Dr Pavulon czy dr Judym

Dr Pavulon czy dr Judym

Pomiędzy makabrą a ideałem, czyli raport o kondycji polskich lekarzy Lęk i nadzieja, strach i zaufanie – skrajne emocje, które budzą w Polakach rozmowy o lekarzach. Z jednej strony, dowiadujemy się o pionierskich operacjach i znakomitych wynikach terapii. Od lat czytamy o kolejnych uratowanych przez prof. Zbigniewa Religę. Ale ocaleni przez niego to nie tylko osoby po przeszczepie serca. Profesor wprowadził najpierw na Śląsku, potem na Mazowszu całodobowy dyżur kardiochirurgiczny. Szybka pomoc w tzw. złotej godzinie, gdy serce nie ulega zniszczeniu, uratowała wiele osób z zawałami. To jasne strony. Ale natychmiast przypominają się mroczne historie – docierają informacje o lekarzu, który zaszył w brzuchu nożyce lub nie przyjął człowieka z zawałem albo w najlepszym wypadku był tak pijany, że nie mógł zaszkodzić. Bardziej niż choroby zaczynamy się bać tego, który nas leczy. Spotkanie z anonimowym lekarzem na szpitalnym dyżurze kojarzy się z ruletką. Może cię uratować albo doprowadzić do kalectwa. I dlatego coraz rzadziej radzimy: „Idź do lekarza”. To nie może być ktoś anonimowy. Chcemy, by miał nazwisko, dobrą reputację i wrażliwość. Szukamy specjalistów, kierujemy się informacjami w mediach, pocztą pantoflową i własnym doświadczeniem. Chcemy, by nasz lekarz był nieomylny. Jesteśmy społeczeństwem coraz starszym – poza naprawieniem ciała oczekujemy opieki, podtrzymania sił. Do lekarza przychodzimy też z własną wiedzą. – Rozmowy dzisiejsze i te sprzed kilku lat dzielą lata świetlne – zapewnia prof. Henryk Skarżyński, szef Międzynarodowego Centrum Mowy i Słuchu. – Pacjenci są nieporównanie bardziej zorientowani w możliwościach medycyny. Winien i ma Zmienili się pacjenci, zmienili się lekarze. Jacy są ci z 2003 r.? Kartka podzielona na dwie części – po jednej stronie „winien”, po drugiej „ma”. Jaka jest duma, jaki wstyd medycyny? Dlaczego po tej złej stronie jest tak wiele zarzutów? Dlaczego określenie dr Pavulon, symbolizujące zgubę, tak łatwo przyjęło się w rozmowach? Dlaczego wreszcie tytuł dr. Judyma wywołuje uśmiech, jak zwykle, gdy mówimy o czymś rzadko spotykanym i niemodnym? Odpowiedzi na te pytania są trudne, bo dopiero od niedawna mierzy się jakość leczenia. Do tej pory wszystko opierało się na wrażeniach. – Akredytacja szpitali dopiero się u nas rozpoczyna – z 700 ma ją około 50 placówek – mówi prof. Krzysztof Bielecki, kierownik Kliniki Chirurgii Ogólnej Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego. – A europejską akredytację zdobyło tylko kilka. Tymczasem zasady przyznawania są proste: placówka ma być bezpieczna dla chorego i dla lekarza – jako miejsce pracy. Prof. Bielecki wywiesił na korytarzu swojej kliniki hasło: „Jakość życia chorego zależy od jakości życia personelu szpitalnego”. Każdą klinikę można ocenić obiektywnie. Pozwala na to wskaźnik śmiertelności, liczba powikłań, skala trudnych operacji i procent zakażeń szpitalnych. Jednak pacjenci nigdy nie będą sobie wyrabiać opinii na podstawie statystyki. Diagnoza postawiona im między parawanem a innym jęczącym chorym pozostanie wizytówką szpitala. Lista zarzutów Zła diagnoza to najgorsze, co może się zdarzyć. Dziś lekarze odważniej niż przed laty mówią na ten temat, przyznają, że jest to problem. Bo przecież poza dramatycznymi przypadkami, gdy dochodzi do procesu, w szpitalach jest wielu chorych, którzy najzwyczajniej byli źle leczeni. Oni po prostu będą należeli do „grupy gorzej wyleczonych”, zapewne też ich życie zostało skrócone. – Często spotykam się z błędami – przyznaje prof. Kazimierz Roszkowski kierujący warszawskim Instytutem Chorób Płuc. – Zawsze wtedy zastanawiam się nad przyczyną i zawsze znajduję brak odpowiedzialności oraz niski poziom edukacji. Prof. Roszkowski dzwoni do kolegi, który spartaczył leczenie. Po drugiej stronie słuchawki zapada cisza, no bo jakie może być usprawiedliwienie. Anonimowo, ale wielu lekarzy przyznaje się do błędów. Kiedyś była to sytuacja nie do pomyślenia. – Błędy mi się zdarzają – mówi warszawski onkolog. – Ale nie popełniałbym ich tylko wtedy, gdybym nic nie robił – dodaje. – W każdym zawodzie zdarzają się błędy – to opinia prof. Jacka Jassema, onkologa z gdańskiej Akademii Medycznej. – Zaprzeczenia są absurdalne. Trzeba tylko te błędy ograniczać. Tworzyć solidny system kształcenia i szkolenia podyplomowego. Bo wiedza w medycynie błyskawicznie się dezaktualizuje. Po dziesięciu latach od opuszczenia uczelni połowę wiadomości można uznać za przestarzałe. – Bywa,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 26/2003

Kategorie: Kraj