Regulamin jak pałka

Regulamin jak pałka

Gdy rządzi PiS, sejmowe reguły mogą się zmienić w każdej chwili Marszałek użył regulaminu niczym pałki wobec opozycji. Znów okazał się marszałkiem wojsk koalicji, a nie marszałkiem parlamentu – przekonywał w ubiegłym tygodniu lider PO, Donald Tusk. Niestety, nie pierwszy i nie ostatni to raz. Dziewięć miesięcy obradowania tego Sejmu pokazuje, że w IV RP prawo musi stać po słusznej stronie. Dlatego przypadki naginania regulaminu parlamentu zdarzają się coraz częściej. Łatwiej przecież opozycję spacyfikować, niż przekonać. – To nie jest łamanie prawa, ale parlamentarnych obyczajów i zasad, które wcześniej były przestrzegane – mówi poseł Wacław Martyniuk (SLD). I tak, regulamin mówi, że posłowie mogą przeprowadzać konsultacje, ale jeśli nie jest to na rękę rządzącej większości, to mogą z nich zrezygnować. Można zamawiać ekspertyzy, ale nie jest to obowiązek. W regulaminie wyznaczone są terminy, jakie powinny upłynąć np. pomiędzy jednym czytaniem ustawy a drugim. W obecnej kadencji są one – wbrew panującym obyczajom – maksymalnie skracane. – Te wszystkie elementy stanowią o poprawności legislacyjnej tworzonego prawa – dodaje poseł Martyniuk. Polityczne ustawy, ważne dla PiS, mają w Sejmie zielone światło i nie hamują ich obyczaje parlamentarne. Tak było z ustawą likwidującą poprzednią KRRiTV i powołującą nową. Sprawa była stawiana na ostrzu noża, bo politycy PiS obiecali prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu nowe prawo medialne jako prezent na gwiazdkę. Chodziło też o to, by to przychylni rządzącej partii członkowie rady wybierali wiosną władze mediów publicznych. Prace nad ustawą prowadzono w rekordowym tempie, naginając sejmowy regulamin. Komisja, do której trafił projekt ustawy, zwoływała posiedzenia w trybie nagłym. O ich terminach posłów zawiadamiano SMS-ami, tuż przed rozpoczęciem posiedzenia. Członkowie komisji nie mieli czasu na analizę zgłaszanych poprawek. Nie doczekali się też zamówionych przez nich ekspertyz, czy projekt jest zgodny z konstytucją (później okazało się, że w niektórych punktach był niezgodny). Jednego dnia odbyło się od razu drugie i trzecie czytanie. Na nic nie zdały się protesty opozycji, bo w Sejmie racja wynika z arytmetyki, a nie z argumentów. Cel uświęcił środki. LPR i Samoobrona akceptowały takie postępowanie, bo przy okazji wytargowały miejsca w mediach publicznych. LPR udało się też podlizać o. Rydzykowi i przeforsować zapisy faworyzujące Radio Maryja. Cennik łamania regulaminu Kolejny bulwersujący i bezkarny przypadek naginania regulaminu Sejmu widzieliśmy przy okazji uchwalania budżetu. Na straży partyjnego interesu stał dzielny marszałek Marek Jurek. Przede wszystkim nie dopuścił nawet do głosowania opozycyjnego wniosku o szybkie przyjęcie ustawy budżetowej. Kiedy obrady prowadził wicemarszałek Marek Kotlinowski, nieoczekiwanie przyjęto wniosek opozycji. Na salę wpadł wówczas zdenerwowany Marek Jurek i nie bacząc na regulamin, usiłował przerwać głosowanie i (w jego trakcie) odebrać prowadzenie obrad wicemarszałkowi. Łamanie przyjętych zasad zobaczyliśmy też w ubiegłym tygodniu, gdy gra toczyła się o przyjęcie korzystnych dla PiS zmian w ordynacji wyborczej. Kiedy ustalony na początku kadencji skład komisji samorządowej okazał się zły dla koalicji rządowej, PiS bez skrępowania dobrał sobie 30 PiS-owskich posłów. (W czasie tej swoistej „łapanki” sięgnięto nawet po b. posła PiS, który niedawno po pijaku zderzył się z przydrożnym płotem). Ale powiększenie komisji, trzeba było przegłosować na sali obrad. Tymczasem na sali nie było wystarczającej liczby posłów koalicji. Podczas gdy gorączkowo ich ściągano, PiS-owski marszałek raz po raz poddawał projekt pod głosowanie. W pierwszych dwóch głosowaniach kworum nie było, ale Marka Jurka trudno zniechęcić, gdy ma interes partyjny przed oczami. – Pierwszy raz spotykam się z sytuacją, że głosujemy tak długo, aż to odpowiada panu marszałkowi i koalicji – dziwiła się Iwona Śledzińska-Katarasińska z PO. W trzecim głosowaniu kworum już było i sporny punkt przyjęto. Ale przy okazji opozycja wytknęła, że marszałek nie zapytał – jak każe regulamin – czy któryś z posłów chce zabrać głos. Marszałek zaprzeczył i na dowód swej prawdomówności wyemitował fragment obrad, w którym zaprasza posłów do udziału w debacie. Problem polegał jednak na tym, że fragment dotyczył głosowania nr 2, a nie głosowania trzeciego, rozstrzygającego. Wówczas Marszałek Jurek rzeczywiście zbagatelizował ten wymóg. Zignorował też

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 35/2006

Kategorie: Kraj