W internecie najczęściej odwiedzamy serwisy społecznościowe. Bez wirtualnej rzeczywistości nie dalibyśmy rady podtrzymać niektórych relacji Brytyjscy internauci zaglądają na nie częściej niż do skrzynki mejlowej. Blisko połowa firm zabroniła już pracownikom wchodzenia na nie. Reklamodawcy w coraz większym stopniu przerzucają swoje środki z portali internetowych właśnie tam. Okazuje się, że w internecie najczęściej korzystamy z serwisów społecznościowych. W Stanach Zjednoczonych oraz innych zachodnich krajach od lat powstają liczne serwisy internetowe, które oferują nam właściwie wszystkie możliwości związane z… nami samymi. Zaczęło się od odnajdowania swojej rodziny, której korzenie sięgają kilkudziesięciu lat wstecz. Dzięki jednemu z serwisów możemy zbudować drzewo genealogiczne. Facebook, kolejna tego typu strona internetowa, umożliwia z kolei odkurzenie starych znajomości. Także w Polsce doczekaliśmy się wielu podobnych serwisów społecznościowych. – Generalnie jednak my je tylko przejmujemy. Tworzone są polskie kopie serwisów już istniejących za granicą – wyjaśnia dr Dominik Batorski z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Jego zdaniem, dzieje się tak, dlatego że Polacy w większości nie są w stanie korzystać z serwisów obcojęzycznych, a te tłumaczone wchodzą do nas dość późno. Wszystko zaczęło się od Friendstera, list przyjaciół, a także zjawiska małego świata, tworzonego przez ten serwis. W Polsce jego odpowiednikiem jest Grono – skupiające już przeszło 1,5 mln użytkowników. Potem pojawiły się strony związane z biznesem. Wspomnieć należy LinkedIn, u nas skopiowany i utworzony jako GoldenLine oraz Profeo. Wreszcie przyszedł czas na portale odwołujące się do znajomości z lat szkolnych. Hitem ostatnich tygodni jest niewątpliwie Nasza-klasa.pl, której popularność wciąż rośnie. Znajomi przyciągają znajomych Niezwykle trudno jest stwierdzić, ilu z nas korzysta już z możliwości oferowanych przez serwisy społecznościowe, gdyż oficjalne dane z poszczególnych stron nie oddają one do końca skali zjawiska. – Większość internautów korzysta po prostu z kilku serwisów naraz – tłumaczy problem z szacunkami dr Batorski. Jak to często bywa przy okazji rozsyłanych po całym internecie zaproszeń, także w przypadku serwisów społecznościowych istnieje duże prawdopodobieństwo, że klikając, zaakceptujemy zaproszenie, po czym nic później z tym nie zrobimy. W przypadku Naszej-klasy to nie jest to jednak duże zjawisko. Znakomita większość aktywnie korzysta z dobrodziejstw serwisu. – Niemniej istnieje spora grupa osób, które tylko dają się zapraszać, rejestrują inne kontakty i nic więcej nie robią – zastrzega socjolog. Warto się również zastanowić, na czym polega fenomen i popularność Naszej-klasy. Wyjaśnienie w gruncie rzeczy jest proste. Nikogo nie trzeba przecież przekonywać, że niezwykle przyjemnym zajęciem jest odświeżanie kontaktów i znajomości z lat szkolnych, a więc z lat młodości. Co ciekawe, im więcej czasu upłynęło od momentu, kiedy po raz ostatni siedzieliśmy w szkolnych ławach, z tym większym rozrzewnieniem wracamy do minionych dni i robimy to właśnie za pomocą serwisów społecznościowych. – Na portal Nasza-klasa trafiłem kilka miesięcy temu. Nie pamiętam już dokładnie, w jaki sposób. Podejrzewam jednak, że stało się to za sprawą znajomego, który podesłał mi link do tej strony. Z sentymentem podchodzę do piosenki Jacka Karczmarskiego pod tym samym tytułem, więc z wielkim zainteresowaniem wszedłem i załogowałem się jako kolejny użytkownik – wyjaśnia początek swojej przygody z serwisem Robert Myśliwy, absolwent i nauczyciel liceum ogólnokształcącego w Raciborzu. To od niego o Naszej-klasie dowiedziała się Anna Kawałko, koleżanka z klasy pana Roberta. – Nie widzieliśmy się z Robertem od momentu, kiedy wyprowadziłam się z Raciborza – wspomina pani Ania i podkreśla: – Idea portalu strasznie mi się spodobała, tym bardziej że wydawało mi się to świetnym rozwiązaniem, żeby jakoś podtrzymać kontakt z przyjaciółmi, z którymi dzieli mnie nie tylko odległość, ale także zapracowanie i brak czasu. Dawna licealistka nie pozostawia jednak złudzeń: – Nic nie może zastąpić bezpośredniej rozmowy i wspomnień znad filiżanki parującej kawy – stwierdza i po chwili pyta retorycznie: – Ale nawet taki wirtualny kontakt jest lepszy niż jego brak, nieprawdaż? Na uwagę zasługuje także inny czynnik, którym się kierujemy, podejmując decyzję o przystąpieniu do internetowej społeczności. – Im więcej osób korzysta, tym większa jest presja na pozostałych. Jednocześnie wzrasta motywacja tych wszystkich, których w danym serwisie jeszcze nie ma –
Tagi:
Grzegorz Gajewski









