Nie przepraszam, że nie bayraktaryzuję

Nie przepraszam, że nie bayraktaryzuję

Wyrażenie wątpliwości na temat społecznej zrzutki na kupno tureckiego drona dla ukraińskiego wojska, zainicjowanej przez Sławka Sierakowskiego i mającej jego twarz, nie jest tak proste jak roztrząsanie znaczenia wypowiedzi Olgi Tokarczuk o literaturze nie dla idiotów. Dlatego wokół tej zakończonej „sukcesem” zbiórki, w której zgromadzono prawie 25 mln zł, wpłaconych przez ponad 200 tys. ofiarodawców/czyń, panuje cisza. Lęk przed wychyleniem się poza prowojenne wzmożenie sprawia, że nabieramy wody w usta. Nieliczne osoby, które jak Magdalena Środa czy Janka Ochojska dzielą się swoim dystansem lub wręcz odmową udziału w tym społecznym poruszeniu, narażają się na falę bezpardonowych ataków. Wszak za zbiórką opowiedziało się tak wiele osób znanych i lubianych, jakże się przeciwstawić im wszystkim naraz? Przecież oni wszyscy nie mogą się mylić. Agnieszka Holland, Marek Belka, Andrzej Stasiuk, Agnieszka Wiśniewska, Jacek Żakowski, Katarzyna Kasia, Radosław Sikorski, Paweł Smoleński, Borys Szyc, Bogusław Linda, Adam Bodnar, Ewa Chodakowska, Małgorzata Ohme, ks. Kazimierz Sowa, Joanna Przetakiewicz, Michał Rusinek, Ziemowit Szczerek, Antoni Dudek, Marcin Matczak, Stanisław Tym, Anja Rubik… Może wystarczy, nie ogarniam klucza tej partii.

Zastanawiam się, dlaczego czuję wobec tego poruszenia całkowity opór, niezgodę, bezradność. I nie chcę tu się zajmować motywacjami wyżej wymienionych (niewielkiej wszak ich reprezentacji). To dla nich – oprócz gen. Skrzypczaka (zapewne) – aktywność całkiem nowa. Ludzie pióra, sceny, filmu, dziennikarze, celebryci, projektanci stanęli ramię w ramię przy założycielu Krytyki Politycznej, jednego z najważniejszych miejsc intelektualnych polskiej lewicy od 20 lat. I składają się na śmiercionośną, groźną, potężną broń.

Poszedłem na koncert – okazało się, że uczestnicy zbiórki na bayraktara mają ulgę, potem wszyscy stanęli do zdjęcia i zamiast „marmolada” krzyczeli „bayraktar”. Dlaczego nie krzyczałem? Dlaczego nie wpłaciłem, dlaczego kręcę głową? Przecież nie mam wątpliwości, że Rosja zaczęła wojnę, że dokonała aktu agresji, że dzieją się tam rzeczy straszne i zbrodnicze. I chciałbym, aby jak najszybciej, natychmiast zakończyły się działania wojenne, żeby ukraińskie dzieci wróciły do swoich domów i szkół, ich matki, ojcowie do własnego życia, żeby rosyjscy rekruci także wrócili do siebie inaczej niż w stalowych trumnach czy skremowani w mobilnych spalarniach zwłok.

Głosy wołające o pokój, kiedy szczęka oręż, kiedy bomby i rakiety spadają na miasta, wioski, przysiółki, kiedy giną cywile, dzieci, wydają się naiwne i nie na czasie. Nie uważam tak. Szczególnie że dzisiejsze wzmożenie „ku zwycięstwu” Ukrainy bardzo mocno koresponduje z milczeniem, kiedy wojny jeszcze nie było; wówczas w debacie politycznej w Polsce, w mediach, na uniwersytetach, w twórczości dyskurs pokojowy po prostu nie istniał. Wyśmiewano hasło „Nigdy więcej wojny”, a z całą pewnością nie traktowano go poważnie. Tymczasem inne wojny trwały bez przerwy, dalej trwają, w niektórych Polska wzięła udział.

Wojny toczą się między państwami. Czasem między grupami państw, sojuszami, niekiedy za ich poduszczeniem. Państwa w naszym imieniu mogą prowadzić działania zbrojne; mówiąc ogólniej, mają monopol na stosowanie przemocy. Równocześnie z tym „przywilejem” mają pierwotnie ważniejsze zobowiązanie do uprawiania polityki za pomocą innych narzędzi niż wojna, która po doświadczeniach XX-wiecznych nie powinna mieć prawa się wydarzać. Z żadnego powodu, za żadną cenę. Tak się nie dzieje, bo ma w tym udział nasze „antypacyfistyczne” milczenie.

Pokój nie był priorytetem politycznym w ostatnich dekadach. Były nim wzrost gospodarczy i „nasze” bezpieczeństwo. Zbieramy owoce tamtego milczenia, zagłuszając swoją odpowiedzialność zbiórką na broń. Jest paradoksem, że po zakończonej „sukcesem” zbiórce producent drona zapowiedział, że przekaże go Ukrainie za darmo, a zebrane pieniądze należy przeznaczyć na pomoc humanitarną. W komentarzach już czytałem, że zbiórkowicze nie po to zbierali na bayraktara, żeby teraz zmarnować te pieniądze na jakieś humanitarne fanaberie. Dawać drugiego, kolejnego drona.

Nie będę nigdy brał udziału w „obywatelskim” wzmożeniu na rzecz umierania Ukraińców i tych, którzy na nich napadli. Wojna nie dzieje się z dnia na dzień, podobnie nie kończy jednym bayraktarem. Jestem przekonany, że mimo wahań wielu osób, które na drona się składały, nie tędy droga do pokoju i końca wojny w Ukrainie. Tylko że wszystkie inne rozwiązania wymagają czegoś więcej niż przelania paru złotych. Kupując bayraktara, akceptujemy wojenne myślenie, wojenny przemysł, wojenną przemoc i logikę – dosłownie, krwawo.

Na jedynej manifestacji antywojennej w Warszawie w ostatnich miesiącach było 20 osób. Wśród nich nikogo z tych, którzy zachęcali do zbiórki na bayraktara. To w końcu jak? Wojna czy pokój? Wybieram bycie śmiesznym, ale antywojennym do szpiku kości. I bezwyjątkowo. Nie kupuję czyszczenia sumień zakupem bayraktara.

Wydanie: 2022, 32/2022

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy