Prof. Ludwik Tomiałojć Trzeba by zaproponować ograniczenie przyrostu ludzi na Ziemi, ale to jest teza niepopularna – Gdybyśmy układali dekalog dla ekologa, to czy najważniejsze przykazanie powinno brzmieć „Nie zabijaj”? – Moje poglądy są nieszablonowe, bo oparte na kompromisie, a nie radykalizmie. Spieram się np. z antyfutrzakami i nie mam też bezkrytycznego zaufania do idei wegetarianizmu. Jestem biologiem, ale interesuję się też filozofią i różnymi systemami etycznymi. Najbliższy jest mi utylitaryzm Johna Stuarta Milla. Wolałbym jako główne przykazanie „Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. I ludziom, i zwierzętom należy oszczędzić niepotrzebnych cierpień, ale nie ma też wśród nich istot nieśmiertelnych. Rzeczywistość jest brutalna. Gdyby zwierzęta nie służyły nam po śmierci, nie dopuścilibyśmy większości z nich do życia. Prawo natury, niezależnie od tego, czy uznamy za jego twórcę istotę boską, czy też ewolucję, wskazuje, że jedno stworzenie służy drugiemu. Oczywiście, nie powinniśmy być tak okrutni jak przyroda dzika, ale nie poddawajmy się też egzaltacji. Potrzebny jest rozsądny kompromis i kierowanie się zasadą: „Jestem życiem pośród życia, które też chce żyć” (Albert Schweitzer). Lew na samych trawkach nie przeżyje. Także linia rozwojowa homo sapiens prowadząca od małpiatek pokazuje, że te zwierzęta były wszystkożerne. Mięso stawało się ważnym elementem pokarmu zwłaszcza wtedy, gdy zaczął się rozwijać duży mózg, co widać choćby w diecie szympansów. Ale jest i druga strona medalu. W bogatych krajach od niedawna jemy za dużo mięsa (jeszcze przed II wojną światową moi przodkowie jadali mięso tylko od święta i znane było pojęcie przednówka, czyli głodu. Bogatsza część świata powinna się dziś ograniczyć w zjadaniu pokarmów mięsnych dla swojego dobra – zdrowia – by uniknąć otyłości jako zwyrodnienia. Warto też ograniczyć chów przemysłowy zwierząt, jako wyjątkowo okrutny, zmieniając sposoby hodowania, transportu i uboju, ale bez histerii, krok po kroku. – Jest pan przyrodnikiem i ekologiem, ale nie walczy z myśliwymi, nawet radzi ubierać się w skóry i futra gatunków pospolitych. – Sam chodzę w skórzanej odzieży. Myślistwo musi odgrywać ważną rolę zastępowania regulującego wpływu dziś wypartych dużych drapieżników. To ważne, gdyż jeśli jest za dużo lisów, odbija się to na innych gatunkach, np. kuropatwach, zającach. Zaburzająca ekologiczną równowagę działalność człowieka poczyniła spore szkody w biosferze. Radykalni przeciwnicy futer w latach 70. włamali się do ferm z norkami amerykańskimi i wypuścili obce Europie zwierzęta, które teraz rozmnażają się u nas na wolności i wyniszczają rodzimą faunę. Podobnie jak norka amerykańska rozprzestrzeniają się w naszym środowisku naturalnym jenoty przywleczone z Dalekiego Wschodu, a także amerykańskiego pochodzenia szopy pracze, niszczące gniazda lęgowe wielu ptaków. Chrześcijańskie i muzułmańskie bojówki – Czy człowiek, zgodnie biblijną maksymą: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”, może zapanować nad tym zamieszaniem w naturze? – Powinien. Od czasu do czasu mamy nadmiar jeleni i dzików. Jeśli nie będziemy regulować tych populacji, skutki zobaczymy nie tylko w uprawach i zmianach dzikich ekosystemów. Żadne młode drzewko nie wyrośnie, gdy jest zbyt dużo jeleni, co widać na wyspie Rhum na Hebrydach u wybrzeży Szkocji. Tam zresztą same jelenie skarlały do wielkości saren po wyjedzeniu dostępnego pokarmu. – A jednak to nie określone gatunki zwierząt przyczyniają się do największych zagrożeń środowiska, ale człowiek. – Tak, i nie chodzi tutaj nawet o to, że człowiek potrzebuje najwięcej pożywienia, ale o to, że jest tak liczny i że zużywa ogromne ilości energii. Zapotrzebowanie na nią nie jest równomierne, bo np. jeden Amerykanin zużywa jej 280 razy tyle co mieszkaniec Bangladeszu. Właściwie trzeba by zaproponować ograniczenie przyrostu ludzi na Ziemi, ale to jest teza niepopularna ideologicznie. Podczas ostatniej międzynarodowej konferencji demograficznej w Kairze bojówki muzułmańskie i chrześcijańskie uniemożliwiły przyjęcie wspólnej rezolucji w tej sprawie. ONZ miała program edukacji ubogich i niewykształconych mieszkańców pewnych regionów, przekonywała, że posiadanie np. 10 dzieci, z których połowa umiera, nie ma sensu, bo lepiej mieć mniej potomstwa i lepiej się nim zaopiekować. Wszystko to upadło, m.in. w wyniku wycofania poparcia finansowego przez USA (już wcześniej – i Reagana, i starego Busha). – Czy awantura polityczna wokół Rospudy czegoś nas nauczyła? – Najkrócej mówiąc – jedni powinni zacząć rozmawiać z drugimi, tymi mającymi odmienne
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









