Prawo do śmierci?

Prawo do śmierci?

Czas jakiś temu z okazji „sporu o konstytucję” wypowiadano się prawie wyłącznie na temat aborcji. Byłam i pozostaję zwolenniczką liberalizmu w tej mierze, i to nie tylko z racji „prawa kobiety do własnego brzucha”. Także ze względu na dobro dziecka. Wiadomo, jak tragiczny bywa los dzieci niechcianych. Już stan psychiczny matki rzutuje na kondycję „poczętego” w jej łonie, a cóż dopiero na jego sytuację po wymuszonym wydaniu na świat. Nie mam tu na myśli tylko tak skrajnych przypadków jak dzieciobójstwo. Czym jest chwila unicestwienia nieświadomego embrionu we wczesnej fazie w porównaniu choćby z dolą sierot społecznych. Nie na darmo rekrutuje się spośród nich wiele jednostek – nie ze swojej winy – nieprzystosowanych do społeczeństwa. Poruszyły mnie „Rozmowy w toku” (TVN) poświęcone aborcji – program wyjątkowo obiektywny i wszechstronny. Wzięła w nim udział m.in. matka, która właśnie w trosce o dziecko podjęła trudną dla niej decyzję przerwania ciąży: badania prenatalne wykazały, że dziecko byłoby ciężko upośledzone i niezdolne do dłuższego życia. Tak więc aborcja bywa metodą na zminimalizowanie cierpień. Jeszcze bardziej drażliwą sprawą jest eutanazja, w praktyce dziś u nas przemilczana. Z różnych powodów. Także dlatego, że słowo to może się kojarzyć – zwłaszcza starszym – ze zbrodniczymi poczynaniami nazistów. Nie miały one jednak

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2007, 33/2007

Kategorie: Opinie