Przegląd na lato
Oprócz wczasów w Jastarni coraz modniejsze są turnusy zagraniczne. Jak się dobrze zakręcić, to nie tylko cena podobna do wczasów w Polsce, ale i wokół sami swoi. Jednak nie każdy nosi koszulkę „Teraz Polska”. Należy dopomóc sobie i rodakom, byśmy nawet na Kanarach pozostali jedną rodziną. Po pierwsze: roaming. Nie ma nic milszego niż krótki telefon do przyjaciela: „A ja, Kaziu, właśnie jestem w meczecie”. Po drugie: nawet w hotelu jednogwiazdkowym możemy porządzić. A Polak zawsze jest paniskiem. Przede wszystkim pamiętajmy – mówimy głośno po polsku. Na pewno pani, którą obgadamy za krzywe nogi, odwróci się z uśmiechem: „A, to państwo z Polski?”.
Czasem się wyjechać musi, bo inaczej się udusi
Dziennik (zagranicznego) wczasowicza
Sobota
Odkąd dołączyliśmy do biznesklasy, wyjeżdżamy za granicę. W zeszłym roku wybraliśmy Majorkę. Bilard za friko, ale szwedzki bufet dawał tylko parówki. Potem przez cały rok na parówy patrzeć nie mogłem. I Mariola mnie wtedy opuściła, a jak się pocieszać zacząłem, to zaraz po wyciągu z konta musiałem sobie melisę zaparzyć. W tym roku z chłopakami postanowiliśmy – tanio! No i jesteśmy na promocyjnym turnusie: Turcja, hotel i plaża tylko dla nas, basen i szwedzki bufet.
Poniedziałek
Jestem niemodny. Dzisiaj musiałem torbę z tego wszystkiego kupić. Podobno z reklamówką już nie wypada. Taka plastikowa nad morze przecież jak znalazł, cyk-myk się wysuszy, wytrzepie, nic nie waży i nie szkoda, jak się zniszczy. Modnisie się chłopaki zrobili.
Wtorek
Zwiedzałem. Chyba Kapadocję. Ja do nazw nie mam głowy. Góry fajne nawet, jakiś Junesku je wpisał do rejestru – chyba Rumun. Ale na cały dzień tylko trzy przerwy na fajki? Never – powiedziałem. Człowiek na urlop przyjechał.
Środa
Opracowałem teorię opalania. Najpierw trzeba się przyjarać na mahoń. Jedna noc z głowy – bez kefiru i wódki nie idzie wyrobić. Potem trzeba fest szlag od słońca przypuścić i z mahoniu robi się palisander.
Czwartek
Pierwszy raz widzę, co by alkohol taki drogi był. Nie idzie wyrobić przez tego Mahometa. Opiłem się już za 300 marek, a końca pobytu nie widać. Nie na darmo mam zestaw polskiego turysty: „Kropelkę” i herbatę. Wysuszyłem wszystkie butelki łyskacza z lodówki. A potem nalałem do wszystkich herbaty i zakleiłem „Kropelką”. Nikt się nie kapnie, bo i tak już nie otworzą tych flaszek. Trzeba było mnie wyzyskiwać?
Do tego nie dojadam. Myślałem, że po parówach nic mnie nie ruszy, ale bakłażan mnie tak gilga po gardle… W dodatku niby szwedzki bufet, ale wynosić trzeba ukradkiem. Całe kieszenie umaśliłem.
Piątek
Dzisiaj artystka z Warszawy dawała popis swojego talentu. Poszedłbym spać, ale w pokoju się klima spaskudziła. Artystka nawet niczego sobie była i między piosenkami opowiadała kawały o orgazmach, to się uśmiałem, a potem balet z Gruzji się pokazał tymi brzuchami, co to Turczynki tańczą. Nawet się mi podobało, bo czuły jestem na sztukę.
Sobota
Stopa moja na tym gruncie nie postanie! Sprzątaczka doniosła o flaszkach z lodówki. Do tego kelnerki mi podliczyły, ile razy wynosiłem kanapki. W barze kanciarzowi wyszło 500 marek. Za co będę teraz żył, jak wrócę?! Na co mnie ten urlop był? No ale czasem się wyjechać musi, bo inaczej się udusi.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy