20 miliardów euro pożyczki uratowało Węgry przed bankructwem Węgry uniknęły bankructwa i ostrego kryzysu społecznego. Przyznał to w wywiadzie prasowym premier tego kraju Ferenc Gyurcsány. Madziarów ocaliła pożyczka w wysokości 20 mld euro, przyznana przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy (12,5 mld), Unię Europejską (6,5 mld) oraz Bank Światowy (1 mld). Szef rządu powiedział, że bez tego hojnego wsparcia doszłoby do załamania się kursu forinta i inflacji, która spowodowałaby utratę może nawet jednej trzeciej dochodów ludności. Państwo miałoby też kłopoty z płaceniem emerytur oraz pensji urzędnikom, lekarzom i nauczycielom. Dzięki pożyczce stan rezerw finansowych Budapesztu podwoił się, a zaufanie inwestorów do węgierskiej gospodarki wzrosło. 10-milionowe Węgry odczuły skutki globalnego kryzysu finansowego najdotkliwiej spośród wschodzących rynków Europy Środkowej. Przed zmianą ustroju ekonomia tego naddunajskiego kraju uznawana była za najbardziej wydajną w bloku wschodnim. Madziarzy dumni byli ze swego gulaszowego socjalizmu. Także po transformacji ustrojowej politycy przekonywali obywateli, iż gospodarka ma się tak znakomicie, że Węgry zasługują na dumne miano panońskiej pumy (Panonia to starożytna rzymska nazwa Niziny Węgierskiej). Po 1989 r. na Węgrzech ukształtowały się dwa obozy polityczne o mniej więcej równej sile, które do dziś prowadzą zaciętą walkę o władzę. Z jednej strony, socjaliści Ferenca Gyurcsánya, z drugiej – narodowo-konserwatywna partia Fidesz (Młodzi Demokraci), na czele której stoi były premier Viktor Orbán. Obaj politycy są charyzmatyczni, trochę wodzowscy i niezbyt skłonni do kompromisu. Nie trzeba dodawać, że liderzy zarówno prawicy, jak i lewicy nie szczędzili obywatelom hojnych obietnic, aby zdobyć poparcie w wyborach. Prowadzili też politykę finansowania wydatków poprzez zaciąganie kredytów za granicą. Podczas kampanii wyborczej w 2006 r. szef gabinetu Ferenc Gyurcsány obiecywał obywatelom złote góry i wszelkiego rodzaju socjalne dobrodziejstwa, aczkolwiek dobrze wiedział, że państwa nie będzie na nie stać. Ta taktyka przyniosła socjalistom wyborczą wiktorię. Gyurcsány jednak lekkomyślnie pozwolił nagrać swą wypowiedź, w której przyznawał, że społeczeństwo zostało okłamane. Nazwał też Węgry „k… krajem”. W październiku 2006 r., w rocznicę powstania węgierskiego z 1956 r., w Budapeszcie rozpętały się gwałtowne protesty, podsycane przez rozsierdzoną opozycję, która do dziś oskarża socjalistów, że rządzą tylko dzięki kłamstwu. Następstwa rozdawania pieniędzy publicznych okazały się gorzkie. W 2006 r. deficyt budżetowy sięgnął niebezpiecznego poziomu 9,2%. Premier Gyurcsány wprowadził politykę zaciskania pasa. Podniesiono podatki, zwłaszcza najbogatszym, wprowadzono czteroprocentowy podatek solidarnościowy dla firm, podwyższono składkę ubezpieczenia zdrowotnego. Państwowe subwencje do gazu i lekarstw zostały zredukowane. Zlikwidowano 30 tys. etatów w administracji, także samorządowej. Rząd zachęcał do swego programu hasłem „To nie będzie bolało”, z którego wkrótce potem bezlitośnie drwili opozycja i obywatele, ponieważ reformy oczywiście bolały. Ceny gazu wzrosły przeciętnie o 30%, prądu – od 10 do 14%. W 2007 r. realne płace spadły o 6%. Na skutek tych wysiłków dziura budżetowa została w bieżącym roku zmniejszona do 5,5%, ale wielu Madziarom zaczęła zaglądać w oczy nędza. W Austrii, tradycyjnie zatroskanej o swego naddunajskiego sąsiada, organizacje charytatywne urządzają zbiórki ubrań, zabawek, pieców grzewczych itp. dla potrzebujących Węgrów. Obywateli ogarnęło zniechęcenie. W marcu br. społeczeństwo odrzuciło w referendum rządowe propozycje wprowadzenia opłat za wizyty u lekarza i pobyt w szpitalu oraz czesnego za studia. Od maja br. premier Gyurcsány ma jeszcze trudniejsze zadanie, gdyż stoi tylko na czele gabinetu mniejszościowego. Pod koniec kwietnia Partia Wolnych Demokratów wystąpiła z koalicji rządowej po sporach z socjalistami na temat reformy służby zdrowia. Wydawało się, że najtrudniejszy etap reform bratankowie mają już za sobą. W bieżącym roku nie przewidziano już spadku płac realnych. Wtedy nadszedł globalny kryzys finansowy, który wykazał, że panońska puma gospodarcza jest w rzeczywistości wygłodzonym kociakiem. Węgry były bardzo źle przygotowane na nadejście finansowej zawieruchy. Zadłużenie zewnętrzne wynosi aż 117 mld euro, z czego prawie 90 mld w walutach zagranicznych. Dług publiczny stanowi 67% produktu krajowego brutto. György Jaksity, dyrektor budapeszteńskiej firmy giełdowej Concorde, obrazowo określił sytuację: „Nie oszczędzaliśmy, lecz wierzyliśmy, że można robić długi przez dziesięciolecia. Teraz, gdy nadszedł kryzys, zostaliśmy
Tagi:
Jan Piaseczny









