Przygody z czasem

WIECZORY Z PATARAFKĄ Zawsze zadziwiało i zresztą przerażało mnie zjawisko przyspieszania upływu czasu – im jesteśmy starsi, tym czas prędzej biegnie. W dzieciństwie dłuży się każdy dzień, wakacje trwają całą epokę, a już rok szkolny to prawdziwy bezmiar, który chyba nigdy się nie skończy. Co prawda muszę tu wyznać, że byłem fatalnym uczniem i nienawidziłem szkoły. Wróćmy jednak do czasu. Teraz wszystko pędzi, dzień jest za krótki, noc jest za krótka, tydzień to mgnienie, miesiące dosłownie przelatują, a lata zlewają się w jedno. Coraz szybciej i szybciej. Próbowałem coś z tego zrozumieć, pisałem sporo na ten temat, miałem koncepcje takie i owakie, ale sam nie bardzo w nie wierzyłem. Z czegoś przecież to przyspieszenie musi wynikać. Jednak w grubych dziełach, które na ten temat przeczytałem, żadnej sensownej odpowiedzi nie znalazłem. Hawking w „Krótkiej historii czasu” wylicza czas pod względem termodynamicznym, psychologicznym i kosmologicznym, ale zajmuje się raczej pierwszym i ostatnim. Czyli wzrostem entropii. Ja próbowałem także czas psychologiczny związać z termodynamicznym. Posługiwałem się analogią do tego, co podobno ma się dziać w rakietach poruszających się z szybkością przyświetlną, a tam – znowu podobno – czas ogromnie zwalnia. Czyż każdy człowiek nie jest taką rakietą, w której czas

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 12/2002, 2002

Kategorie: Felietony