Do niemieckich kin trafił trochę pacyfistyczny film o słynnym czerwonym baronie Był najsłynniejszym asem przestworzy I wojny światowej. Zestrzelił 80 samolotów wroga. Zabił 75 nieprzyjacielskich lotników w przeciągu 20 miesięcy. Tylko 33 pilotów i obserwatorów z 22 strąconych samolotów przeżyło atak słynnego „czerwonego barona”. Ten pruski oficer zwany był także „czerwonym pilotem bojowym” lub, jak mówili Anglicy, „czerwonym diabłem”, polecił bowiem pomalować swój samolot na czerwony kolor. Początkowo Brytyjczycy przypuszczali, że tak jaskrawy aeroplan pilotuje dziewczyna, niemiecka Joanna d’Arc. Manfred von Richthofen już za życia stał się idolem Rzeszy. Kiedy przyjeżdżał na urlop, dzieci, młodzież i piękne damy tłumnie pielgrzymowały pod jego dom w nadziei na autograf. Propagandziści kajzerowskich Niemiec świadomie tworzyli jego legendę. Mit niezwyciężonego rycerza przestworzy miał dodać ducha głodującym cywilom oraz gnijącym w okopach żołnierzom. Kiedy Richthofen zginął 21 kwietnia 1918 r. w wieku zaledwie 25 lat, stał się archetypem niemieckiego wojownika bez skazy. Ostatni dowódca Jagdgeschwader (Pułku Lotniczego) Richthofen, Hermann Göring, bez skrupułów wykorzystywał sławę czerwonego barona i jego podniebnych asów, aby torować nazistom drogę do władzy. Niemcy dobrze wiedzą, że nie mogą chlubić się wyczynami swoich żołnierzy z II wojny światowej, którzy walczyli przecież za sprawę arcyzbrodniarza Hitlera i jego ludobójczej machiny. Ale czerwony pilot pozostaje bohaterem. W skład lotnictwa wojskowego RFN wchodzi Jagdgeschwader Richthofen. W 1990 r. sekretarz generalny NATO Manfred Wörner rozpływał się z zachwytem nad szlachetnym postępowaniem czerwonego barona: „Taktyka Richthofena wynikała także z jego poglądów na temat żołnierskiego honoru. Jej fundamentem był szacunek również dla nieprzyjaciela. Właśnie ten szacunek zabraniał bezsensownego niszczenia życia ludzkiego. Kiedy to było możliwe, piloci lądowali obok zestrzelonego przeciwnika, aby osobiście wziąć go do niewoli”. Obecnie widzowie w niemieckich kinach oglądać mogą 129-minutowy film „Czerwony baron”, nakręcony za 18 mln euro – to jedna z najkosztowniejszych produkcji kinematografii Republiki Federalnej. Film nie zebrał najlepszych recenzji – jak stwierdził „Der Spiegel”, reżyser Nikolai Muellerschoen stworzył „mieszaninę parady lotniczej z pacyfistycznym teatrzykiem”. Richthofen został ukazany jako pięknoduch w białym szalu, który cytuje Dantego i Oscara Wilde’a, skarży się, że świat stał się wielką rzeźnią i zdaje sobie sprawę, że tej wojny nie można wygrać. Swoich pilotów poucza, aby zachowywali się z honorem: „Bądźcie sportowcami, a nie mordercami”. Deklaruje: „Nie będę nieśmiertelnym Bogiem, którego chce ze mnie zrobić Berlin. Wiem, że taka propaganda zwabiła do okopów miliony”. W całkowicie niewiarygodnej scenie niebiańsko piękna francuska pielęgniarka prowadzi nocą czerwonego barona do lazaretu. Niespodziewanie włącza światło, aby dzielny lotnik obejrzał sobie potwornie okaleczonych piechurów i zrozumiał, czym naprawdę jest wojna. Oczywiście film nakręcony został z pacyfistycznym duchem obecnych czasów i poprawności politycznej. Podkreślić jednak wypada, że Richthofen nie był nieskazitelnym herosem przestworzy, jakim się go przedstawia, a wojna w powietrzu, aczkolwiek nie tak straszna jak na ziemi, gdzie żołnierze ginęli tysiącami w lawinie ołowiu i w chmurach gazów bojowych, była przecież bardzo brutalna. Kruche samoloty z drewna i płótna, obciążone silnikami i zbiornikami z paliwem, bardzo łatwo zapalały się podczas walki. Lotnicy wiedzieli, że muszą jak najszybciej unicestwić przeciwnika, inaczej sami zostaną zabici. Największe sukcesy 11. eskadra (Jagdstaffel 11) rotmistrza Richthofena odniosła w kwietniu 1917 r., dzięki nowym, szybkim i zwrotnym samolotom myśliwskim – albatrosom. Wstrząśnięci Anglicy mówili wtedy o krwawym kwietniu. Przeciętna oczekiwana długość życia pilota brytyjskiego Królewskiego Korpusu Lotniczego spadła wtedy z 295 do 92 godzin. Richthofen strącił jednego dnia, 29 kwietnia, aż cztery nieprzyjacielskie maszyny. Najlepsi piloci w nadziei na ordery i sławę usiłowali osiągnąć jak największą liczbę zestrzeleń. Rycerskie gesty zdarzały się rzadko, zazwyczaj gdy posiekana pociskami maszyna przeciwnika była już na ziemi. Najnowsza biografia Richthofena, pióra niemieckiego historyka Joachima Castana to próba pokazania asa przestworzy jako człowieka. Po jej opublikowaniu na spiżowym posągu czerwonego
Tagi:
Krzysztof Kęciek









