Powtórka z białej plamy

Powtórka z białej plamy

W polskiej muzyce najbardziej brakuje mi dobrych literacko tekstów. Pod tym względem jest naprawdę źle Z Krzysztofem „Grabażem” Grabowskim rozmawia Przemysław Szubartowicz – Czego poszukujesz w przeszłości? – Dobrych momentów. W pewnym wieku człowiek robi się bardziej sentymentalny i zaczyna zdawać sobie sprawę, że częściej niż kiedyś myśli o przeszłości. Pierwszym symptomem tego, że i mnie dopadło, był utwór „Piła tango” sprzed kilku lat, w którym zmierzyłem się ze wspomnieniami z dzieciństwa i wczesnej młodości w Pile. Podobnie było w przypadku dwóch ostatnich projektów, czyli płyty „Autor” z twórczością Jacka Kaczmarskiego oraz najnowszego albumu „Zakazane piosenki” z utworami nurtu alternatywnego lat 80. Myślę, że mój sentymentalizm bierze się też ze świadomości, że już nigdy nie będę taki jak kiedyś. – Ale to chyba dotyczy każdego, dla kogo muzyka jest ważna, że zostaje w nim to, czego słuchał, gdy był nastolatkiem. – Nie zawsze tak jest. Zanim zacząłem słuchać wykonawców, których utwory znalazły się na „Zakazanych piosenkach”, słuchałem na przykład rocka progresywnego. Dziś mam 43 lata, ani się obejrzę, jak stuknie mi pięćdziesiątka, a nie odczuwam żadnej tęsknoty za Deep Purple czy Emerson, Lake and Palmer. Natomiast muzyka, jaką przypominam na „Zakazanych piosenkach”, ukształtowała mnie, zmieniła mój sposób myślenia o świecie. W latach 80. byłem klasycznym nastolatkiem z małego miasta, który kontakt ze światem miał dzięki „Liście przebojów” Marka Niedźwieckiego, ale zaczął w kulturze szukać rzeczy nieoczywistych i trudno dostępnych, ba, znalazł w sobie pasję oraz umiejętność takich poszukiwań. – Tak trafiałeś na Bikini, Holy Toy, Kryzys, Siekierę, Rejestrację, Variete czy WC… – I za każdym razem czułem ciarki na plecach, bo w tamtej rzeczywistości były to zjawiska niecodzienne, nowe, o których większość młodych ludzi nie miała pojęcia, ponieważ funkcjonowały poza oficjalnym obiegiem, w podziemiu. Oni śpiewali o tym, o czym ludzie bali się myśleć albo nie wiedzieli, jak to wyrazić. Dla mnie były to przełomowe odkrycia. – Są tu utwory zespołów z kręgu zimnej fali, jak i punk rocka. To ta sama generacja, ale inne emocje. – Myślę, że inne były tylko środki stylistyczne, formalne, natomiast wspólnym mianownikiem tych kapel był off, kontra do legalnego obiegu. W pierwszej połowie lat 80. łączyła je niewidzialna nić jedności, wszyscy byli w jednej szajce. To był główny klucz, którym kierowałem się przy konstruowaniu „Zakazanych piosenek”. Chciałem stworzyć w miarę spójną całość, która stałaby się moją opowieścią o tamtych czasach. Kiedy „Solidarność” była na łopatkach, a komuna rządziła niepodzielnie, uczestniczenie w takim obiegu kulturowym dawało pewne ramy swobody, niszę, w której można było się poruszać i realizować siebie. To był czas, kiedy także ja dojrzewałem do decyzji, by założyć kapelę i grać. – A nie szukałeś związków tych piosenek ze współczesnością, jakiegoś pomostu? – Nie trzeba było szukać, ponieważ taki pomost istnieje. Większość tych utworów nie straciła na aktualności, a niektóre nawet zyskały. Mają tę zaletę, jak zresztą każda dobra piosenka, że są uniwersalne, niezależnie od czasów, w jakich powstają. – „Pokolenie konformistów” z piosenki WC wiecznie żywe? – Masz wątpliwości? Albo „Fabryka” Dezertera, utwór, który już wówczas, w latach 80., traktowany był jako pastisz, a opowiadał o pracy w wielkim kombinacie socjalistycznym. Tymczasem niedawno odwiedziłem kilka współczesnych korporacji multimedialnych i one nie różnią się od fabryki, jaką pokazał w „Dzisiejszych czasach” Charlie Chaplin. W każdej z tych piosenek można odnaleźć wiele podobnych analogii. Różnica jest taka, że tamte piosenki powstały niezależnie od różnych menedżerów czy wizjonerów z korporacji płytowych, którzy próbowaliby odgórnie na nie wpływać czy nimi sterować. Tamta kultura, choć była narażona na kontakt z polityczną cenzurą, miała swoją wewnętrzną autonomię. – A to nie jest tak, że sięgasz do przeszłości, bierzesz się za Kaczmarskiego i lata 80., bo współczesność szwankuje? Może brakuje ci inspiracji, by pisać własne utwory? – To, że Strachy Na Lachy pod rząd nagrały dwie płyty z nie swoimi piosenkami, było kwestią przypadku. O Kaczmarskim myślałem już w 2005 r., chciałem wtedy odpocząć od tego, co sam robię, złapać dystans. Gdy zaczęliśmy realizować ten projekt, już pojawił się pomysł „Zakazanych piosenek”. A ponieważ jesteśmy w stanie zrobić jedną

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 46/2008

Kategorie: Kultura