Próba sumień

Próba sumień

Religijności nie sprzyja ani skrajna nędza, ani wyrafinowane bogactwo

Rozmowa z ks. prof. Januszem Mariańskim

Ks. prof. Janusz Mariański, socjolog, autor ponad 20 książek z dziedziny socjologii religii i ponad 400 artykułów. Wśród publikacji książkowych m.in. „Struktury grzechu w ocenie społecznego nauczania Kościoła”, „Etos pracy bezrobotnych”, „Religijność w procesie przemian”. Kierownik Katedry Socjologii Moralności Wydziału Nauk Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

– Jeden z wniosków dzieła powstałego z księdza udziałem, a zatytułowanego „Kościół i religijność Polaków 1945-1999” (wydawca: Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego SAC) brzmi: „Dzisiaj, podobnie jak w okresie dyktatury ateistycznej, działalność Kościoła w życiu społecznym budzi sprzeciw pewnych środowisk opiniotwórczych”. Publikowane w książce sondaże mówią również o spadku popularności Kościoła, jego autorytetu w kwestiach politycznych.
– Powiedzmy sobie jedno na wstępie: Kościół nie jest gwiazdą filmową, która ma się wyłącznie podobać. Ponadto z socjologicznego punktu widzenia, fluktuacja społecznego zaufania do Kościoła może być pozytywnym czynnikiem, chroniącym go przed triumfalizmem i samozadowoleniem. Zakrawałoby na swoisty cud socjologiczny, gdyby autorytet polityczny Kościoła nie zmniejszył się w trakcie przechodzenia od społeczeństwa kierowanego totalitarnie do społeczeństwa demokratycznego. W toku tej transformacji wszystkie autorytety ulegają przewartościowaniu.
– Czy autorytet polityczny pozostaje nadal właściwym miernikiem pozycji Kościoła w społeczeństwie?
– Kościół, który miał swój wkład w wydarzenia, jakie doprowadziły do historycznych zmian w Europie Środkowej w 1989 r., przechodzi teraz próbę własnego uwiarygodnienia w sytuacji społeczeństwa demokratycznego. Realizując swą troskę o człowieka i o solidarne społeczeństwo w ramach misji ewangelizacyjnej, będzie oczywiście posądzany o mieszanie się do polityki lub nawet bywa w nią ubocznie wmieszany.
– Liberałowie formułują zarzut, że Kościół swym nauczaniem nie zachęca do podejmowania przez ludzi odważnych wyzwań życiowych, sprzyja po cichu postawom roszczeniowym i nie pomaga krajowi w szybkim dostosowaniu się do tempa koniecznych przeobrażeń.
– Myślę, że jest odwrotnie: Kościół, akceptując pluralizm, dialog, tolerancję i pokój społeczny, odgrywa ważną rolę w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. Co zaś dotyczy rzekomo negatywnego wpływu Kościoła i religijności na postawy w pracy, na sposób robienia „kariery”, jest on, niestety, znacznie mniejszy, niż można by sobie tego życzyć. Tylko 4,8% dorosłych Polaków uznało za silny wpływ przekonań religijnych na działalność zawodową. Co więcej, badania socjologiczne od lat ukazują postępujący proces funkcjonalizacji stosunków międzyludzkich, zobojętnienia na los i potrzeby innych, zanik głębszych więzi emocjonalnych z otoczeniem.
– Możemy jednak chyba mówić o zachodzącej obecnie w społeczeństwie pewnej polaryzacji postaw wobec nauczania Kościoła w kwestiach społecznych i moralnych.
– Istotnie, w latach 90. nastąpił pewien proces, który ja nazywam „konsientyzacją”, czyli określonym wyborem pewnego stanowiska w sprawach moralnych. Religijność – w ujęciu socjologicznym – zmienia się nieustannie. Zmienia się obecnie, ale zmieniała się także w okresie tzw. realnego socjalizmu.
– Wydaje się, że miał na to niemały wpływ pontyfikat papieża-Polaka.
– Socjologicznie nie da się wymierzyć wpływu papieża na rzeczywistość społeczną i religijną. Mówi się, że Polacy bardzo kochają papieża, ale go nie słuchają. Jan Paweł II jest jednak w Polsce największym autorytetem. Oddziałuje niewątpliwie na świadomość społeczną i religijną. Przy każdej wizycie w Polsce od siedmiu do dziewięciu milionów Polaków uczestniczy w bezpośrednich spotkaniach z papieżem. Ośrodek Sondaży Społecznych „Opinia” przeprowadził w 1997 r. badania, według których większość Polaków jako rezultat pielgrzymki papieża przewidywała zmiany w sferze ściśle religijnej. Np. że Polacy będą gorliwiej uczęszczać do kościoła, a nawet, że zyskają na znaczeniu partie odwołujące się do doktryny społecznej Kościoła. Natomiast niewielu przewidywało zmiany w dziedzinie moralnej: np. zmniejszenie pijaństwa, podniesienie etosu pracy, umocnienie się odruchów pomocy wzajemnej. W tych dziedzinach, które wydają się najsłabszą stroną polskiego społeczeństwa.
– W książce „Kościół katolicki w społeczeństwie obywatelskim” pisał ksiądz o „społeczeństwie będącym w stanie permanentnego kryzysu, wyzwolonym z powszechnie obowiązujących autorytetów”, które „nie stwarza jednostce komfortu życia i wymaga od jednostki swoistego heroizmu”.
– Właśnie wskutek tego kryzysu, kryzysu wartości, zwiększa się krąg ludzi, którzy świadomie negują doktrynę moralną Kościoła i przechodzą na pozycje laickie, bądź postmodernistyczne. Jednocześnie, choć w nieco mniejszym tempie, zwiększa się krąg ludzi świadomie akceptujących nauczanie moralne Kościoła. Ci ostatni starają się urzeczywistniać nowy styl bycia katolikiem. Z akcentem na moralny i społeczny wymiar wiary.

Duszpasterz idealny
– Da się dostrzec również nowy styl duszpasterstwa, nowy styl „bycia księdzem”?
– W okresie powojennym można było dopatrzyć się w Polsce stylu pełnienia posługi duszpasterskiej, który można by określić jako autorytatywny czy paternalistyczny. Z pewną dozą słuszności proboszcz mógł mówić „parafia to ja”. Instytucjonalny Kościół został bowiem „zarażony” pewnymi chorobami realnego socjalizmu. „Autorytatywność” proboszcza, czy w ogóle Kościoła, była jakby odpowiedzią na organizacyjną karność, autorytatywne metody kierowania władzy komunistycznej. Niemniej jednak w znacznej mierze dzięki tej postawie obronnej wiele parafii uchodziło w latach 80. za ostoję wolności i symbol autentycznego życia społecznego.
– Przeciętny katolik w naszym kraju, zwłaszcza poniżej czterdziestki, wyraźnie preferuje duszpasterza, który traktuje parafian bardziej partnersko.
– W społeczeństwie określanym jako pluralistyczne i obywatelskie autokratyczny styl duszpasterzowania stał się nieskuteczny i wręcz szkodliwy. Pewien znany polski politolog, ks. Helmut Juros, postawił nawet pytanie, czy załamanie się dyktatury komunistycznej nie jest również nauką dla Kościoła i polskiego katolicyzmu. Wzniecająca antyklerykalne nastroje dyskusja o roli Kościoła w nowej rzeczywistości, jaka – zresztą nie bez odgórnie nakreślonych celów strategicznych – toczyła się w polskich mediach na początku lat 90., powinna była uświadomić duszpasterzom, jak wielki jest uśpiony potencjał niechęci do duchowieństwa i pewnego stylu duszpasterzowania.
– Zaprzeczeniem tej maniery wydaje mi się bezpośredniość, która cechuje nowatorski styl „bycia papieżem”, jaki wprowadził Jan Paweł II, nazywany niekiedy „papieżem medialnym”.
– W latach 70. i 90. w ramach badań socjologicznych nad Kościołem w Polsce stawiano pytanie o stosunek do duchowieństwa i o cechy księdza idealnego. Z odpowiedzi wynikało, że idealny pasterz to ksiądz z powołania, zaangażowany w pełnienie swojej misji, z tak zwanym ludzkim podejściem do wiernych i nie dbający nadmiernie o sprawy materialne. W negatywnym obrazie księdza sprzed 20 lat wymieniano na pierwszym miejscu chciwość lub nadmierną troskę o sprawy materialne, problemy z przestrzeganiem celibatu i zbytnią autorytatywność. Właśnie w tej kolejności. Pozytywny przykład z całą pewnością płynie od papieża, choć nie zawsze toruje sobie drogę bez oporów.

Katolik na co dzień
i od święta
– A co mówią badania na temat postrzegania Jana Pawła II, siły jego autorytetu?
– Jako socjolog odnotowuję, że nawet w ojczyźnie papieża tabu polegające na niekrytykowaniu Jana Pawła II jako najwyższego autorytetu zostało naruszone. Nastąpiła tu pewna zmiana w porównaniu z sondażami sprzed 1989 r. We wszystkich sondażach opinia publiczna zawsze umieszcza Jana Pawła II na pierwszym miejscu jako autorytet, ale pojawia się on teraz w innym kontekście osobowym niż dawniej. Zmniejszył się dystans między Janem Pawłem II a innymi osobami uważanymi za autorytety czy wzorce do naśladowania. Według jednego z tych sondaży, po papieżu jako autorytety młodzieży pojawiają się Owsiak, Kasia Kowalska i Staszewski.
– W dziele „Kościół i religijność Polaków 1945-1999”, zastanawiając się nad wpływem religijności na nasze życie społeczne, dochodzi ksiądz do wniosku, że staje się ono coraz bardziej autonomiczne wobec wyznawanej religii. Czy skłania to księdza do pesymizmu?
– W perspektywie troski o rozwój współczesnego człowieka musimy raczej szukać odpowiedzi na pytanie, jakie wartości mogłyby ulec przemijaniu, jakie zaś zasługują na ocalenie i umocnienie. Niezależnie od tego, jak nazwiemy współczesne polskie społeczeństwo – informacyjne, komunikatywne, posttotalitarne, postkomunistyczne, postmonocentryczne, postkatolickie czy wreszcie pluralistyczne – byłoby ono „chore”, gdyby nie znalazły w nim miejsca takie wartości, jak poszanowanie godności drugiego człowieka, poszanowanie życia ludzkiego, altruizm, przyjaźń, wrażliwość na niesprawiedliwość społeczną. Zasadniczą sprawą wychowania moralnego pozostają wartości i kryteria ich wyboru, nie zaś tylko społecznie dopuszczalne normy zbiorowego uznania.
– W dziedzinie moralności również działają coraz bardziej swoiste „prawa rynku”: z jednej strony, dobre jest wszystko, co prowadzi do osobistego sukcesu, z drugiej zaś, funkcjonuje norma społecznego przyzwolenia: „Skoro wszyscy tak robią, więc jest to dozwolone”.
– Częste są dziś u nas osobiste pomysły na moralność albo odwoływanie się do opinii publicznej, manipulowanej niekiedy psycho- i socjotechniką. Oddolne procesy przemian moralnych nakładają się na procesy sterowane. Przed 1989 r. istniała zaprogramowana i realizowana z różnym nasileniem w różnych „epokach” PRL ateizacja i laicyzacja, której następstwem było osłabianie chrześcijańskiego etosu, co sprzyjało demoralizacji. Dziś głosi się oficjalnie wolność religijną, ale planuje się przymusową demoralizację, a przynajmniej ograniczanie roli chrześcijańskich zasad moralnych w życiu publicznym. Powiedziałbym, że procesy destrukcji moralnej sięgają głęboko do tkanki społecznej, w narodzie dokonuje się wielka próba ludzkich sumień.
– Jednak ponad 60% Polaków wciąż zgadza się zdecydowanie lub z pewnym wahaniem z opinią, że Kościół powinien mieć swój udział w umacnianiu i kształtowaniu naszej demokracji. Wynika to z badań, których rezultaty ksiądz profesor przedstawił wspólnie z innymi socjologami kościelnymi w cytowanym już dziele. Jednocześnie, jak wynika z innych przytoczonych danych, Kościół ma coraz bardziej ograniczony wpływ na postawy Polaków w sprawach życia codziennego.
– Socjologowie już od lat 70. wysuwają tezę o rozdźwięku między tzw. religijnością ogólnonarodową a religijnością dnia codziennego. Przy wysokich wskaźnikach, dotyczących deklarowania wiary katolickiej i udziału w praktykach religijnych stwierdzali stosunkowo niskie wskaźniki aprobaty dla dogmatów religijnych, a zwłaszcza dla wartości i norm moralnych.

Wybiórcza religijność
– W rozdziale, w którym ksiądz pisze o osłabionym wpływie przekonań religijnych na życie społeczne w Polsce, moją uwagę zwrócił taki fragment: „W całej zbiorowości Polaków (tylko) 22% badanych zaakceptowało zdecydowanie twierdzenie, że poszanowanie zasad moralnych religii jest ważne w rozwoju gospodarczym, podczas gdy 26% jest odmiennego zdania”. Jak pogodzić to z wynikami ankiet, w których nasi rodacy deklarują ponad 90-procentowe przywiązanie do Kościoła?
– Ten rozziew dotyczy w jeszcze większym stopniu takich dziedzin, jak przyjmowanie nauki Kościoła dotyczącej np. moralności małżeńskiej i rodzinnej, która już w latach 70. wykazywała znaczną niezależność od religii, chadzała własnymi drogami. Różne były, oczywiście, szacunki dotyczące owej wybiórczej religijności. Według jednych socjologów, chodziło tu o 30% wierzących, według innych o 50%, a nawet 70%, w zależności od tego, o co pytano, np. o aborcję, stosunek do rozwodów lub stosowanie środków antykoncepcyjnych.
– To ogromny rozrzut.
– Socjolog, a tym bardziej zwykły „konsument” ankiet i badań sondażowych, narażony jest na różne pułapki, które zastawia na niego statystyka. Lansowana była np. teza o upadku autorytetu Kościoła w latach 90. W obieg medialny włączono informację, według której, autorytet Kościoła w tej dekadzie zmalał o 40%. Była to oczywista nadinterpretacja danych sondażowych. Rezultaty różnych badań były bowiem bardzo rozbieżne. Wg CBOS, autorytet Kościoła spadł o 30%, a poziom społecznej akceptacji Kościoła zmalał w 1993 r. do 38%. Potem wskaźnik akceptacji systematycznie wzrastał i, wg CBOS, zaufanie do Kościoła kształtuje się obecnie na poziomie 60%. Wg różnych sondaży społecznych – sięga nawet 70%.
– Zagadką są dla mnie wyniki sondaży, z których wynika, że ogromny odsetek wierzących katolików, co najmniej 30%, wierzy w reinkarnację! Przecież nie da się tego pogodzić z nauką o zbawieniu, która jest podstawą wiary chrześcijańskiej.
– To świetny przykład pułapki sondażowej zastawionej na socjologów-empiryków. Taka wiara w reinkarnację to wskaźnik najwyższy w Europie. Żaden socjolog nie bierze jednak na poważnie takiego wyniku. Jest to tzw. artefakt, czyli fakt wytworzony przez samego badacza. Wielu odpowiadających, że wierzy w reinkarnację, po prostu nie wiedziało, o co chodzi. Jeśli pytanie o reinkarnację jest zadawane w kontekście pytań o wierzenia religijne, np. „Czy wierzysz w zmartwychwstanie”, „w żywot wieczny”, to wielu ankietowanych odpowiada, że wierzy. Niektórzy na wszelki wypadek dają odpowiedź pozytywną. Socjologowie ustalili, że m.in. przy pytaniach o udział w praktykach religijnych np. „Czy systematycznie uczęszcza pan (pani) do kościoła”, deklaracje pozytywne są zazwyczaj zawyżone o 10%-15%.
– Jeszcze bardziej zastanawiają odpowiedzi na pytanie „Czy wierzy pan w piekło?”. Wahają się w Polsce w zależności od sondażu od 40% do 55% pozytywnych odpowiedzi. Pytanie: dlaczego tak mało wierzących obawia się wiecznego potępienia i skąd ta rozpiętość?
– Ale jeśli pytamy w sondażu „Czy wierzysz w istnienie piekła?”, wskaźnik tych, którzy wierzą, natychmiast wzrasta. Wynika to stąd, że ok. 10% badanych jest przekonana, że wierzy w rzeczy dobre, a piekło jest czymś złym. Stąd nawet ci, którzy przyjmują istnienie piekła, odpowiadają, że „nie wierzą”.

Wiara i nędza
– Sondaże potwierdzają zjawisko „tęsknoty za czasami PRL” występujące u dużej części społeczeństwa. A przecież tutaj nie mamy chyba do czynienia z socjologicznym artefaktem?
– Właściwie powinniśmy to sobie powiedzieć na samym wstępie rozmowy. Nie należy fetyszyzować wyników badań empirycznych. Ale nie wolno ich także lekceważyć. Są one bowiem sygnałem ważnych procesów społecznych, które dla Kościoła mogą być „znakiem czasu”. Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego SAC uczestniczy w międzynarodowych badaniach nad religijnością i życiem społecznym w byłych krajach realnego socjalizmu, prowadzonych przez prof. Paula Michaela Zulehnera z Wiednia. Stwierdzono w ich wyniku istnienie zjawiska określanego jako nostalgia za komunizmem. Różne jest, oczywiście, jego podłoże w różnych krajach. Jednym ze źródeł owej nostalgii jest niewątpliwie bardzo trudna sytuacja materialna ludzi, zachwiane poczucie bezpieczeństwa socjalnego.
– Czy te nastroje mają wpływ na religijność społeczeństwa? Paradoksalnie, nostalgia za komunizmem jako zjawisko wynikające z obawy przed gorszym jutrem może przecież skłaniać ludzi do szukania nadziei w wierze.
– Może też być odwrotnie, ponieważ może służyć jakimś bieżącym celom politycznym. Moim zdaniem, nie ma jednak bezpośredniego wpływu na postawy wobec religii. Religijności nie sprzyja ani skrajna nędza, ani wyrafinowane bogactwo. W Polsce zubożenie społeczeństwa nie musi się przełożyć na wyraźny spadek religijności. Np. z naszych badań wynika, że bezrobotni w Polsce, których jest już 15%, chodzą do kościoła nieco rzadziej niż czynni zawodowo. Ten spadek nie jest jednak zbyt dramatyczny. Można go szacować w granicach 10%.
– Czy to znaczy, że mniejszym zagrożeniem dla religijności Polaków jest rozbudzanie nastrojów nadmiernie konsumpcyjnych?
– Zubożenie naszego społeczeństwa nie oznacza, że nie ma takiego zagrożenia. Jeśli człowiek przesadnie koncentruje się na dobrach materialnych, z pewną trudnością dostrzega wartości wyższe, z religijnymi włącznie. To wieczny dylemat człowieka: bardziej być, czy bardziej mieć?

Kościół ludowy czy…
– Według wielu socjologów, tzw. światli katolicy w Polsce to nadal tylko niewielkie wysepki w morzu „wiary ludowej”, co – być może – nie stanowi dobrego prognostyku dla Kościoła w Polsce.
– W pewnych dziedzinach, np. w postawach moralnych, różnice w stosunku do Zachodu są znacznie mniejsze niż w praktykach religijnych czy w wierze. Statystyki mówią jednak przede wszystkim o tym, że religijność Polaków w burzliwym okresie transformacji ustrojowej w latach 90. zmniejszyła się raczej nieznacznie. Ryzykowne jest więc formułowanie bardzo pesymistycznych prognoz dotyczących przyszłości Kościoła ludowego w Polsce. Współczesna socjologia uważa, że zjawiska społeczne, historyczne nie mają determinującego wpływu na religię. Wyciągnęła m.in. wnioski z tego, że nie sprawdziły się prognozy z lat 50. i 60., zapowiadające „zerową” religijność najbardziej rozwiniętych społeczeństw. Na przykład Amerykanie pozostają narodem bardzo religijnym, a we Francji obserwujemy zjawisko odradzania się religijności. W Polsce Kościół zdecydowanie wygrywa przynajmniej z polityką. Według naszych badań, dotyczących tego, czy Polacy postrzegają bardziej religię czy politykę jako źródło szczęścia, prawie połowa ankietowanych wskazała na religię, podczas gdy tylko 2% odpowiedziało, że „polityka może dać więcej szczęścia”.
– Nie zapominajmy o wpływie Jana Pawła II na temperaturę uczuć religijnych Polaków. A co będzie, kiedy skończy się ten, niezwykły pod każdym względem, „polski” pontyfikat?
– Fascynacja papieżem jest pewnym faktem społecznym. Pytanie, co będzie, gdy Go zabraknie, musi siłą rzeczy pozostać bez odpowiedzi. Postawiłem kiedyś hipotezę o niebezpieczeństwie pojawienia się pewnej „synowskiej bezradności”, gdy dobiegnie kresu ten pontyfikat. Jednak polski Kościół, który przetrwał czasy komunizmu i ma za sobą dekadę ciężkich prób w czasach demokracji, potrafił ukształtować rzesze gorliwych duszpasterzy. Wiele zależy od nich.

 

Wydanie: 07/2001, 2001

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy