Polska fascynująca, bo zwykła i przeciętna

Polska fascynująca, bo zwykła i przeciętna

Kiedy patrzę na Polskę z Ameryki, widzę kraj, który nie jest bohaterem, ale nie jest też najgorszym miejscem na ziemi Brian Porter-Szűcs – historyk Uniwersytetu w Michigan, autor wydanej właśnie książki „Całkiem zwyczajny kraj. Historia Polski bez martyrologii” Uprawia pan zawód wysokiego ryzyka, czyli jest pan historykiem i na dodatek zajmuje się Polską. – Tak. W Polsce można dzisiaj za to trafić przed sąd. – Tak, wiem, co się przydarzyło profesorom Barbarze Engelking i Janowi Grabowskiemu, piszącym o zachowaniach Polaków podczas Zagłady. Ja się nie boję, bo jednak jestem w USA. Ale w najbliższym czasie zamierzam wrócić do Polski i jestem optymistą. Pisałem tę książkę z dużą starannością i jestem przekonany, że nie ma w niej niczego, co byłoby prawnie niebezpieczne. A same idee – mogą być. Ale ta książka jest niebezpieczna właśnie z powodu idei. Opowiada o Polsce w taki sposób, w jaki tutaj się o niej nie mówi, w jaki nie mówi polska szkoła. Nie czułbym się wcale spokojny… – Wiem, ale właśnie dlatego napisałem tę książkę. Oczekuję, że może być krytykowana, i nie szkodzi. Wiem, że tezy w tej książce są dyskusyjne, i dobrze. Bardzo chciałbym dyskutować z polskimi czytelnikami. Myślę, że takie rozmowy są potrzebne. Sama dyskusja jest arcyważna, a moim zdaniem tych dyskusji nie ma, bo duża część historii Polski jest przyjmowana jako oczywistość. Włoski historyk Enzo Traverso napisał książkę „Historia jako pole bitwy”. Kiedy czytam o sprawach Polski od rozbiorów do dzisiaj, właściwie cały czas mam poczucie, że jestem na wojnie. Natomiast pan na historię Polski patrzy z zaangażowaniem, z sympatią, z olbrzymim zrozumieniem, ale też z dystansem, „przez obiektyw szerokokątny”. Być może to dopiero pozwala zrozumieć tę naszą nieustanną wojnę domową. – To również nie jest wyjątkowe, bo każdy kraj ma takie wojny o historię. U nas w Stanach, w ostatnim roku nawet, były ogromne spory o to, jakie pomniki mają być zachowane, a jakie obalone. Myślę, że i w Polsce takie rozmowy byłyby użyteczne. Są czasami pomniki, których nie warto zachowywać. Z drugiej strony długo dziwiło mnie, że nie ma pomnika Ignacego Daszyńskiego. Już jest. Przy placu Na Rozdrożu, niedaleko Dmowskiego. – No, to też dziwne. Ani jeden, ani drugi nie byłby z tego zadowolony. Pisze pan, że polskim myśleniem rządziły dwie wielkie figury: powstańca i matki Polki. I takie są nasze pomniki: powstaniec, najlepiej z przegranego powstania, generał, rycerz, polityk. A jakich jeszcze pomników panu brakuje? – Moim zdaniem powinny być to raczej pomniki ruchów niż osób. Bardzo ważny w dziejach Polski, ale mało zauważany, jest cały ruch chłopski. Podobnie ruch kobiecy, który pod koniec XIX i na początku XX w. był w Polsce dosyć silny, nie mniej niż gdzie indziej w Europie. Źle się czuję z pomnikiem Dmowskiego w centrum Warszawy, mam poczucie, że symbolizuje on tę opowieść o Polsce, która jest szkodliwa, trująca, która gdzieś się przekłada na to przeklęte słowo nacjonalizm, na antysemityzm, który Polska ma ciągle nieprzepracowany. – Moja pierwsza książka, którą napisałem 20 lat temu, była o ruchu narodowym na początku XX w., o endecji. Sądzę, że czytałem prawie wszystko, co Dmowski pisał, przynajmniej do I wojny światowej – i było to naprawdę okropne. Wcale nie jest tak, że „owszem, okropne, był antysemitą, ale oprócz tego miał dobre pomysły”. Nie! Cała jego ideologia jest oparta na zasadzie wiecznej walki: relacje między narodami muszą być wiecznie wrogie, nie może być inaczej. Takie są zasady ruchu endeckiego, autorytaryzmu. Ja naprawdę nie widzę żadnych zasług Dmowskiego dla Polski. Był w Paryżu w czasie rozmów po I wojnie, ale co on tam zrobił tak realnie? Czy wpłynął jakoś np. na Wilsona? Wątpię. Ważniejsze były wpływy amerykańskiego filozofa i teoretyka nauki Johna Deweya, który ze swoimi studentami prowadził badania imigrantów zarobkowych z Polski. To on napisał bardzo ciekawe memorandum do Wilsona o Polsce. Sens tego memorandum można odczytać jednoznacznie jako: nie słuchaj Dmowskiego! No tak. W Polsce obserwujemy niezwykłe przesunięcie całej rozmowy o historii i o polityce w prawą stronę, czyli tak naprawdę w prawicowo-konserwatywną, endecką. Mówi się, że Polską rządzą dwie trumny: Dmowskiego i Piłsudskiego. Ale nie tego Piłsudskiego, który był założycielem PPS, napadał na pociągi i wydawał „Robotnika”, tylko tego,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2021, 2021

Kategorie: Kraj, Wywiady