Wybory na Słowacji pokazały, że populiści tracą rząd dusz Polityczny bałagan czy może raczej dowód na dojrzałość Słowaków? Pierwsze reakcje w Bratysławie na wyniki wrześniowych wyborów parlamentarnych wydają się skłaniać ku tej drugiej ocenie. Zaskakujący – także dla ośrodków badania opinii publicznej – sukces ugrupowań centrowych i prawicowych, które wchodziły w skład dotychczasowego rządu, sprawił, że wielu zewnętrznych komentatorów nie waha się mówić o mądrości politycznej naszych sąsiadów z południowej strony Tatr. „Wyborcy słowaccy pokazali wyraźnie, że najważniejszy jest dla nich proces integracji z Unią Europejską”, skomentował wynik wyborczy Eric van der Linden, przedstawiciel Komisji Europejskiej w Bratysławie. Czy tylko prawica ma zatem na Słowacji monopol na orientację proeuropejską? Tak tego, oczywiście, określić nie można. Także słowacka lewica, poza Komunistyczną Partią Słowacji, od dawna popierała wejście swego kraju do UE. Rozwój walki politycznej przed wyborami postawił jednak Słowaków przed dylematem efektywnego oddawania głosów. Ponieważ obwiniana za błędy z ostatnich lat Partia Demokratycznej Lewicy (szerzej o tym w ramce poniżej) mogła nie przekroczyć pięcioprocentowego progu wyborczego, wielu jej tradycyjnych zwolenników – jak wykazały sondaże – zdecydowało się w ostatniej chwili głosować na chadeków dotychczasowego premiera Dzurindy. W efekcie wielkim zwycięzcą słowackiej elekcji został Mikulasz Dzurinda. Choć jeszcze na kilka tygodni przed głosowaniem sondaże dawały jego Słowackiej Unii Demokratycznej i Chrześcijańskiej tylko 10% poparcia, w dniu wyborów ponad 15% głosujących wskazało na urzędującego premiera jako swojego faworyta. W ten sposób Dzurinda będzie pierwszym politykiem w Europie Środkowej i Wschodniej, który ma szanse pełnić nieprzerwanie funkcję szefa rządu przez dwie parlamentarne kadencje. „Ludzie wybrali człowieka, który popełnił sporo błędów, ale przynajmniej gwarantował, że kraj będzie dalej sterował w stronę Europy, a nie dreptał w miejscu jak za czasów Mecziara”, zauważył słowacki socjolog Michał Szimeczka. O racjonalnym, a nie emocjonalnym stosunku znacznej części wyborców – zwłaszcza tych najmłodszych – do polityki świadczą także wyniki dwóch ugrupowań populistycznych: Ruchu na rzecz Demokratycznej Słowacji (HZDS) Vladimira Mecziara oraz Kierunku (Smeru) Roberta Fica. W sondażach przedwyborczych obie te partie wydawały się prawie pewnymi triumfatorami elekcji. Jeszcze wiosną tego roku HZDS zbierał w badaniach opinii publicznej nawet 30% głosów, a Smer kolejne 18-20%. Vladimir Mecziar, który był akuszerem powstania niepodległej Słowacji w 1993 r., miał w ten sposób po raz trzeci powrócić do władzy, choć dwukrotnie jako szef rządu zapisał się w historii kraju jak najgorzej. Spychał Słowację w stronę antyeuropejską, budował system, w którym demokrację systematycznie osłabiały tendencje autorytarne. Robert Fico z kolei jeszcze dwa tygodnie przed wyborami był pewny, że zostanie nowym premierem. Na wiecach chętnie powtarzał, że jego strategia złotego środka pomiędzy socjalizmem i kapitalizmem to pomysł, o którym Słowacy marzyli od lat. Ostateczne wyniki i HZDS i Smeru, choć wysokie, okazały się dalekie od ambicji przywódców tych ugrupowań. Tradycyjni zwolennicy Mecziara, których wciąż nie brakuje wśród starszej części gorzej wykształconych mieszkańców górzystej, północno-zachodniej Słowacji, pozostali przy HZDS, ale nowych nie przybyło. Wielu tych, którzy chcieliby być może na Mecziara głosować (bo jest to niezaprzeczalnie polityk z charyzmą i zdolnością trafiania do zwykłego człowieka), wystraszyło się też zachodnich przywódców, którzy grozili, że w wypadku zwycięstwa HZDS Słowacja nie będzie przyjęta do NATO na zbliżającym się listopadowym szczycie Sojuszu w Pradze. Mecziarowi zaszkodził skandal dotyczący kosztów jego willi. Lider HZDS, który odchodząc z funkcji premiera w 1998 r. deklarował, że zdołał dorobić się jedynie starego opla corsy i nie ma ani korony na bankowym koncie, zbudował potem dom wart milion dolarów! Kiedy obliczono, że musiałby pracować na to 160 lat, nie chciał powiedzieć, skąd wziął pieniądze. Wyborcy – na Słowacji na ogół niezamożni i zmęczeni wieloletnim zaciskaniem pasa – nie chcieli mu tego wybaczyć. Gorzką lekcję odebrał też Robert Fico. Okazało się, że pomysł, by każdej grupie społecznej obiecywać co innego, a program budować ze sprzecznych postulatów to droga donikąd. „Fico obiecywał nowe czasy i nowych polityków, a otoczył się wygami, którzy działają na słowackiej scenie od 10
Udostępnij:
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram
- Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
- Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
- Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety









