Powrót z jutrzejszej nocy

Z wielkiej miłości wyleczy cię małe uczucie, w sam raz pasujące do twojego życia Pękaty portfel. Bez otwierania mogła określić jego zawartość. Karty kredytowe, trochę setek, na wszelki wypadek. Zdjęcia wychuchanych dzieci, stare rachunki. Portfel leżał koło jej fotela. Nikt z klientów nie mógł go widzieć. Podniesie i schowa. Nogą zaczęła popychać portfel w swoją stronę, ale zniecierpliwione ruchy pulchnej brunetki spowodowały, że zaczęła szybciej przestawiać jej paczki. Aneta była kasjerką w hipermarkecie. Jedną z najlepszych, bo znakomicie opanowała sztukę szybkiego przesuwania stosów zakupów. Uśmiech, żadnych reklamacji. Więc teraz nie może pozwolić sobie na zarzut, że szuka czegoś pod kasą, zamiast zająć się klientką. Ale wreszcie udało jej się ukryć portfel. Pamiętała mężczyznę, który go zostawił. Nie, nie chciała go okraść. Chciała go zobaczyć raz jeszcze. Kupił tylko parę puszek piwa i jakieś słodycze. Popatrzył na nią, machnął torbą i poszedł. Pewnie wtedy portfel wpadł pod kasę. Zdziwiony uśmiech pozwalał Anecie bez problemu przejść przez ręce kontrolerów, którzy mieli sprawdzić, czy nie ukradła pasty do zębów albo kremu. Uśmiechała się do nich codziennie, więc i dzisiaj próbowali ją poklepać. Wywinęła się, a oni łapczywie oglądali jej nogi. Wszystko było tak, jak sobie wyobraziła. Karty, pieniądze, nawet zdjęcia dzieci. I wetknięte prawo jazdy, z którego dowiedziała się, że mieszkał w jakimś ekskluzywnym osiedlu, które co rano reklamowano w radiu jako najlepszy posag dla córki. Ale w portfelu było coś jeszcze. Krótkie karteczki od jakieś Izy. Daty spotkań i sugestywne zdanka o oczekiwanym seksie. – Jeśli ma dzieci, to pewnie ma żonę – tłumaczyła Magdzie, z którą mieszkały w miniaturowym pokoiku “przy staruszce”. – Jakby był rozwiedziony, to by z tą kobietą nie prowadził takiej nerwowej korespondencji – przyznała Magda. – I co z tym zrobisz? – Pójdę do niego – odpowiedziała bez wahania. Bardzo małe wyznania Domofon zniekształcał kobiecy głos. No, na pewno nie ma na imię Iza – pomyślała. Żona, wysoka brunetka owinięta w szlafrok, co oznaczało, że w środku dnia nic nie miała do roboty, uważnie oglądała portfel. Aneta próbowała zajrzeć do środka mieszkania. W pokoju wszystko lśniło szaro-biało. – No to ile? – zapytała brunetka. – Tylko najpierw odpowiedz, czy to wszystko. Bo jak czegoś brakuje, nie dostaniesz ani grosza. Aneta oderwała wzrok od sypialni. – Gdybym chciała coś ukraść, nigdy bym do pani nie przyszła – odpowiedziała. – Nie. Nic nie brakuje. Jestem kasjerką. Muszę być uczciwa. Pomyślała o listach od Izy, które leżały w szufladzie jej nocnej szafki. Kobieta się uśmiechnęła. – Proste i logiczne – chciała zakończyć rozmowę. – Sto złotych chyba wystarczy? – z ociąganiem podała Anecie banknot. – A co właściwie mój mąż kupował? – Nie pamiętam – odpowiedziała bez wahania. – Ja tylko przesuwam, przesuwam, odliczam, nie kojarzę. Kobieta się roześmiała: – Dziwne, on nienawidzi supermarketów. Co go tam zaniosło? No, ale najważniejsze, że portfel się znalazł – zatrzasnęła jej drzwi przed nosem. Przyszedł następnego dnia. Stał bezradny, przyglądał się rzędowi kas. Wreszcie wyłowił Anetę. Był wściekły. – Ile? – zapytał. – Jestem zajęta, jak się pomylę, to stracę pracę. Proszę przyjść o dziesiątej pod wejście dla personelu. To z drugiej strony budynku. Przyglądał jej się uważnie. – Ostra jesteś – powiedział. – Miałem pecha, ale chyba nie wydasz mnie przed żoną? – starał się być miły. Milczała. Co za głupota. Pilnował się, pamiętał, żeby kasować sms-y, a zapomniał o kartkach. Aneta przeczytała te liściki kilkadziesiąt razy. Bez sensu. Żona z tą przepastną sypialnią, kochanka wypisująca nerwowe karteczki. Rzeczywiście, w tym wszystkim brakuje tylko kasjerki z supermarketu. Pomachała strażnikom. Jeden z nich spędził z nią parę nocy. Tak jakoś, przymierzali się do sylwestra, ale nie było w nich przekonania do miłości. Teraz Aneta pomyślała, że to właściwy mężczyzna dla niej. Nie ma co. Trzeba przestać kochać się w aktorach i uśmiechniętych klientach. Podeszła do nieznajomego. Był przestraszony. Kartki położyła na masce samochodu. Zimny wiatr rozrzucił je w rozmiękły śnieg. Zaczął je zbierać. Kiedy się podniósł, jej już nie było. Pusta niedziela Spotkała go przypadkowo. Po paru wieczorach ze strażnikiem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2001, 2001

Kategorie: Przegląd poleca