Prawo dla zwykłego człowieka – rozmowa z dr Ireneuszem Kamińskim
Tworzymy reguły, które zdają się w adekwatny sposób opisywać, co może się stać, a potem życie płata nam figle i nie wiadomo, co robić Z dr Ireneuszem Kamińskim rozmawia Tomasz Borejza Zajmuje się pan porównywaniem systemów prawnych. Zacznijmy zatem od ustalenia punktu odniesienia. Gdzie w tym kontekście jest miejsce Polski? – Po pierwsze, jesteśmy oczywiście krajem prawa pisanego, a nie sędziowskiego. Tworzymy reguły o charakterze generalnym, które są punktem wyjścia do analizy poszczególnych sytuacji. Po drugie, należymy do kręgu prawa europejskiego, które mimo że jest bardzo zróżnicowane, bo przecież w tym jednym pojęciu mieszczą się Brytyjczycy, Francuzi i Niemcy, ma wspólne fundamenty. Podział władz. Niezależność sądownictwa. Przestrzeganie praw człowieka. Rządy prawa. Dziś wszystko, co pan wymienił, wydaje się oczywistością. Jednak nie zawsze tak było i nie wszędzie tak jest. Kodyfikacje to raczej krótka opowieść? – Zgadza się. Wbrew powszechnym wyobrażeniom to zaledwie 200 lat. Pierwszym nowoczesnym, całościowym, dobrym ujęciem prawa był Kodeks Napoleona. Wcześniej – jeżeli w ogóle – raczej spisywano tysiące reguł wynikających z tradycji i nie poddawano ich krytycznej analizie. Jakie są zalety systemu prawa pisanego, a jakie wady? – Najważniejszym atutem jest przewidywalność, jasno określone reguły gry prawniczej. Z drugiej strony nie da się całej skomplikowanej rzeczywistości zawrzeć w przepisach. Tworzymy reguły, które zdają się w adekwatny sposób opisywać, co może się stać, a później świat płata nam figle i nie wiadomo, co robić. Dobry przykład można odnaleźć w systemie niemieckim, który jest zbudowany niezwykle precyzyjnie, szczegółowo. Gdy czyta się niemiecki kodeks cywilny, wygląda on wspaniale. Podziały są jasne. Wszystko wynika z siebie w logiczny i spójny sposób. Nie ma tam miejsca na brak ścisłości. Jest jednak pewne ale. Choćby takie, że przy kodyfikacji nie przewidziano czegoś takiego jak inflacja pieniądza. To był ogromny problem po I wojnie światowej. Trzeba było szukać rozwiązań pozwalających na modyfikację systemu, jego trwałe zmiany. Tak, by brał pod uwagę zmieniającą się rzeczywistość. Znajomość prawa to znajomość orzecznictwa. Próba przewidzenia wszelkich możliwych sytuacji musi usztywniać system. Orzekający porusza się we wcześniej określonych ramach. Jednak to tylko jedno z możliwych rozwiązań, drugie widać w tradycji prawa sędziowskiego. – To nie jest taki prosty podział. Wcale nie trzeba wychodzić z naszej tradycji, by zauważyć, że tak zapisane reguły nie wystarczają, nie stanowią całości systemu. Przecież by znać prawo, nie wystarczy znajomość reguł. Ważne jest także orzecznictwo, które niejednokrotnie potrafi zaskoczyć. Spójrzmy na jedną z reguł Kodeksu Napoleona, która mówi, że „błąd co do osoby” może spowodować stwierdzenie nieważności małżeństwa. Na pierwszy rzut oka jest to zrozumiałe… ? – No właśnie, bo co to tak naprawdę znaczy? Można założyć, że jedna z osób nie wiedziała, z kim zawiera związek małżeński. Chodzi jednak o bardziej skomplikowane sytuacje. Np. takie, gdy jedna z osób jest znacznie starsza, niż twierdziła. W przeszłości z orzecznictwa wynikało także, że taki błąd ma miejsce, gdy poślubiana osoba nie jest dziewicą. Dziś jest inaczej, chociaż redakcja przepisu nie zmieniła się. A i tu są pewne niejasności, bo to „stare” rozumienie zostało zupełnie niedawno ponownie użyte. Sąd wrócił do niego, gdy orzekał w sprawie muzułmanina, którego żona nie była dziewicą. Równość wobec prawa najważniejsza Uznano, że w kulturze islamskiej jest to na tyle ważne, by dawna interpretacja wciąż miała uzasadnienie? – Owszem. I w pierwszej instancji związek małżeński został unieważniony. Wywołało to oczywiście ogromną burzę, bo okazało się, że nie ma jednego standardu, a przecież wszyscy wobec prawa powinni być równi. Dlatego sąd apelacyjny uchylił wyrok. Uznano, że równość wobec prawa jest najważniejsza. n Wciąż jednak orzecznictwo doprecyzowuje reguły kodeksowe, prawo pisane. Inaczej jest w krajach anglosaskich, gdzie tworzy je sędzia. Polacy z pewnością najlepiej znają – za sprawą licznych kryminałów sądowych – system amerykański. U nas problemem jest nieprzewidywalność życia, a czy tam nie jest tak, że gdy każdy tworzy prawo, powstaje bałagan? Nie. Przecież nie chodzi o kaprysy sędziów. Werdykt ma w adekwatny i racjonalny sposób – odnosząc się do społecznych kategorii ocennych – rozwiązywać problem. Orzecznictwo jest uporządkowane, a jego podstawą jest racjonalność.









