Prawdziwie być

Prawdziwie być

Staram się moje usługi dla ludności wykonywać najrzetelniej i z największym talentem, jaki mogę z siebie wykrzesać Grażyna Barszczewska – aktorka teatralna i filmowa Kiedy rozmawialiśmy parę lat temu, wspomniała pani, że z myślą o jubileuszu szykuje niespodziankę. Okazało się, że to „Niezatańczone tango”, oparte na prozie Wiesława Myśliwskiego, które jest pokazywane teraz z sukcesem na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego. – Zakiełkował wtedy w mojej głowie śmiały zamiar, żeby z kilku powieści autora „Traktatu o łuskaniu fasoli” wybrać wątek matki, polskiej wszech matki, i przysposobić go na scenę. Dostałam na to przyzwolenie pisarza. Znam całą prozę Myśliwskiego, a pisząc scenariusz, kilka powieści, z których kleiłam „Niezatańczone tango”, czytałam po raz drugi i trzeci, za każdym razem z wielką przyjemnością, odnajdując nowe smaki języka, głęboką prawdę o człowieku. I tak szczęśliwie udało mi się utkać postać Matki, że na premierze autor nie znalazł żadnego fałszu w jej narracji, a słuch Myśliwski ma niezawodny. To dla mnie wielki komplement i… ulga, bo najbardziej bałam się właśnie opinii autora. Jest więc Matka, jest Syn, jest tango – ważny bohater tego przedstawienia. To także mój hołd dla mojej mamy i dla tych dzielnych kobiet, które objuczone siatkami pędzą do domu. Każda z nas ma coś z postaci matki z powieści Myśliwskiego. Po spektaklu widzowie mówią: „Ta matka jest zupełnie tak jak moja”. Utożsamiają ją z najbliższą osobą? – Bo Matka pracowita, gadatliwa, uparta, zabawna, mądra jest zwyczajna, swojska. To kobieta, która musi sobie radzić w każdych warunkach, taka „wilczyca rodziny”. Będzie zażarcie walczyć o dom, o bezpieczeństwo bliskich. Zostanie sama na placu boju po śmierci męża. Najpierw walczy o jego zdrowie, potem o edukację syna, o byt, żeby przetrwać, żeby się nie dać. Wiesław Myśliwski twierdzi, że mowa jest największą wartością. Z niej czerpie. Jak pisał Norwid: „Słowa nas sądzą”. – Czytelnicy, widzowie przyjmują te słowa jako własne, bo czują w nich ogromną prawdę. To literatura z najwyższej półki, toteż pomyślałam, że Teatr Polski, którego jestem aktorką od wielu lat, jest jej najwłaściwszym adresem. Rozumiem fascynacje czytelnicze, ale czy miała pani wcześniej zawodowy kontakt z tekstami Myśliwskiego? – Grałam w radiowych adaptacjach prozy Wiesława Myśliwskiego w Teatrze Polskiego Radia, z którym jestem związana od wielu lat, właściwie od czasu studiów. Tam zawsze jest szansa dotknięcia czegoś istotnego. Radio to pani żywioł, jeden z wielu, bo jest ich sporo… Wśród nich kabaret, z którym ma pani nową przygodę: Pożar w Burdelu i pani Katarzyna Kobro w tym spektaklu. – To rodzaj groteski, odważnego żartu. Aktorzy, ja także, chętnie przyjmują propozycje „daleko od siebie”, żeby zaszaleć w zupełnie innym, niespodziewanym dla widzów wcieleniu. Zażartowałam w rozmowie z reżyserem „Ucieczki z kina polskość” Michałem Walczakiem, że zaprosił mnie do burdelu dość późno, ale lepiej późno niż później… Kiedyś trzeba zacząć. – Przyzna pan, że debiutować w „tej instytucji” przy okazji 70. rocznicy urodzin jest dość ryzykowne, ale lubię „odjechać” z młodymi, utalentowanymi artystami, z ich entuzjazmem, inteligentną zabawą, którą proponują Łubieński i Walczak. I nie ma żadnego zgrzytu między stałymi „burdelowcami” a szacowną, jak piszą niektórzy, ponad stuletnią sceną przy Karasia. A jeśli mówimy o kabarecie, wprawdzie trochę innym, literackim, to przecież ma pani doświadczenia zdobyte w Kabarecie Dudek. – Miałam szczęście zaistnieć w tej kabaretowej rodzinie z takimi postaciami, że pozazdrościć! Nasze występy w kawiarni Nowy Świat, nasze podróże z Dziewońskim, Gołasem, Kowalewskim, Michnikowskim, Młynarskim, Wawrzeckim, Zawadzką – to były i piękne, i ważne spotkania. Potem w teatrze Ateneum, za dyrekcji Gustawa Holoubka, zrobiłam także kabaretowy one woman show zatytułowany „Kobieta…” z tekstami i piosenkami Tuwima, Hemara, Boya i Słonimskiego. Właściwie rodzajem kabaretu są także „Sceny niemalże małżeńskie Stefanii Grodzieńskiej”… …które z wielkim powodzeniem, także w Ateneum, gra pani już siódmy rok! Kabaret kusił więc i kusi panią od dawna. – Uśmiech, poczucie humoru – to ważna przyprawa w życiu i w sztuce. Ale jest też sporo szkodników dobrej rozrywki, wciskających w mediach prostackie żarty, chamstwo, bezguście. Programy rozrywkowe, niektóre – pożal się Boże – amatorskie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 31/2017

Kategorie: Kultura