Polska piłka: stan i Stefan tymczasowy

Polska piłka: stan i Stefan tymczasowy

Majewski – selekcjoner na cztery mecze czy do Euro 2012?

Dwa razy Polska w piłkę nożną grała o trzecie miejsce na świecie. W 1974 r. pokonała Brazylię 1:0, a w 1982 r. Francję 3:2. Gole dla biało-czerwonych na tak wysokim szczeblu rywalizacji strzelili: Grzegorz Lato, Stefan Majewski, Andrzej Szarmach i Janusz Kupcewicz. Dziś pierwszy z tego kwartetu legend jest prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej, drugi – tymczasowym, co prawda, ale jednak selekcjonerem reprezentacji.
Wprawdzie przyjaciele Majewskiego twierdzą, że został on z tą tymczasowością wpuszczony w maliny, skazany na pożarcie, ale przy tak kontrowersyjnej osobowości, braku ostatnio dokonań i aprobaty interesujących się w Polsce piłką powinien się cieszyć, że w ogóle dostał jakąkolwiek szansę.

Lato i Piechniczek nie wizytują

Niby tylko na dwa mecze, 10 października z Czechami w Pradze i 14 października ze Słowacją w Chorzowie, ale… Po pierwsze, rywale mają o co grać i są raczej lepsi od naszej drużyny, w której trzeba posprzątać po bałaganie zostawionym przez Leo Beenhakkera. Więc nawet przy niewyraźnej grze, ale wywalczeniu jednego do trzech punktów, albo przy minimalnych lub wręcz zerowych zdobyczach punktowych, ale przy grze obiecującej i ambitnej, nikt Majewskiego na stos wysyłał nie będzie.
Po drugie, jeśli jakimś zbiegiem okoliczności uda się te mecze wygrać i awansować do strefy barażowej, Majewski na te barażowe mecze, 14 i 18 listopada, zostanie. Zresztą… do 18 listopada Majewski zajęcie ma pewne, bo nawet jeśli nasi nie zakwalifikują się do barażu, to PZPN na te dwa listopadowe terminy zakontraktował mecze z Rumunią i Chile.
Majewski selekcjonerem będzie więc co najmniej na cztery mecze, a potem się ogłosi, że na pewno do końca roku 2009. Nie mówi się też o nikim innym jako o kandydacie do objęcia kadry na dłużej, docelowo do finałów Euro 2012. Na tym m.in. polega pewna psychologiczna przewaga Majewskiego. Tym bardziej że sternicy PZPN jakby stracili zapał do poszukiwań selekcjonera na stałe. Prezes Grzegorz Lato i wiceprezes Antoni Piechniczek mieli wizytować przynajmniej kilku pretendentów, m.in. niepokornego Franciszka Smudę (obecnie Zagłębie Lubin), zamkniętego w sobie Macieja Skorżę (Wisła Kraków), niemającego ostatnio sukcesów Henryka Kasperczaka (bez klubu), tudzież w jakimś stopniu zaprzyjaźnionego Pawła Janasa (Widzew Łódź). Jednak pomysł ten schowano do szuflady, wyciszono też temat ofert napływających z zagranicy.

Przeciwieństwo Beenhakkera

„Z kim ci tak będzie źle jak ze mną”, nuciła kiedyś Kalina Jędrusik. Lato, Piechniczek i spółka powinni dziś zgodnym chórem zagrzmieć: „Z kim nam tak będzie dobrze jak ze Stefanem”. Bo Stefan jest karny, przewidywalny i zdyscyplinowany. Zupełne przeciwieństwo Beenhakkera. Przy tym znacznie tańszy i zawsze pod ręką, pod nieustanną kontrolą.
Majewski siedzi głównie w Polsce, a nie w Holandii, w ligowy weekend chętnie obejrzy z trybun nawet trzy mecze, od czasu do czasu dwa w ligach zagranicznych, dziennikarzowi odpowie może nie za błyskotliwie, nie za grzecznie, ale też nie wymijająco.
Wybrany przez niego sztab techniczny nie wzbudza entuzjazmu. Józef Młynarczyk, trener bramkarzy, to kolega Majewskiego z czasów reprezentacji, m.in. dwóch wspólnych mundiali, więc stawiany jest zarzut protekcjonizmu. Tym bardziej że „Młynarz” jako specjalista od pracy ze swymi następcami ma więcej zapisanych kart ciemnych aniżeli jasnych.
Drugim trenerem reprezentacji został… drugi trener Jagiellonii Białystok, Bartłomiej Zalewski. Kompletnie anonimowy, może według Majewskiego szkoleniowy talent na miarę Vicente Feoli czy Kazimierza Górskiego, ale… miało być ładniej niż u Beenhakkera. A właśnie wściekłość Polaków wywoływało jego „tańczenie na dwóch weselach”, i to z czasową przewagą zaangażowania w Feyenoordzie Rotterdam, w dodatku nielegalnie. Wkurzało też zezwolenie od pana Leo dla asystenta Rafała Ulatowskiego na równoległą pracę w GKS Bełchatów.

Grupa bankietowa w niełasce

Za to lista zawodników powołanych na mecze z Czechami i Słowacją zadziwia świeżością, budzi emocje, zawiera odpowiednią dawkę kontrowersji, jest ciekawa. Czyli taka, jaka być powinna.
Najwięcej emocji kumuluje się wokół czterech zawodników, którzy powołań nie dostali. Ale Artur Boruc, Michał Żewłakow, Dariusz Dudka i Jacek Krzynówek nie dość, że swą grą dla Polski na kolana ostatnio nie rzucali, to jeszcze trzej pierwsi uchodzili za rozprowadzających poza boiskiem. Boruc od sierpnia zeszłego roku był przekleństwem kadry narodowej. Jego wyczyny – wcale nie piłkarskie – skupiały na sobie więcej uwagi niż cała drużyna i jej pomysły na dobrą grę.
„Może to właśnie Stefan sprawi, że piłkarze będą przyjeżdżać na kadrę przede wszystkim z nastawieniem na dobrą grę, a nie dobrą imprezę” – te słowa (z wywiadu dla portalu futbolnet.pl) Andrzeja Iwana, który sam był zawodnikiem mocno bankietowym, chyba dobrze ujmują sedno sprawy.

Dudek? Miło, ale gdzie Kuszczak?

Masę kontrowersji pojawiło się po wręczeniu nominacji szczególnie dwóm piłkarzom – Jerzemu Dudkowi i Euzebiuszowi Smolarkowi. Pierwszy od czterech lat na arenie klubowej (Liverpool FC, Real Madryt) jest wyłącznie rezerwowym, a drugiego od pewnego czasu w ogóle żaden klub nie chce zatrudnić. Jednak śmiejąc się z Jerzego Dudka w kadrze, należy pamiętać, że on wcale nie prosi się o rolę pierwszego bramkarza, bo ta obecnie jest raczej zarezerwowana dla Wojciecha Kowalewskiego, a taki powiew Realu Madryt na zgrupowaniu kadry może świetnie wpłynąć na młodszych zawodników. No i istnieje chyba zwyczajna ciekawość, jak ten Dudek teraz wygląda, jak radzi sobie nie tylko na boisku. Co nie zmienia faktu, że można było zaprosić także Tomasza Kuszczaka, by nie tylko ocenić formę, ale i zrekompensować chamskie traktowanie przez Beenhakkera i jego holenderskich sztabowców. Zwłaszcza że Kuszczak w ostatnią środę dobrze strzegł bramki Manchester United w wygranym z VfL Wolfsburg meczu Ligi Mistrzów!
Co do Smolarka, można Majewskiemu zarzucać kolesiostwo, bo z tatą Ebiego, Włodzimierzem, grał w piłkę, m.in. na mistrzostwach świata, i to jest przejaw prywaty. Z drugiej jednak strony Ebi to nawet bez przynależności klubowej niezły „grajek”, pozytywnie nieobliczalny, a promowanie go poprzez kadrę, by mógł łatwiej znaleźć pracodawcę, można uznać za przejaw dalekowzroczności. Bo jeśli w końcu znajdzie klub, będzie grał coraz lepiej, więc skorzysta na tym i reprezentacja.

„Drewniak” i „łobuziakowaty”

Wątek Ebiego jest istotny, ale na razie stracił aktualność, gdyż Smolarek będący w szerokiej kadrze (26 nazwisk) do wąskiej, 22-osobowej, już się nie załapał.
Z innych rubryk listy Majewskiego intrygują powroty odrzucanych przez Beenhakkera: Arkadiusza Głowackiego, Macieja Iwańskiego, Sławomira Peszki, a szczególnie Ireneusza Jelenia. Wyrwanie temu ostatniemu kilku lat z reprezentacyjnej biografii, niezależnie od prześladujących go dolegliwości, to skandal, a może nawet sabotaż. Dla przeciwwagi – Majewski nie byłby sobą, gdyby nie zdenerwował powołaniem swego faworyta z czasów prowadzenia Cracovii, Piotra Polczaka, choć komentarz „drewniak” w przypadku tego obrońcy należy do delikatniejszych.
Mariusz Lewandowski jest swego rodzaju łącznikiem między starszyzną kadry Beenhakkera i kadrą Pawła Janasa w ogóle a obecnym placem budowy. Dostał szansę „łobuziakowaty” Kamil Grosicki, co niektórzy przyjęli z oburzeniem, osobiście jednak nie widzę powodów do złoszczenia się. Raczej widziałbym jeszcze jego rówieśnika z kadry młodzieżowej, Patryka Małeckiego. Reszta kadry w normie, dyskusyjnych pozycji nie może być zbyt wiele.

Kłębowisko sprzeczności

Jest zatem sztab, jest kadra, no a jaki jest Stefan Majewski? Ma w sobie tyle sprzeczności, że przy jednym spojrzeniu – kryształ, a przy drugim – co najmniej dziwak.
Rozluźniony w gronie prywatnym, sztywnieje na forum publicznym. Koleguje się zarówno z Grzegorzem Latą, jak i ze Zbigniewem Bońkiem, chociaż to jedni z największych antagonistów w najnowszych dziejach RP. Mało utalentowany piłkarz, który jednak katorżniczą wprost pracą, ambicją, determinacją i samozaparciem doszedł do statusu zawodnika trzeciej w roku 1982 drużyny świata, zresztą przyczyniając się do tego sukcesu. To wiele mówi o człowieku, ale o ile na mundialu w 1982 r. zasłużenie należał u trenera Piechniczka do pierwszej jedenastki, o tyle cały wyjazd Majewskiego na mundial cztery lata później i znowu miejsce w zasadniczym składzie, także pod wodzą Piechniczka, do dziś wywołuje wątpliwości, zastrzeżenia i podejrzenia.
Już jako trener nasz „tymczasowy” potrafił sobie wśród podopiecznych narobić zapamiętałych wrogów, takich jak choćby bramkarz Grzegorz Szamotulski w Amice Wronki. Kiedy niedawno Przemysław Kulig, obecnie obrońca Górnika Zabrze, na łamach prasy opowiadał, jaki to Majewski był w Cracovii dobry dla zawodników, rychło okazało się, że Kulig z Cracovii musiał odejść dlatego, że robił za „ucho” trenera.
Majewski z okresu pracy w Amice chwali się dwoma triumfami w Pucharze Polski oraz tym, że z tego klubu przegonił Ryszarda F., pseudonim „Fryzjer”, mocno uwikłanego w aferę korupcyjną. Pamiętliwi jednak ripostują, że pierwszy z tych pucharowych triumfów, z roku 1999, to zasługa raczej nie piłkarzy i ich coacha, lecz „organizacyjnych” talentów właśnie Ryszarda F.
Z Widzewem Łódź jako szkoleniowiec pan Stefan awansował do ekstraklasy, ale sezon wcześniej jeden z klubowych bossów, Wojciech Sz., bynajmniej nie za darmo wyreżyserował wyniki kilkunastu meczów! W Cracovii Majewski zostawił ziemię spaloną do tego stopnia, że jego następca nie dał rady tego poprawić i przed spadkiem z ekstraklasy drużynę uchroniła dopiero kuluarowa decyzja PZPN o zdegradowaniu innego klubu, czyli ŁKS.

Może mu to przeznaczone?

No i to jest cały Stefan. Sztywny, nazbyt zasadniczy, przez przywiązywanie za dużej wagi do drobiazgów gubiący skalę makro. Z wrodzonym drylem, który rozwinął dzięki niemal dwóm dekadom spędzonym w Niemczech. Najpierw na kontrakcie zawodniczym, potem trenerskim, na koniec w szkole dla chcących nauczać gry w piłkę nożną.
„Ale zobaczymy, a nuż akurat okaże się, że Majewskiemu kadra jest przeznaczona?! Na co dzień może być trudny do wytrzymania, bo strasznie dużo wymaga, ale jako trener, z którym zawodnik widzi się raz na dwa miesiące, może być zupełnie inny”, to jeszcze jeden cytat z Andrzeja Iwana, obecnie eksperta telewizyjnego, w 1982 r. kolegi Majewskiego z kadry na medalowe dla Polski mistrzostwa świata.
I jeszcze ja, ku pokrzepieniu kibicowskich serc. Kazimierz Górski i Antoni Piechniczek, dwaj najlepsi selekcjonerzy biało-czerwonych, swoje wielkie misje zaczynali z kartami sukcesów, przy których dorobek Stefana Majewskiego to jest kosmos…

Wydanie: 2009, 40/2009

Kategorie: Sport

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy