Powidoki Strzemińskiego

Powidoki Strzemińskiego

Powidoki fot. Anna Wloch / AKSON STUDIO

Ostatni film Andrzeja Wajdy przypomniał sylwetkę wybitnego artysty, ale wiele faktów pominął Film „Powidoki” Andrzeja Wajdy przypomniał Władysława Strzemińskiego, jednego z najważniejszych artystów polskich XX w. Pokazał go jednak zaledwie na dwa lata przed śmiercią i w konflikcie z władzą komunistyczną. A przecież życiorys malarza i jego żony Katarzyny Kobro oferuje znacznie więcej. To jeszcze jeden zapomniany, a tak bardzo polski los. Katia Kobro ma 18 lat i pielęgnuje w moskiewskim szpitalu rannych żołnierzy, którzy trafiają tu z frontów I wojny. Dyktują jej listy do rodzin, dopytują, czy z tego wyjdą. Ze stanu krytycznego ledwo wykaraskał się Władysław, inżynier saperów polskiego pochodzenia. Amputowali mu prawą nogę do wysokości uda i lewe przedramię. Jako tako widzi tylko na lewe oko. Protezy nie toleruje – noga, której już nie ma, ciągle go boli. Pozostają szczudła. Żeby całe to kalectwo przez nieprzyjacielski ostrzał, ale nie – żołnierz z jego oddziału upuścił odbezpieczony granat. I Władysław, który skończył inżynierię wojskową, do armii już nie wróci. Wojskowy Order Świętego Męczennika Jerzego ze złotą szpadą – jedno z najwyższych odznaczeń w armii, przyznane nie wiadomo za co i na odchodne – może pokazywać wnukom. Tymczasem mijają dwa lata od feralnego wybuchu i w Moskwie zaczyna być równie groźnie jak na froncie. Do drożyzny i głodu dołączają stutysięczne strajki robotników, a stosunkowo niewielka partia bolszewików z jej przywódcą Włodzimierzem I. Leninem niespodziewanie rośnie w siłę. Koniec sztuki dla burżuja Katia, która, gdyby nie rewolucja, zostałaby dentystką, jak chciała rodzina, teraz szkicuje i chłonie obrazy kupowane w Paryżu przez moskiewskiego kupca Siergieja Szczukina, który akurat jest zakochany w mało znanym malarzu hiszpańskim o nazwisku Picasso. Rewolucja za oknami wydaje się sprzyjać rewolucji w sztuce. Futuryści, jak Kazimierz Malewicz, ogłaszają koniec sztuki dla burżujów, która słodkimi widoczkami poprawiała tym krwiopijcom samopoczucie. Malewicz łamie kanony, malując biały kwadrat na białym tle (1918), a Majakowski burzy wersyfikację swoim „wierszem schodkowym”, że tylko czytać go z wiecowej trybuny. Katarzyna studiuje sztukę na uczelni, która nazywa się teraz Państwowa Wolna Pracownia Artystyczna. Nowy ustrój wymaga nowej sztuki. Katia zaczyna rzeźbić – ale nie figurynki z drewna czy żeliwa. Łączy korek ze szkłem, metal z drewnem. Rzeźba niczego nie przedstawia, niczego nie odtwarza – po prostu wchodzi w interesujące interakcje z otoczeniem. To zwraca uwagę Władysława Strzemińskiego – teraz również studenta sztuki i bolszewika entuzjasty. Jemu właśnie powierzają dekorowanie Mińska na pierwszą rocznicę powstania Armii Czerwonej. Roboty jest w bród – wszak armia Piłsudskiego wdziera się aż na linię Dniestru, a to wymaga propagandowego odporu. Katii i Władysławowi oczy kleją się ze zmęczenia, ale projektują: plakaty, ulotki, nawet kartki żywnościowe. Ślub w maju 1920 r. biorą jakby mimochodem, po godzinach. Starszy o 15 lat Kazimierz Malewicz, który głosi teraz suprematyzm, czyli uprawianie sztuki jako systemu znaków, jest dla nich wyrocznią i bogiem. Pracują jak w gorączce i nie bardzo do nich dociera, że robotnik ze Smoleńska, gdzie osiedli, znacznie chętniej powiesiłby na ścianie pogodny obrazek niż ich „pikasy”. Doskonale jednak rozumie to Lenin i krok po kroku redukuje całe awangardowe rozbuchanie. Majakowskiego radzi wydawać w nakładzie najwyżej 1,5 tys. egzemplarzy – „dla dziwaków”. Miną trzy lata i po abstrakcjonistach czy surrealistach będzie pozamiatane. Marc Chagall wyjedzie do Paryża, Wassily Kandinsky do Berlina. Strzemiński i Kobro nawet nie wyjeżdżają – oni zwiewają na Zachód przez lasy, chaszcze i bagna. Tobołek dźwiga Katarzyna, Władysław o kulach z trudem za nią nadąża. Ledwie przekraczają granicę z Polską, z miejsca zostają aresztowani jako szpiedzy Kominternu. Katarzyna w ogóle nie mówi po polsku! A wówczas, jak ktoś w Polsce na ulicy mówił po rosyjsku, przechodnie pluli mu pod nogi. Wileńska rodzina Władysława, u której się zatrzymują, traktuje jego rosyjską żonę jak służącą. I przestrzega, żeby nie ważyła się zajść w ciążę – Władysław nie będzie niańczył ruskich bękartów, ma do wypełnienia poważną misję w wysokich regionach sztuki. Choć na razie zaczyna skromnie – projektuje dworzec kolejowy dla Gdyni. Ale już w 1924 r. Strzemiński z kolegami artystami z ugrupowania Blok (kubiści, suprematyści i konstruktywiści) pokazuje swoje prace

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 45/2016

Kategorie: Kultura