjnych, zdrowotnych i innych. Moim zdaniem w programach przeciwdziałania ubóstwu i wykluczeniu trzeba stawiać na zrównoważone podejście, w którym mamy hojne, waloryzowane i dobrze zaprojektowane świadczenia pieniężne i rzeczowe, a także dobrej jakości i dostępne dla wszystkich usługi publiczne.

b.igielska@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Krzysztof Żuczkowski

Wydanie: 2021, 45/2021

Kategorie: Kraj, Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy