Ornella Muti, aktorka włoska Zawsze przyznawałam się do tego, że zrobiłam karierę dzięki urodzie i jestem za to wdzięczna moim rodzicom – Wiele kobiet twierdzi, że 50. urodziny to pewna magiczna bariera, poza którą nic nie jest już takie jak dawniej. Pani w wieku 52 lat zdecydowała się pozować nago do sesji fotograficznej. – Wszystkie modelki były po pięćdziesiątce, więc to mnie w pewien sposób usprawiedliwia. – Miałam okazję obejrzeć wystawę i muszę przyznać, że pokazane zdjęcia były naprawdę piękne. A tak w ogóle, co pani sądzi o tytule ekspozycji: „Pro Age – ponieważ piękno się nie starzeje”? – To ładny tytuł, patrząc w wymiarze filozoficznym prawdziwy – prawdziwe piękno to piękno wewnętrzne, które się nie starzeje. Piękno cielesne jest doświadczeniem efemerycznym, ulotnym. W pewnym sensie piękne ciało, uroda są rodzajem pułapki, stajemy się niewolnikami własnego wyglądu, nie da się od tego uciec, bo wydaje się nam, że musimy wszystkim się podobać, jakby to był nasz obowiązek. Poza tym ciągle panuje przekonanie, że jeśli ktoś jest urodziwy, to na pewno nie ma innych zalet. I to też jest irytujące. Kariera dzięki urodzie – Jeśli uroda jest pułapką, to z pewnością miłą. Szczerze mówiąc, pani bardzo pomogła w karierze. Jako aktorkę widzowie pamiętają panią z wielu filmów, w których grała pani ciałem, jak chociażby w „Ostatniej kobiecie” z Gerardem Depardieu czy w „Appassionacie”. Uważano panią we Włoszech za symbol seksu, w 1994 r. okrzyknięto panią najpiękniejszą kobietą świata, pozowania nago do tegorocznej wystawy też nie zaproponowano przecież wszystkim pięćdziesięciolatkom, ale właśnie pani, to chyba cieszy? – Zawsze przyznawałam się do tego, że zrobiłam karierę dzięki urodzie i jestem za to wdzięczna moim rodzicom. Piękno jednak przemija. Nawet gdybym zrobiła sobie sto liftingów, nie będę miała skóry, jaką miałam jako dwudziestolatka. Sesja zdjęciowa, o której mówimy, była dla mnie doświadczeniem mało radosnym. Wszyscy mówili mi, że jestem piękna, a ja czułam się źle, niezręcznie i nie potrafiłam się zrelaksować. Co tu dużo ukrywać, starzenie się boli; jeśli ktoś temu zaprzecza, kłamie. Trzeba przejść przez ten ból, nie ma sensu go ukrywać ani się go wstydzić. – Pięknej kobiecie, aktorce, chyba trudniej zaakceptować zmarszczki? – Myślę, że każdej kobiecie trudno pogodzić się z tym, że się starzeje. I tak mamy szczęście, że żyjemy w czasach, kiedy granica starości bardzo się przesunęła. Pomyśleć, że w czasach Balzaca kobieta trzydziestoletnia uważana była za matronę, dziś nie czujemy się tak nawet po pięćdziesiątce. – Dziś można też się odmłodzić na stole operacyjnym. Jest pani zwolenniczką czy przeciwniczką operacji plastycznych? – Zwolenniczką! To prawda, że na razie wolę mniej inwazyjne metody, chociażby kosmetykę, żeby przedłużyć młodość, ale kiedy nadejdzie moment, że metody te nie będą już skuteczne, nie mam nic przeciwko skalpelowi. Z umiarem, oczywiście. Trzeba też pamiętać, że chirurgia plastyczna nie służy wyłącznie starzejącym się ludziom, no bo przecież nie tylko kobiety poddają się zabiegom odmładzającym, ale także tym wszystkim, którzy w jakiś sposób są niezadowoleni ze swojego wyglądu. Niech młoda kobieta ma pecha i po porodzie zostaną jej piersi do pępka! Albo ktoś jest zakompleksiony z powodu krzywego nosa. Dlaczego nie mieliby skorzystać z pomocy chirurga? – A jak to jest, gdy ma się chirurga plastyka w domu? Pani partner, Stefano Piccolo, ma taką właśnie specjalizację. – Jest to trochę niewygodne. Kiedy zaczynam wypytywać go, co sądzi na temat takiego czy innego zabiegu, no bo przecież on się na tym zna, zaczyna się denerwować, staje się podejrzliwy i jak zwykle przekonuje mnie, że nie potrzebuję na razie żadnych operacji. I tak się kończy. Podejrzewam, że gdy któregoś dnia zareaguje inaczej i poradzi mi jakiś zabieg, będzie to dla mnie dopiero przykra niespodzianka! Matka lwica – Sprawia pani wrażenie osoby bardzo spontanicznej i bezpośredniej. Można podejrzewać, że odziedziczyła pani te cechy po ojcu neapolitańczyku. A po mamie, estońskiej rzeźbiarce? – W gruncie rzeczy jestem osobą bardzo nieśmiałą. Czasem myślę, że zostałam aktorką, żeby przełamać tę nieśmiałość. Mam też skłonność do melancholii jak mama. Zresztą wyobrażam sobie, że melancholia jest typowa dla ludzi żyjących w krajach zasypanych śniegiem. Tak jak
Tagi:
Małgorzata Brączyk









