Rock nie umarł

Rock nie umarł

Na festiwalu w Jarocinie młodzi odczytali PRL jako Punk Rock Later Pierwsi fani gitarowych riffów i mocnego uderzenia przyjechali już dzień przed imprezą. Każdy kolejny pociąg dowoził nowych punków, hipisów, rastafarian lub zwykłych miłośników ambitnego rocka. Jarociński dworzec – jak za dawnych lat – zaroił się od glanów, skórzanych kurtek, dziwnych fryzur i kolczyków. Równie szybko zapełniały się miejskie parkingi, na które zajeżdżały auta z całego kraju. Wśród nich służbówki przedstawicieli handlowych, z których powiewały czerwono-czarne szturmówki i flagi z pacyfistycznymi emblematami. Na boisku szkolnym – ku uciesze dzieci – wyrosło prowizoryczne pole namiotowe. Przed sklepami ustawiały się długie kolejki. – Piwo, wino, bułki, konserwy – ekspedientka wylicza najczęściej sprzedawany asortyment. Przyjezdni szybko wtopili się w pejzaż miasta. Grupki młodych gniewnych rozsiadały się w parku, na ławkach lub murkach. Niektórzy spacerowali z piwem po uliczkach i zakamarkach Jarocina. Na rynku pod arkadami zagnieździły się spragnione miłości pary i zwolennicy popołudniowej sjesty. Tu i ówdzie słychać było chwytliwe refreny punkowych szlagierów, puszczanych z przenośnych magnetofonów lub intonowanych przez podchmielonych amatorów śpiewu. Wszędzie jednak spokojnie. Żadnych burd ani awantur, co wyraźnie cieszyło

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2005, 24/2005

Kategorie: Reportaż